Niepokojący upadek Manchesteru United

Manchester United
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Manchester United

Ostatni pięcioletni okres, w którym Manchester United nie potrafił wywalczyć żadnego trofeum zakończył się w 1990 roku triumfem w Pucharze Anglii. Swoją wspaniałą erę w zespole Czerwonych Diabłów zapoczątkował wtedy Sir Alex Ferguson. Zespół z Manchesteru po fatalnym poprzednim sezonie potrzebował jakiegoś bodźca, aby odbić się od dna. 

  • Mija pięć lat bez sukcesów Manchesteru United
  • Złe zarządzanie, tymczasowy menedżer i kiepskie wyniki sportowe nie napawają optymizmem
  • Klub jest zbyt duży, aby jedna osoba pomogła wrócić na szczyt

Były gorsze okresy w historii Czerwonych Diabłów

Obecnie łatwo sobie wyobrażać świetny czas Fergusona w United, ale w sezonie 1988-89 było niewiele rzeczy, które mogłyby sugerować nagły zwrot. Nawet przy sile finansowej Manchesteru United trudno było sprowadzić im największych piłkarzy. Paul Goscoigne, John Barnes, Glenn Hysen czy Trevor Steven – wszyscy z listy życzeń Szkota trafiali do innych klubów. Lekcje historii pokazują, że odwrócenie tak niekorzystnego trendu wymaga siły osobowości jednego człowieka, choć angielski futbol w 2022 roku niczym nie przypomina stosunkowo zaściankowej gry z końca lat 80. XX wieku.

Dla dzisiejszego United tylko mało prawdopodobny triumf w Lidze Mistrzów może sprawić, że zakończą pięcioletni okres bez sukcesów. Ale klub z Manchesteru bywał już w gorszych okresach. Minęło dziesięć lat od ostatniego tytułu mistrzowskiego pod wodzą sir Matta Busby’ego w 1967 roku, a triumfem w Pucharze Anglii w 1977 roku, gdy drużynę prowadził Tommy Docherty. Po 1977 roku upłynęło kolejnych sześć lat aż do roku 1983, kiedy Czerwone Diabły z menedżerem Ronem Atkinsonem ponownie sięgnęły po Puchar Anglii w międzyczasie spadając z ligi. Warto się jeszcze cofnąć do niechlubnych lat 30. XX wieku. Klub balansował wtedy na skraju bankructwa i był o krok od relegacji na trzeci poziom rozgrywkowy.

Mimo to tak było zanim Manchester United stał się światowym gigantem o rekordowych rocznych przychodach. Teraz są oczekiwania, które klub musi spełnić. W pierwszym miesiącu swojej pracy na stanowisku dyrektora generalnego Richard Arnold nie przeprowadził żadnego transferu, tymczasowy menedżer Ralf Rangnick wygląda bardziej jak nauczyciel, a jeden z największych talentów akademii Mason Greenwood został aresztowany. Witamy w United. 

Czytaj także: Prezydent Realu traci cierpliwość. Może sięgnąć po niemieckiego trenera

Szara rzeczywistość pcha klub na dno

Sam zespół to zlepek piłkarzy z różnych nieudanych okresów menedżerskich. W przegranym po rzutach karnych meczu z Middlesbrough i odpadnięciu z Pucharu Anglii wystąpili gracze sprowadzani za czasów pięciu różnych szkoleniowców. Oczywiście w pierwszej połowie Czerwone Diabły miały mnóstwo okazji, by przesądzić o losach spotkania, potem kontrowersyjny gol dla gości po zagraniu ręką, a na końcu seria jedenastek, która zawsze w pewnym stopniu jest loterią, to jednak United w ogóle nie powinni dopuścić do tych wydarzeń. Puchar Anglii potrafi spłatać figla największym klubom, ale w obecnej formie Manchester wydawał się idealnym kandydatem, żeby się potknąć.

Eksperyment Ralfa Rangnick wyczerpuje się szybciej, niż można było się tego spodziewać i pewnie ma to niemały związek z jego tymczasowym statusem. Klub był tak przerażony ewentualnym wyciekiem jakichkolwiek informacji o możliwym odejściu Ole Gunnara Solskjaera, że przez osiemnaście miesięcy nie stworzył żadnego planu awaryjnego. W szerszej opinii publicznej panuje też zdumienie osobą Darrena Fletchera, który pełni rolę dyrektora technicznego. Można się zastanawiać, dlaczego w dniu meczowym zajmuje miejsce na ławce rezerwowych. Jaka jest zatem jego rola?

Piłkarze Manchesteru United zdają sobie sprawę, że latem nadejdzie kolejna fala zmian, dlatego pewnie wielu z nich zdecyduje się odejść. Paul Pogba, Phil Jones, Dean Henderson, czyli zawodnicy, którzy uczestniczyli w piątkowym starciu z Middlesbrough są praktycznie na wylocie. Oburzenie wzbudziła też sytuacja związana z transferem Lingarda, który był bliski Newcastle, a po wydarzeniach z Greenwoodem klub zablokował ten ruch. Mimo to zawodnik znalazł się poza składem United na piątkowy mecz, co podzieliło szatnie. Każdy ma tutaj inne cele, inne priorytety, myśli błądzą na zupełnie różnych orbitach, dlatego ciężko mówić o United jako zjednoczonej grupie ludzie. I wydaje się, że zwycięstwo z West Ham przed zimową przerwą nie jest w stanie przyćmić czarnych chmur piętrzących się wokół zakulisowych poczynań klubu. 

Przed Manchesterem jest jeszcze starcie fazy pucharowej Ligi Mistrzów z Atletico Madryt, które w ostatnim czasie prezentuje równie kiepską formę, co Anglicy. Dziwne skrajności w grze Czerwonych Diabłów mogą sprawić, że wyjdą zwycięsko z tej rywalizacji, co jednak z pewnością nie zmieni obrazu całokształtu. I znowu będą musieli maglować rynek menedżerów w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Pojawią się takie osobistości jak Pochettino czy Mancini, a na końcu i tak wyłoni się mało przekonujący szkoleniowiec gdzieś z otchłani menedżerskiego targu nazwisk.

W im gorszej sytuacji znajduje się klub z Manchesteru, tym bardziej ograniczona staje się lista kandydatów. United są zabezpieczeni przed upadkiem, który zagrażał im kilkadziesiąt lat temu przez samą ich wielkość. Ale to też ma swoje konsekwencje – klub jest tak duży, że w obecnych czasach jeden człowiek może nie wystarczyć, aby Czerwone Diabły wróciły na miejsce, w którym byli. 

Zobacz również: Aktualna tabela Premier League

Komentarze