Menedżer Celticu, Neil Lennon, otrzymał na swój adres domowej roboty bombę, która miała wybuchnąć mu w twarz i go zabić lub w bardziej optymistycznym wariancie poważnie zranić. Co prawda od tych wydarzeń minęło już parę dobrych lat, ale nienawiść do Irlandczyka wśród wielu osób nie minęła. Kiedyś usłyszał: ryzykujesz życie pracując w Celticu.
– Jestem człowiekiem futbolu i wiele już widziałem. Mam jednak rodzinę, małego syna, partnerkę i rodziców. Boję się, do czego ludzie potrafią się posunąć – mówił podczas rozprawy w sądzie, na której skazywano dwóch bandytów, Neil Lennon. Policja w Glasgow od początku przypuszczała, że atak na Irlandczyka miał związek z jego pracą. Bomby wysyłano aż trzykrotnie. Za każdym razem na wysokości zadania stawały jednak poczta Royal Mail i policja. Paczki z bombą nigdy nie trafiły w ręce rodziny Lennonów. Tylko dlatego nie doszło do tragedii.
Niektórzy nie dowierzali, że całe zdarzenie może być powiązane z lokalnym rywalem – Rangers FC. Śledztwo wykazało jednak, że winni są dwaj mężczyźni – Trevor Muirhead i Neil McKenzie. Obaj wielokrotnie widywani byli na stadionie Ibrox Park i w koszulkach Rangers. Mieli kochać ten klub bardziej niż swoje rodziny i właśnie z powodu swoich przekonań planowali zabić. Sąd nie miał dla nich taryfy ulgowej i trafili za próbę zabójstwa na kilka lat do więzienia. Warto zaznaczyć, że prócz Lennona próbowali zaatakować też kibicująca Celticowi polityk Trish Godman, a także prawnika menedżera The Bhoys.
Zaczęło się od paczki z nabojami
Życie Neila Lennona od wielu lat kręci się wokół klubu z Glasgow. Jako piłkarz grał tu w latach 2000-2007, rozgrywając 214 meczów. Po trzech latach, na samym początku menedżerskiej kariery, wrócił tam w roli pierwszego szkoleniowca. Odnosił sukcesy, zdobywając mistrzostwo kraju i wychodząc z grupy Ligi Mistrzów. Jego przynależność do Celticu od początku kłuła w oczy skrajnych fanów lokalnego rywala – Rangers. Neil Lennon urodził się i wychował w Irlandii Północnej. Pochodzi jednak z katolickiej rodziny, a do tego pracuje dla Celticu. Dla niektórych osób to wystarczające powody, by po prostu go nienawidzić.
W Glasgow, mieście podzielonym pod względem religijnym, politycznym i społecznym, mało która osoba po stronie Celticu hejtowana była tak bardzo jak Neil Lennon. Irlandczyk podpadł jeszcze jako piłkarz, gdy zdarzało mu się grać bezpardonowo i brutalnie, a w czasie derbów z Rangers wykonywać odważne gesty w kierunku fanów rywali. Czym innym są jednak gwizdy czy obraźliwe komentarze napisane w Internecie, a czym innym konstruowanie i wysyłanie bomby, która ma zabić.
Nim do tego doszło, Neil Lennon otrzymał ostrzeżenie. Były nim listy wysłane na jego domowy adres i do ośrodka treningowego klubu. W środku były naboje do broni. Już wtedy policja została postawiona na baczność i zaczęła przyglądać się całej sprawie. Koszmar zakończył się dopiero na wiosnę 2012 roku, gdy sprawcy zostali złapani i następnie skazani.
W międzyczasie Lennona zaatakowano też na innym stadionie – Tynecastle w Edynburgu. Protestanccy kibice Hearts nigdy nie lubili Celticu i katolików, przez co Lennon obrywał podwójnie. Raz ktoś rzucił w niego monetą z wysokości trybun. Innym razem jeden z pseudokibiców wbiegł na murawę i powalił Lennona na ziemię. W mediach komentowano, że Irlandczyk miał duże szczęście, że wyszedł z całego zdarzenia bez szwanku.
Neil Lennon miał długo dyskutować z rodziną o swojej przyszłości. W jego otoczeniu były osoby, które radziły mu, by odszedł. Pracą w Celticu ryzował po prostu życie. Irlandczyk przemyślał jednak całą sprawę i zdecydował się zostać. Gdyby opuścił Glasgow, dałby bandytom to, na co liczyli. Ostatecznie został w Celticu do 2014 roku i sięgał po kolejne mistrzostwa Szkocji. Gdy odszedł, wydawało się, że ten etap życia ma definitywnie za sobą. Wiosną 2019 roku, przed finiszem ważnego sezonu, drużyna z Glasgow traciła swojego menedżera. Brendan Rodgers zdecydował się zaakceptować kuszącą propozycję z angielskiego Leicester City i zostawił Celtic niejako na lodzie. Odezwano się wówczas właśnie do Lennona. Irlandczyk wrócił na Parkhead i dokończył rozgrywki, zdobywając mistrzostwo i puchar Szkocji. Zarząd z miejsca zaproponował mu stałą umowę.
Łaska kibica na pstrym koniu jeździ
Po powrocie Lennona do Glasgow fani Rangers sobie o nim przypomnieli. Nikt nie wysyła mu już bomb i pogróżek. Sam Irlandczyk liczy, że ten etap życia ma już ostatecznie za sobą. W czasie derbów, jeszcze przed pandemią koronawirusa, kibice lokalnego rywala znów na niego gwizdali i na każdym kroku obrażali. – Mam swoją teorię na ten temat. Gdybym był niczym nie wyróżniającym się piłkarzem czy menedżerem, zostawiliby mnie w spokoju. Obrażają mnie, bo się mnie obawiają – powiedział dziennikarzom The Scottish Sun Lennon.
Dalsza praca Irlandczyka na Parkhead stoi jednak pod dużym znakiem zapytania. Ci sami kibice Celticu, którzy jeszcze kilka miesięcy temu nosili go na rękach, chcą jego zwolnienia. Zespół fatalnie wszedł w sezon i po porażce z węgierskim Ferencvarosem nie awansował do Ligi Mistrzów. W Europa League też spisywał się mizernie. Przegrał dwukrotnie ze Spartą Praga i nie wyszedł z grupy. Największy cios otrzymał jednak na krajowym podwórku, gdzie traci aż 16 punktów do lidera – Rangers. Istnieje więc duże ryzyko, że po blisko dziesięciu latach dominacji w kraju Celtic straci w końcu mistrzostwo.
Po serii mizernych wyników fani The Bhoys zaczęli protestować pod stadionem. Pojawiły się tak takie transparenty jak “Lennon out” czy “Enough” (ang. dość). Neil Lennon jest jednak zbyt dużym walczakiem, by po prostu odejść. – Gdybym uważał, że nie mogę wyprowadzić drużyny na prostą, to bym zrezygnował – powiedział dziennikarzom. Lennona nadal wspiera zarząd i zapowiada, że w najbliższym czasie nie dojdzie do żadnego zwolnienia. Szkoccy komentatorzy uważają, że dzieje się tak między innymi z powodu sentymentu i wdzięczności za przeszłość. Lennon nie opuścił bowiem Celticu nawet wtedy, gdy zagrożone było jego życie. Teraz zarząd mu się odwdzięcza, wykazując się dużą cierpliwością.
Mecz prawdy na Ibrox Park
Kluczowe dla przyszłości tego menedżera może okazać się derbowe spotkanie, do którego dojdzie 2 stycznia na Ibrox Park. “Jeśli Celtic chce zdobyć mistrzostwo, musi tam wygrać” – czytamy na łamach Daily Record. Obecnie dystans między klubami wynosi 16 punktów, ale Celtowie rozegrali trzy mecze mniej. Jeśli je wygrają, a do tego zwyciężą w bezpośrednim starciu, to zbliżą się na odległość czterech punktów. A wówczas walka o tytuł będzie sprawą otwartą.
Wszyscy pamiętają jednak o wstydliwym meczu z początku jesieni. Rangers przyjechali wtedy na Celtic Park jak po swoje i wygrali 2:0. Drużyna Lennona nie oddała nawet celnego strzału na bramkę i wyglądała na kompletnie rozbitą. Gospodarze grali co prawda bez kilku podstawowych zawodników, ale nie mogło być to dla nich żadnym wytłumaczeniem.
Byłby to przykry epilog, gdyby Neil Lennon opuszczał Celtic w momencie, gdy jako menedżer zawodzi. Tego, co zrobił w przeszłości dla klubu nikt mu jednak nie odbierze.
Z Glasgow dla Goal.pl Michał Wachowski
Komentarze