Klopp blokował jego powrót, teraz poda mu rękę?

Steven Gerrard
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Steven Gerrard

Angielska prasa żyje powrotem Stevena Gerrarda na Anfield. W sobotę 41-letni menedżer zjawi się tam w roli menedżera Aston Villi. Portal ESPN postawił odważną, ale chyba też prawdopodobną tezę, że ręce uścisną sobie przed meczem aktualny (Jurgen Klopp) i przyszły szkoleniowiec Liverpoolu.

  • Steven Gerrard wraca rywalizować o punkty na Anfield po raz pierwszy od czasu zakończenia piłkarskiej kariery. W sobotę poprowadzi tam Aston Villę.
  • 41-letniego Anglika wymienia się w roli faworyta do zastąpienia za kilka lat Jurgena Kloppa.
  • Kontrakt Niemca obowiązywać będzie do 2024 roku. Czy właśnie wtedy działacze Liverpoolu postawią na byłego kapitana zespołu The Reds?

CV ma bogate już teraz

Kibice i dziennikarze uwielbiają historie, w których dawni bohaterowie z boiska powracają do swoich klubów w roli szkoleniowców. Nic więc dziwnego, że gdy Steven Gerrard ogłosił, że po zakończeniu kariery zda wymagane kursy trenera, wielu oczami wyobraźni widziało go już na ławce Liverpoolu. Mówimy przecież o wybitnym kapitanie tego klubu, który spędził w mieście Beatlesów niemalże całą swoją karierę.

Gerrard nie rywalizował na Anfield od maja 2015 roku. To wtedy rozegrał swój ostatni mecz w barwach The Reds. Teraz, sześć i pół roku później, przyjdzie mu rywalizować w innej roli i po przeciwnej stronie barykady. Trzeba przy tym podkreślić, że 41-latek nie dotarł do obecnego punktu menedżerskiej kariery za swoje nazwisko i piłkarskie zasługi. Swoją szkoleniową markę budował przez cztery ostatnie sezony w szkockim Rangers. Zwieńczeniem jego pracy w Glasgow było wywalczone w poprzednim sezonie mistrzostwo Szkocji. Na koncie miał też udane kampanie w rozgrywkach Europa League. To właśnie dlatego w ubiegłym miesiącu, po zwolnieniu Deana Smitha, działacze Aston Villi postawili właśnie na niego.

W Anglii nie brakuje zresztą głosów, że Gerrard już teraz z powodzeniem mógłby poprowadzić swój ukochany klub. CV pozazdrościć mogłoby mu wielu starszych kolegów. Dawny pomocnik przez 18 miesięcy pracował z drużyną młodzieżową Liverpoolu ucząc się fachu od tamtejszych trenerów i samego Jurgena Kloppa. W międzyczasie zdobył licencję UEFA Pro, co umożliwiło mu angaż na Ibrox Park.

Powrót blokowany przez Jurgena Kloppa

W Glasgow Gerrard doświadczył czegoś, z czym na pewno spotkałby się też w Liverpoolu. A mianowicie ogromnej presji wyniku. – Pracując w Rangers masz świadomość, że wymagają od ciebie zwycięstwa co tydzień. Tu musisz być na czele tabeli i wygrywać. Remis jest zawsze porażką – mówił w rozmowie z BBC Gerrard. 41-latek udźwignął to wyzwanie i zatrzymał Celtic w najważniejszym możliwym momencie – kiedy klub z Parkhead zmierzał po rekordowe 10. mistrzostwo z rzędu. W niebieskiej dzielnicy Glasgow z miejsca okrzyknięto go bohaterem.

Gerrarda nieustannie porównuje się do drugiego legendarnego gracza The Reds, czyli Kenny’ego Dalglisha. Ten dostał trenerską szansę od razu po tym, jak przestał grać regularnie w pierwszym składzie. W ciągu sześciu lat pracy na Anfield zdobył trzy tytuły mistrza kraju i dwa Puchary Anglii. Dlaczego Gerrard na swoją szansę (o ile taka nastąpi) musi poczekać dłużej? Odpowiedź jest prosta: Liverpool ma obecnie Jurgena Kloppa. To właśnie Niemiec – jak sugerują media – blokuje Anglikowi powrót na stare śmieci.

Działaczom The Reds nie można się dziwić. To przecież Klopp jest autorem największych sukcesów ostatnich dekad. To właśnie on zbudował obecną drużynę i poprowadził ją do mistrzostwa Anglii (którego Gerrard notabene nigdy nie zdobył). Obecny kontrakt Niemca wygasa w 2024 roku i jeśli nie zostanie przedłużony, prawdopodobnie wtedy działacze z Anfield odezwą się do swojego dawnego kapitana.

W błędzie są jednak ci, którzy sądzą, że Gerrard wyczekuje odejścia Niemca niczym zbawienia. – Mamy jednego z najlepszych menedżerów w historii klubu. Uwielbiam go i chcę, by pracował tam jak najdłużej – mówił nie tak dawno. Dodał przy tym, że żałuje, że nie miał okazji być przez niego trenowanym. – Teraz, z perspektywy czasu myślę, że szkoda, że nie podpisałem kontraktu na jeden ostatni rok, jaki mi oferowano. Miałbym wtedy okazję, by choć przez krótki okres czasu grać pod wodzą Jurgena – wyznał.

Aston Villa trampolną do Liverpoolu

Historia futbolu pamięta przypadki, gdy klubowe legendy osiągały sukcesy w roli szkoleniowców. Nie trzeba się zresztą cofać daleko w przeszłość, by znaleźć takie przykłady. Zinedine Zidane poprowadził drużynę Realu Madryt do trzech Pucharów Europy, podczas gdy Johan Cruyff i Pep Guardiola stali się trenerskimi ikonami w Barcelonie.

Nie wszystkim wiodło się rzecz jasna tak dobrze. Rozczarowali Alan Shearer, Kevin Keegan czy Glen Hoddle. Działacze londyńskiej Chelsea z bólem serca zwalniali przed rokiem swoją legendę, Franka Lamparda. Kilka tygodni temu podobny los spotkał z kolei na Old Trafford Ole Gunnara Solskjaera. W futbolu, gdy chodzi o wynik, nie ma miejsca na sentymenty i nikt nie może dać gwarancji, że Gerrard dołączyłby do grona tych, którzy osiągnęli w swoim dawnym klubie kolejny, tym razem trenerski sukces.

Jedno wydaje się pewne. Owoce pracy Gerrarda na Villa Park mogą go znacząco przybliżyć bądź też oddalić od roli menedżera Liverpoolu. Sukcesy w niezbyt cenionej i niemedialnej Szkocji nigdy nie będą znaczyły bowiem tyle, co wyniki osiągane w angielskiej Premier League. Gdyby Aston Villa spadła pod jego wodzą do Championship, działacze z Fenway Sports Group dwa razy by się zastanowili, nim powierzyliby mu posadę po odejściu Kloppa. W Birmingham czarnego scenariusza nikt jednak nie zakłada. Zwłaszcza, że w czterech meczach pod wodzą Gerrarda sięgnęli już po trzy wygrane.

Czytaj także: Ordnung muss sein. Ralf Rangnick i pięć problemów United

Komentarze