Na Anfield Road działo się zdecydowanie więcej niż w Londynie. Niespodziewanie Newcastle objęło prowadzenie już na samym starcie pojedynku. Liverpool zdołał odrobić straty z nawiązką. W końcówce gospodarze dołożyli jeszcze gola i ostatecznie wygrali 3:1 (2:1).
Worek z bramkami rozwiązał się już na początku spotkania
Kibice zgromadzeni na Anfield nie mogli narzekać na nudę. Sporo działo się już od pierwszego gwizdka. Co więcej, Newcastle pierwsze wpakowało piłkę do siatki. Wynik spotkania otworzył Shelvey, który popisał się kapitalnym uderzeniem z dystansu. Futbolówka po strzale pomocnika wpadła do siatki tuż obok lewego słupka. Po wszystkim Alisson pokręcił jedynie głową z niedowierzaniem.
Trafienie gości wywołało w The Reds sportową złość. W 21. minucie Diogo Jota wyrównał rezultat, dzięki przytomnej postawie w polu karnym. Napastnik dopadł odbitą piłkę i z bliska pokonał Dubravkę. Gdyby tego było mało, kilka chwil później Mohamed Salah zepsuł nastroje zawodnikom Newcastle, kiedy wykorzystał złe ustawienie obrońców i pokonał golkipera płaskim strzałem w kierunku prawego rogu.
Newcastle dzielnie walczyło, ale Alexander-Arnold zabił marzenia gości
Tymczasem w drugiej połowie Liverpool cierpiał na niedokładność. Podopieczni Jurgena Kloppa prowadzili grę, jednak nie byli w stanie uciec rywalom. Przy stanie 2:1 nawet minimalny błąd mógł kosztować gospodarzy utratę cennych oczek.
Z kolei Newcastle skupiło większość sił w zadaniach defensywnych, szukając szans w kontrach czy stałych fragmentach. Mecz ponownie nabrał większego tempa w końcówce.
Do ostatnich chwil nie mieliśmy pewności, jakim wynikiem zakończy się ten mecz. Tymczasem kilka minut przed ostatnim gwizdkiem Trent Alexander-Arnold idealnie przymierzył zza pola karnego i nie dał szans bramkarzowi na skuteczną interwencję.
Strzał defensora zapisał puentę całych zawodów, a The Reds dotrzymują tempa Man City i do lidera Premier League wciąż tracą tylko punkt.
Komentarze