Większość kibiców w Anglii płacze po rozstrzygnięciach Champions League. Weekendowe rozgrywki ligowe oznaczają szansę rewanżu dla zranionych potentatów. Na klasyk 13. kolejki Premier League wyrasta potyczka Liverpoolu i Manchesteru City. Swoje do udowodnienia będą mieli także Andre Villas-Boas [fot], Stoke oraz Blackburn.
1. Syndrom Ligi Mistrzów
Wszystkie cztery angielskie drużyny walczyły w środku tygodnia o wysokie cele w Lidze Mistrzów. Menedżerowie nie mogli sobie zatem pozwolić na nadmierne rotowanie składem. Reprezentanci Anglii musieli się sporo nabiegać, a i tak, za wyjątkiem Arsenalu, skończyli mecze z niesatysfakcjonującym wynikiem.
Do weekendowych zmagań w Premier League Chelsea, Manchester City i United przystąpią zmęczone i nieco przytłoczone. Największego kaca po Lidze Mistrzów mieć będą podopieczni Roberto Manciniego, których dalszy los w europejskich rozgrywkach zależy od Napoli i Bayernu Monachium.
Już dawno angielskie kluby nie miały tyle trudności w fazie grupowej Champions League. Za dwa tygodnie troje z czterech przedstawicieli brytyjskich czekają spotkania o życie, które skutecznie rozproszą potentatów od ligowych zmagań na Wyspach.
2. Latający Holender
Znakomite humory nie opuszczają za to Emirates Stadium. Arsenal wygrał 11 z 13 ostatnich meczów we wszystkich rozgrywkach. Człowiekiem odpowiedzialnym za przemianę Kanonierów z brzydkiego kaczątka (początek sezonu) w dorodnego łabędzia jest kapitan Robin van Persie. Holender zewsząd zbiera pochwały, ponieważ strzela seriami i już teraz wpisuje się w annały historii.
Van Persie został w zeszłym tygodniu piątym graczem w dziejach Premier League, któremu udało się zdobyć ponad 30 ligowych goli w roku kalendarzowym (aktualnie ma ich 31). Do najlepszego Alana Shearera z 1995 roku brakuje mu tylko pięciu celnych strzałów. Jak podają statystycy Opta, snajper Arsenalu był w 2011 zaangażowany poprzez celne trafienie do siatki lub asystę w 65% bramek Kanonierów w angielskiej ekstraklasie.
Do tego należy doliczyć sześć goli dla reprezentacji Holandii, pięć w Lidze Mistrzów oraz dwa w krajowych pucharach. Łącznie w 2011 van Persie uzbierał 44 bramki, a ma jeszcze ponad miesiąc na poprawę statystyk.
Van Persie zwykł strzelać dubletami lub hat-trickami. W samym tylko 2011 zaliczył dziesięć spotkań z przynajmniej dwoma golami na koncie.
Liczby Holendra powinien przestudiować bramkarz najbliższego rywala Arsenalu, Mark Schwarzer z Fulham.
3. Hit na Anfield
Szlagierowym meczem 13. kolejki Premier League będzie pojedynek Liverpoolu i Manchesteru City na Anfield. Gospodarze jeszcze w tym sezonie nie przegrali na własnym obiekcie. Zdanie to mniej imponuje, gdy bierze się pod uwagę osiągnięcia niedzielnych przeciwników The Reds. City w lidze nie poległo jeszcze ani razu, niezależnie od miejsca rozgrywania spotkań.
W czym Liverpool może szukać szansy na pokonanie nietykalnych na brytyjskiej ziemi The Citizens? Piłkarze Kenny’ego Dalglisha muszą wykorzystać “miękkie podbrzusze” City, czyli bocznych obrońców. Micah Richards oraz Gael Clichy zachwycają częstym włączaniem się do ataków, ale jednocześnie zostawiają za sobą duże połacie terenu. To stwarza okazję do wykazania się skrzydłowym Liverpoolu – Stewartowi Downingowi, Dirkowi Kuytowi lub Craigowi Bellamy’emu. Boczni pomocnicy The Reds muszą trzymać się blisko linii i w ten sposób szukać dziur w ustawieniu defensywy liderów tabeli. Taka taktyka powinna odpowiadać chłopcom Dalglisha, którzy najczęściej spośród wszystkich drużyn w lidze próbują dośrodkowań w pole karne.
Manchester City ma bardziej utalentowanych technicznie piłkarzy, dlatego Liverpool będzie bazować na szybkich kontrach. Nie futbolowe fajerwerki, a krew, pot, znój i łzy mają szansę przynieść The Reds wygraną na Anfield. Jednak Liverpoolu nie należy przedwcześnie skreślać, ponieważ ta drużyna uwielbia spotkania o wysoką stawkę.
4. Niegościnna Anglia dla Villas-Boasa
Za Andre Villas-Boasem bardzo ciężki tydzień w pracy. Jego Chelsea przegrała ważne mecze z Liverpoolem i Bayerem Leverkusen. Słabe wyniki podważyły pozycję portugalskiego menedżera.
34-latek nie mógł marzyć o lepszym momencie na pojedynek z Wolverhampton u siebie. Wilki przegrały cztery kolejne spotkania wyjazdowe, a ostatnie zwycięstwo na Stamford Bridge zanotowały w marcu 1979 roku.
Prawdopodobna wygrana nad Wolves raczej nie odmieni sezonu Chelsea, ale oddali od Villas-Boasa złą prasę i da jego drużynie długo wyczekiwany pozytywny bodziec. Z drugiej strony, zgubienie punktów z Wolverhampton będzie dla The Blues prawdziwą tragedią.
5. Słaba jakość, wielkie emocje?
W minionej kolejce szlagierem okazał się najgorzej zapowiadający się mecz. Czy podobnie może być i tym razem? Rywalizacja Stoke z Blackburn oznacza spotkanie najrzadziej i najniechlujniej podających oraz najmniej strzelających na bramkę zespołów. Tylko Aston Villa równa się w tym niechlubnym względzie z drużynami otwierającymi sobotnie zmagania w Premier League.
O ile Blackburn typowano przed sezonem do walki o utrzymanie, tak postawa Stoke stanowi spore zaskoczenie. Podopieczni Tony’ego Pulisa kiepsko radzą sobie z łączeniem ligi angielskiej i europejskich pucharów. Teraz Stoke miało przerwę w rozgrywkach Ligi Europejskiej, toteż jest faworytem do zwycięstwa nad Blackburn. Mimo wszystko, wielkiej piłki na Britannia Stadium trudno się spodziewać.
Komentarze