Manchester City i Pep Guardiola kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa: 21. z rzędu wygrana, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, 55-8 bilans bramkowy, 133 wygrane w 179 meczach w Premier League. Gdzie nie spojrzysz, rekord. A jednak ciągle na tym świecie są niedowiarkowie, którym wydaje się, że Guardiola nie jest najlepszym trenerem na świecie!
Pep Guardiola – pogromca rekordów
56 goli w lidze – najwięcej. 62% posiadania piłki – najwięcej. Najwięcej podań – 18480, najwięcej strzałów – 418 i najwięcej meczów bez straconego gola – 15. Równocześnie najmniej straconych goli w lidze (17) i najmniej porażek (2). Zapewne zaraz będą w 1/4 finału Ligi Mistrzów, lada chwila tak bardzo odlecą w Premier League, że nie będzie miał kto ich gonić. Własnego rekordu zdobytych punktów (100) z Man City pewnie Guardioli pobić się nie uda bo na razie ma ich “tylko” 65 czyli o 15 więcej niż drugi w tabeli Manchester United… Do City pod wodzą Guardioli, z tego samego sezonu 2017/18, należy też rekord goli strzelonych – aż 106!
Oczywiście podobnymi rekordami epatowały prowadzone przez niego FC Barcelona i Bayern Monachium. W trakcie poprzednich 12 sezonów wygrał 28 trofeów. W tym sezonie, są na dobrej drodze do kilku kolejnych, ilu? Jeszcze nie wiadomo, lecz mistrzostwo Anglii jest wielce prawdopodobne. Są w finale pucharu ligi, w ćwierćfinale pucharu Anglii i w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Gdyby City wygrali wszystkie trofea osiągnęliby nieosiągalne do tej pory dla angielskich klubów. Sam Guardiola zaś osiągnąłby średnią z kariery… 2,5 trofeum na sezon! W trakcie 140-letniej historii Manchesteru City, klub zdobył 25 krajowych trofeów (mistrzostwa kraju, puchary kraju oraz ligi i Tarcze Dobroczynności). Osiem z Hiszpanem! Gdyby w tym rewelacyjnym roku serie wygranych trwały i trwały, to City skończyliby nie tylko na czterech trofeach, a potem mogliby jeszcze “machnąć” trzy następne na rozpoczęcie sezonu 2021/22 i tak rok kalendarzowy zakończyć z siedmioma trofeami, czym przebiliby… FC Barcelonę Pepa Gurdioli i Bayern Monachium Hansiego Flicka.
Czy byli lepsi od niego?
Domyślam się, że tylko kolejnymi rekordami (bitymi kosztem własnych rekordów!) sanpedorczyk jest w stanie przekonać niedowiarków o swej wybitnej klasie. Co jakiś czas da się bowiem słyszeć, że tylko dwa razy Ligę Mistrzów wygrał, jakby co najmniej jej wielokrotne wygrywanie było zwyczajem innych szkoleniowców. Bo tak naprawdę jedynie Carlo Ancelotti (12 lat starszy od Guardioli) i Jose Mourinho (osiem lat starszy) mają porównywalne, acz i tak już krótsze listy osiągnięć. Włoch wygrał trzy razy Champions League, ale jego drużyny nie miażdżyły konkurentów jak te, prowadzone przez Guardiolę. Rekordy punktów i goli, rekordowe serie wygranych meczów to nie styl obecnego trenera Evertonu. Mourinho za to zdaje się być w fazie schyłkowej. Nie wygrał niczego od 2017 roku, może się zdarzyć, że niczego nie wygra też w tym sezonie i straci pracę w Tottenhamie (wróble ćwierkają o pewnym młodym Niemcu w roli następcy).
Oczywiście, że trzy z rzędu edycje Ligi Mistrzów wygrane przez Real Madryt pod komendą Zizou wbijają w fotel! Bo wyczyn to z bajki opisującej najbardziej nieprawdopodobne przygody piłkarskie. Lecz poza tym wszystkie inne osiągnięcia piłkarskie jednoznacznie przemawiają na rzecz Pepa. Musimy się bowiem zgodzić, że żyjemy w czasach największych indywidualności w świecie futbolu od czasów… hm, chyba takich czasów to jeszcze nie mieliśmy.
Pewnie, że Rinus Michels osiągał wielkie sukcesy z Ajaksem, Barceloną i Holandią. Sam przed tygodniem opisywałem brazylijskiego trenera Lulę, którego Santos miażdżył w Ameryce Południowej, pewnie że Sir Alex, Bob Paisley, Giovanni Trapattoni… ale żaden z nich nie przychodził do nowej ligi nie demolował tablicy rekordów. Tymczasem ten kulturalny, empatyczny i grzeczny Pep Guardiola robi to od samego początku kariery. Nie było w historii futbolu szkoleniowca pracującego w czołowych ligach, który w każdej z nich bił rekordy serii wygranych meczów, strzelonych goli, różnicy punktowej nad rywalami itp. Guardiola po prostu zabija konkurencję! Oczywiście ma na to pieniądze. Bo pracuje w klubach bogatych. Z drugiej strony nie bądźmy dziecinni, nie ma lig, w których ton rozgrywkom nadają “niebogaci”. Przecież rozgrywki ligowe to nieustający wyścig zbrojeń, gdzie obowiązuje zasada – im więcej tym lepiej. Sam Guardiola mówi o tym otwarcie: – Zawsze potrzeba pieniędzy. Real, Juventus, Bayern, United, Liverpool, Rangers, Ajax wygrywają bo mają najwięcej pieniędzy. Najlepsi piłkarze dużo kosztują, a ja chcę mieć najlepszych. Szasta więc Manchester City za jego kadencji, ale szastał też za kadencji innych trenerów i nie osiągał tak wiele. Juventus zwolnił z wydatkami chociaż na chwilę, od razu przestał dominować we Włoszech. Kryzys finansowy w Barcelonie – od razu mizerne szanse na mistrzostwo Hiszpanii. PSG czy Bayern nogi z gazu nie zdejmują to i supremację u siebie utrzymują. Podobnie Guardiola.
Ale jest coś, co w dyskusji nad jego geniuszem zdaje się ostatecznym kontrargumentem dla wszelkiej maści malkontentów. Te seryjnie zdobywane tytuły i bite rekordy mają swój wspaniały i trudny do podrobienia styl. Guardiola jak nikt na świecie wygrywa i przegrywa pięknie. Jego drużyny grają w sposób wyrafinowany, robią show, które ogląda się jak popisy Cirque de Soleil.
Dla niego zmieniano plan dnia
Swego czasu wydałem książkę o Guardioli, w której argentyńscy trenerzy opowiadali o wpływie Pepa na odrodzenie pewnej kultury grania w ich kraju. Chodziło o przemyślane, cierpliwe rozgrywanie akcji, o wykorzystywanie w grze wszystkich zawodników, o doskonalenie umiejętności technicznych by dzięki lepszej technice dominować i być szybszym od rywala. W 2021 roku każdy kibic to wie. 10 lat temu drużyn grających w tym stylu było naprawdę niewiele.
Ariel Holan, argentyński trener Santosu, a w przeszłości m.in. Independiente najtrafniej podsumował fenomen Pepa: – Mecze w Europie rozgrywane są w bardzo wcześnie, u nas (Ameryka Pd – przyp. BR) to czasami południe. Żeby obejrzeć mecz drużyny Guardioli trzeba było przeorganizować sobie dzień. Czekałeś na ten mecz. Sorry, ale na Atletico Madryt Diego Simeone tak się nie czeka i nie wstaje wcześniej. Bo jak słusznie zauważył jeden z komentatorów ESPN: – Pep Guardiola jest jak Phil Jackson, bierze najlepszych i robi z nich jeszcze lepszych.
A my w czasach największych piłkarskich indywidualistów – Messiego i Ronaldo – mamy jeszcze okazję podziwiać trenera łamiącego rekordy jak Bruce Lee łamał dachówki. Rozsiądźmy się więc wygodnie i oddajmy się weekendowemu spektaklowi z udziałem PepTeamu – derbom Manchesteru, które już w na początku marca mogą przesądzić o tytule wręczanym pod koniec maja…
Bartłomiej Rabij
Komentarze