Dobrą robotę robicie, pozdrawiam z Liverpoolu. Moim zdaniem robicie kapitalną robotę, szacunek dla was! Nawet moja żona ze mną ogląda Manchester United, bo nie ma wyjścia, a telewizor jeden. Panie ten Hag, super robotę Pan robi na Old Trafford. Pozdrawiam chłopaków, a w szczególności Marcusa Rashforda, Casemiro i Luke’a Shawa.
- Manchester United wygrał z Bournemouth i przedłużył serię zwycięstw. Czerwone Diabły ogląda się z przyjemnością
- Brighton Roberto De Zerbiego jest w stanie strzelić każdemu
- Hit na The Emirates rozczarował – bezbramkowy remis nie zdobył serc fanów
- Liverpool w Londynie zaprezentował się zdecydowanie poniżej oczekiwań
Manchester United ten Haga = wyniki i atrakcyjna gra
Czy można czerpać przyjemność z oglądania spotkań Czerwonych Diabłów? Kibice Liverpoolu i City bez wątpienia od razu zaprzeczą, ale nawet i oni muszą, a przynajmniej powinni przyznać, że Manchester United pod wodzą Erika ten Haga zmienił się na dobre. I chyba zrobił to na dobre, ponieważ gra podopiecznych Holendra już od dłuższego czasu cieszy oko. Nie tylko fanów bezgranicznie zakochanych w klubie z Old Trafford, ale także postronnych sympatyków Premier League.
Trzy mecze, trzy zwycięstwa, zero straconych goli – tak prezentuje się bilans United w ligowych potyczkach po mundialowej przerwie. Oczywiście nie należy przeceniać klasy rywali, ponieważ Manchester mierzył się z takimi tuzami jak Nottingham, Wolves i Bournemouth, czyli ekipami z dolnej części stawki, ale do tej pory i tacy przeciwnicy sprawiali problem Czerwonym Diabłom. W poprzednim sezonie ekipa z Old Trafford przegrała z Leciester, Watfordem, Wolverhampton czy Evertonem. Teraz podobne wpadki powinny być już tylko historią.
Nie ma napastnika, nie ma problemu
Manchester United czasami cierpi z powodu braku klasycznej dziewiątki, zdrowej i skutecznej. Jednak na szczęście rolę nominalnego środkowego napastnika przejmują inni zawodnicy. Marcus Rashford notuje serię trzech spotkań z golem na koncie. A na listę strzelców w drugiej połowie sezonu wpisali się także Fred, Casemiro i Shaw. No i Anthony Martial, ta jedyna mityczna dziewiątka.
Zbyt wcześnie, by wyciągać wnioski dotyczące końcowego układu tabeli. Ale już teraz wypada zauważyć, że Manchester United to drużyna zdecydowanie bardziej regularna niż Chelsea, Liverpool, Tottenham i wydaje się, że także bardziej niż ich lokalny rywal. I bez wątpienia prezentuje nieco bardziej wyrafinowany futbol niż Newcastle. Mistrzostwo odjechało już nieco zbyt daleko, ale podium jest na wyciągnięcie ręki. Dzięki Erikowi ten Hagowi Czerwone Diabły w końcu wyglądają jak drużyna, która jest w stanie walczyć o najwyższe cele. “Wystarczyło” zatrudnić trenera z prawdziwego zdarzenia, sprowadzić środkowego pomocnika klasy światowej i pożegnać osoby niezainteresowane osiągnięciem sukcesu.
Bohater kolejki: cała ekipa Brightonu
Brighton Roberto De Zerbiego jest wielki. Ale na razie tylko wtedy, gdy trafi na podatny grunt. A na taki Mewy trafiły w rywalizacji z Evertonem. Cztery gole, w tym trzy między 51. a 57. minutą. Czterech różnych strzelców. Wprawdzie przeciwnik zawiesił poprzeczkę wyjątkowo nisko, ale wszechstronność podopiecznych Włocha w starciu na Goodison Park była wręcz imponująca. Drużyna z The Amex jest w stanie strzelić gola każdemu. Natomiast czy już jest w stanie wygrać z każdym? Ten etap Brighton jeszcze ma przed sobą.
Wydarzenie kolejki: remis w meczu na szczycie
Arsenal bezbramkowo zremisował z Newcastle w jednym z dwóch hitowych spotkań 19. kolejki Premier League. Czego dowiedzieliśmy się po rywalizacji na The Emirates? W dużym uproszczeniu można napisać, że ani Kanonierzy nie są jeszcze aż tak dobrzy, by pokonać tak dobrze zorganizowaną w defensywie ekipę, ani Sroki nie mają jeszcze na tyle doświadczenia w rywalizacji na szczycie, by przechylić szalę na swoją korzyść w starcu z jednym wyżej notowaną drużyną. Niektórzy zwrócą uwagę na bezsilność The Gunners, inni na antyfutbol w wykonaniu ich przeciwników. Jedno jest pewne – podopieczni Eddiego Howe’a udowodnili, że mają prawo wierzyć w finisz w szeroko pojętej czołówce.
Rozczarowanie kolejki: Liverpool
Czy faktycznie można mówić o rozczarowaniu, jeżeli przegrywa się na Brentford Community Stadium? Zapewne nie, jeżeli jest się Leeds, Southampton czy nawet Brightonem. Ale gdy nosi się koszulkę Liverpoolu, pewne rzeczy kształtują się zupełnie inaczej. Gospodarze postawili rywalom niesamowicie wymagające warunki i zasłużenie sięgnęli po trzy punkty, jednak The Reds mieli poważny udział w porażce w stolicy. Po pierwsze, nieskutecznie z przodu. Po drugie, nieskutecznie z tyłu. Po trzecie – bez większego pomysłu na sforsowanie szyków obronnych The Bees. Ile w tym wszystkim winy Darwina Nuneza, ile defensywy gości, a ile niezbyt kreatywnego środka pola? Wina rozkłada się mniej więcej po równo.
Komentarze