Już w pierwszym meczu pod wodzą Jesse Marscha widać było poprawę gry Leeds United. Jedyne czego zabrakło, to pozytywnego wyniku. Goście atakowali i prowadzili grę, jednak to Leicester wygrało 1:0 po bramce Harveya Barnesa. Anglik wykorzystał świetne dogranie Iheanacho w drugiej połowie i zapewnił Lisom wygraną w meczu, który nie układał się dla nich pomyślnie.
- Leicester musiało radzić sobie bez wielu kontuzjowanych piłkarzy
- Dużo więcej akcji ofensywnych przeprowadzili gospodarze
- Jedna skuteczna akcja wystarczyła Lisom do wzycięstwa
Wyraźna przewaga gości w pierwszej połowie
W poprzedniej kolejce Leicester przełamało wreszcie niemoc ligową i zanotowało zwycięstwo w spotkaniu wyjazdowym z Burnley. Lisy do pojedynku na Turf Moore przystępowały po pięciu kolejnych meczach bez zwycięstwa. Pozwoliło to nieco odetchnąć przede wszystkim trenerowi Rodgersowi, którego pozycja była coraz mocniej kwestionowana. Trener musiał radzic sobie bez wielu kontuzjowanych piłkarzy, dlatego też linia defensywna Leicester, była delikatnie mówiąc, mocno eksperymentalna. Na ławce trenerskiej Leeds debiutował natomiast Jeese Merch, który objął drużynę po Marcelo Bielsie. Argentyńczyk został zwolniony z uwagi na fatalne wyniki osiągane przez Pawie w tym roku. W ostatnich pięciu meczach Leeds za każdym razem traciło przynajmniej trzy bramki co było wynikiem zatrważającym.
Tempo meczu od początku było bardzo wysokie. Przewagę w pierwszych minutach wypracowali sobie piłkarze Leeds, którzy co chwilę gościli pod polem karnym Lisów. Leicester miało problemy z wyprowadzaniem piłki – piłkarze byli momentalnie atakowani wysokim pressingiem. Zadowolony z postawy Leeds w pierwszej połowie mógł być Jesse March. Dość niewidoczny mimo wszystko był Raphinha, na którego zrywy liczyli kibice. Najlepszy strzelec zespołu wyglądał jakby nie miał siły i ochoty do ganiania za rywalami.
Najlepszą okazję do zdobycia gola w pierwszej połowie miał Junior Firpo. Były piłkarz FC Barcelony w 41 minucie dopadł do bezpańskiej piłki odbitej w polu karnym i uderzył mocno z powietrza. Strzał zablokował rozpaczliwie interweniujący Caglar Soyuncu. Gospodarze oddali niemal całą środkową strefę boiska piłkarzom przyjezdnym, a statystyki po pierwszej połowie wyraźnie pokazywały, że to Leeds jest ekipą groźniejszą, która częściej atakuje. Mimo braku goli do przerwy byliśmy świadkami intensywnego meczu toczonego na wysokim tempie.
Od początku drugiej połowy częściej do głosu zaczęło dochodzić Leicester. Pawie próbowały stworzyć zagrożenie głównie po wrzutkach w pole karne, zarówno z gry, jak i stałych fragmentów. Dobrze dysponowany tego dnia był jednak Kasper Schmeichel, który większość z nich skutecznie wyłapywał. W 59 minucie piłkę w pole karne płasko wrzucił z lewej strony Junior Firpo, a strzał z bliskiej odległości oddał Raphinia. Heroiczną obroną popisał się znów Schmeichel, który sam chyba tylko wie, w jaki sposób piłka nie wpadła do bramki. Była to sytuacja nie 100, ale 200%.
Niewykorzystane sytuacje się mszczą
Wejście smoka mógł zaliczyć w 64 minucie Joe Gelhardt, ale jego strzał przeleciał obok słupka bramki Leicester. Zaskakująco, prowadzenie kilka minut później objęli gospodarze. Zagranie na ścianę wykonał Harvey Barnes z Kelechim Iheanacho, po czym ten pierwszy oddał mocny strzał po ziemi, którego nie był w stanie zatrzymać Illan Meslier.
Od momentu strzelenia bramki Lisy cofnęły się jeszcze bardziej, oddając inicjatywę piłkarzom Marscha. Umiejętnym ustawianiem się i przechwytywaniem gospodarze uniemożliwiali skutecznie rozgrywanie piłki rywalom. Pomogły zmiany przeprowadzone przez Brendana Rodgersa, a zwłaszcza wprowadzenie Iheanacho i Lookmana.
Dowiezienie prowadzenia do końca
Stracona bramka wyraźnie podcięła skrzydła piłkarzom Leeds, którzy wyglądali w końcówce meczu na zagubionych i zdemotywowanych. Przełożyło się to na brak klarownych sytuacji bramkowych w ostatnim kwadransie spotkania.
Leicester nie wyglądało dzisiaj na boisku dobrze, ale najważniejszy koniec końców dla trenera i kibiców jest rezultat, który był pozytywny. Mimo to, Brendan Rodgers ma nad czym pracować, zwłaszcza, że w następnej kolejce Lisy zmierzą się z Arsenalem w Londynie.
Leeds zaprezentowało się naprawde dobrze, ale ponownie nie udało im się uniknąć porażki. Falstart w swojej przygodzie z Pawiami zanotował trener Jesse Marsch. Drużyna zanotowała piątą kolejna porażkę w Premier League, a jej sytuacja w lidze staje się coraz trudniejsza. Leeds jest obecnie na równi pochyłej prowadzącej do Championship.
Komentarze