Kto, kogo i dlaczego – transferowe potrzeby Premier League

Fabian Ruiz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Fabian Ruiz

Bramy zostały otwarte, a pierwsze transfery już za nami. Zimowe okienko nie jest tak obfite, jak letnie, jednak na brak emocji zwykle narzekać nie możemy. Styczeń to dobry czas na przegląd wojsk – postanowiłem przeanalizować sytuacją każdego klubu Premier League i wybrać jedną pozycję, która w mojej opinii potrzebuje wzmocnienia lub po prostu zwiększenia rywalizacji. Większość drużyn w tym mercato zapewne nie dokona rewolucji, co nie oznacza, że wyszczególnione propozycje nigdy nie zostaną wykorzystane. Aktywność na rynku bez wątpienia wrośnie dopiero po zakończeniu sezonu. Przed Wami pierwsza część transferowego poradnika – od Arsenalu do Evertonu.

Arsenal – kreatywny środkowy pomocnik

Na The Emirates nagle wszystko zaczęło chodzić niczym w szwajcarskim zegarku. Hiszpański dryl zaowocował trzema zwycięstwami z rzędu i spływającymi zewsząd pochwałami skierowanymi do kanonierskiej młodzieży. Jednak hat-trick wygranych szybko może zostać przyćmiony przez każdą wpadkę, chociażby z Crystal Palace. Młode wilki, chociaż aktualnie przeżywają chwile chwały, mogą zostać poskromione przez zdecydowanie bardziej doświadczonych rywali. Arsenal potrzebuje nieco więcej rutyny, szczególnie w środku pola. O ile na skrzydłach The Gunners mogą sobie pozwolić na ułańską fantazję, o tyle w centralnej części, a szczególnie tej odpowiedzialnej za kreację i regulację tempa gry, londyńczykom przydałaby się pewna doza wytrawności i uznanej klasy. Z klubem niemal ne pewno pożegna się niechciany w stolicy Mesut Ozil, a Dani Ceballos raczej nie gwarantuje wymaganej solidności. Kanonierom brakuje zawodnika, który łączy cechy Ghańczyka z przeglądem pola, jaki niegdyś gwarantował Niemiec.

Mój wybór – Fabian Ruiz. Hiszpan zgromadził już ponad 100 meczów w koszulce Napoli, a także niecałe 60 spotkań w barwach Betisu, więc na brak ogrania nie może narzekać. Dziewięciokrotny reprezentant La Furia Roja może występować niemal na każdej pozycji w środku pola, co ma niebagatelne znaczenie. Dwudziestoczterolatek potrafi przymierzyć z dystansu i świetnie czuje się w grze kombinacyjnej. Nie narzeka, gdy musi cofać się do obrony i bierze aktywny udział w konstruowaniu ataków. Chociaż ostatnio nie był w najlepszej formie, wierzę, że w nowym otoczeniu odzyskałby świeżość. Alternatywą dla wychowanka Los Verdiblancos może być Houssem Aouar, jednak Francuz już raz był łączony z Londynem. Niestety, bezskutecznie.

Aston Villa – doświadczony defensywny pomocnik

The Villans w tym sezonie prezentują się zaskakująco dobrze. Zapewne niewielu spodziewało się, że po fatalnych poprzednich rozgrywkach ekipa Deana Smitha w styczniu będzie plasować się na wysokiej, 8. lokacie. Wydaje się, że Lwy są na tyle poukładaną drużyną, że jakakolwiek zmiana mogłaby je pozbawić tej harmonii. Szukając słabych punktów, trafiamy na pozycję defensywnego pomocnika, którą zajmuje Douglas Luiz. Chociaż Brazylijczyk opuścił tylko jedno ligowe spotkanie (pauza za kartki), z całą pewnością możemy stwierdzić, że nie należy do graczy z kategorii tych, których zastąpić się nie da. Co więcej, 22-latek często irytuje niepotrzebnymi przewinieniami i niejednokrotnie zdradza braki w umiejętności szybkiej analizy boiskowych wydarzeń.

Aston Villa potrzebuje gracza doświadczonego, chociaż niekoniecznie musi to być piłkarz, który miał okazję sprawdzić się na angielskich murawach. Mimo wszystko dobrym wyborem wydaje się gracz sprawdzony w warunkach Premier League. Francis Coquelin, bo to o nim mowa, odbudował się w ciepłej Hiszpanii i został jednym z filarów Valencii. Francuz zmienił postrzeganie swojej osoby o 180 stopni – z wyśmiewanego Kanoniera został szanowanym Nietoperzem, co pozwoliło mu na transfer do zdecydowanie lepiej zarządzanego Villarealu.  Chociaż pozyskanie wychowanka Stade Laval to raczej melodia przyszłości (aktualnie jest kontuzjowany), wydaje się, że taki ruch mógłby The Villans przynieść wiele dobrego. Jeżeli tylko Coquelin upora się z urazem, drzwi na Wyspy powinien mieć szeroko otwarte.

Brighton – inteligentny środkowy obrońca

W południowej Anglii nic nie idzie tak, jak zakładano. Owszem, Mewy nigdy nie należały do potentatów, jednak drużynę Grahama Pottera stać na lepsze rezultaty. Ekipa z The Amex wygrała tylko dwa spotkania i z trudem utrzymuje się nad kreską. Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Jest ich naprawdę wiele, jednak jako tę kluczową możemy określić dziurawą defensywę. Tylko cztery zespoły straciły więcej bramek niż The Seagulls. Wzmocnienia tej formacji są nieuniknione, jeżeli klub marzy o utrzymaniu na najwyższym szczeblu. Zdecydowanie więcej spodziewano się po zawodniku, o którego usilnie zabiegało Leeds – ostatecznie Ben White został na Falmer Stadium i z pewnością żałuje uporu swojego pracodawcy. Mewom przyda się defensor, który potrafi ustawić się przy stałych fragmentach gry i zna smak rywalizacji w Premier League.

Włodarze powinni bacznie przyjrzeć się spadkowiczom z angielskiej ekstraklasy. Druga najbardziej szczelna linia obronna należy do Bournemouth, które w 22 spotkaniach straciło tylko 18 goli. Z sadu mieszczącego się na Vitality Stadium można wyciągnąć aż trzy dorodne wisienki. Przegląd zbiorów zaczynamy od kapitana, Steve’a Cooka, później swoją uwagę skupiamy na reprezentancie Walii, Chrisie Mephamie, a kończymy na najsłodszym owocu Dean Court, czyli Lloydzie Kellym. Doświadczenie czy młodzieńcza charyzma? Na miejscu Grahama Pottera sięgnąłbym po Cooka, który chociaż jest niższy od pozostałej dwójki, to nieco lepiej czuje się we własnym polu karnym. Nieocenionym atutem wychowanka… Brighton jest okazały dorobek na murawach Premier League – 168 występów to świetna reklama.

Burnley – napastnik o innej charakterystyce niż Wood/Barnes

The Clarets postanowili obudzić się z letargu, w jaki zapadli wraz z rozpoczęciem sezonu. Po przegranej z Manchesterem City nastąpił swoisty katharsis i Burnley w sześciu kolejnych spotkaniach zaliczyło trzy zwycięstwa, dwa remisy i jedną, niesamowicie kontrowersyjną po porażkę z Leeds. Sean Dyche tchnął nowego ducha w skostniały zespół i nadał mu nową formę. Drużyna z Turf Moor potrafi zdominować rywala, potrafi też grać pięknie (jak na swoje możliwości), jednak ciągle ma ogromne problemy ze skutecznością. Bramkowy dorobek klubu z Lancashire jest wręcz zatrważający – w 15 pojedynkach dwukrotni mistrzowie krajowych rozgrywek tylko dziewięciokrotnie wpisywali się na listę strzelców. Wood (3), Dunne, Westwood, Brady, Barnes, Mee to piłkarze, którzy potrafili zaskoczyć golkiperów rywali. Nie należy zapominać także o Aubameyangu, który zaskoczył własnego bramkarza, ale Dyche raczej nieprędko skorzysta z usług Gabończyka. Do klubu z północno-zachodniej Anglii właśnie trafili nowi właściciele, co pozwala liczyć na wartościowe wzmocnienia.

Kogo w takim razie powinni ściągnąć The Clarets? Snajpera, jednak o charakterystyce innej, niż duet Barnes-Wood. Po raz kolejny wzrok kierujemy szczebel niżej – Premier League niesamowicie często korzysta z pokaźnego zaplecza. Na czele klasyfikacji strzelców Championship plasuje się dwóch graczy, którzy zanotowali po 16 trafień. Ivan Toney i Adam Armstrong to zawodnicy zdecydowanie bardziej ruchliwi i zwinni niż napastnicy z Turf Moor. Nowy nabytek Burnley mógłby zastąpić Barnesa, jednak warunkiem koniecznym jest gra w duecie z Chrisem Woodem. Chyba nikt nie wyobraża sobie braku Nowozelandczyka w wyjściowej jedenastce. Wydaje się, że bardziej odpowiednim partnerem dla wieżowca z Auckland jest filigranowy piłkarz Blackburn Rovers, który już miał okazję na występy w elicie. Niestety, Adam Armstrong nie podbił PL w koszulce Srok – może zrobi to w bordowo-niebieskim trykocie?

Chelsea – czas, zdrowie, cierpliwość właściciela

Ocena potencjalnych ruchów Chelsea jest o tyle dziwna i utrudniona, że londyńczycy w lecie dokonali naprawdę wielu znakomitych transferów, które na razie trudno pozytywnie ocenić. Być może Roman Abramowicz niedługo posunie się do jeszcze nie tak dawno wręcz niewyobrażalnej decyzji i zwolni Franka Lamparda, co jeszcze bardziej skomplikuje rozważania na temat ewentualnych wzmocnień. Jednak czy The Blues faktycznie muszą działać w styczniowym okienku? Przyjrzyjmy się bliżej stołecznej kadrze – stołeczna ekipa na każdej pozycji ma wartościowych graczy. Moim zdaniem drużynie ze Stamford Bridge potrzeba czasu, zdrowia i spokoju. Tylko tyle i aż tyle. Czy Pan Roman łaskawym okiem spojrzy na swoje dzieci? Narazie żadne z nich nie daje mu mocnych argumentów – The Blues nie wyglądają najlepiej pod wodzą swojej legendy.

Crystal Palace – młodszy środkowy obrońca

Orły w tym sezonie mają ogromny problem z punktowaniem, gdy na murawie nie ma Wilfrieda Zahy. Jednak nawet gdy Iworyjczyk melduje się na boisku, jego wysiłki marnotrawi defensywa Crystal Palace. Skoro już wspominałem o fatalnej postawie linii obronnej Brighton, warto zanotować, które zasieki można przerwać w jeszcze łatwiejszy sposób. Siedem bramek, jakie na Selhurst Park zdobył Liverpool mówią same za siebie. Roy Hodgson w tej formacji ma do dyspozycji wiekowych piłkarzy – Tomkins (31), Dann (33) i Cahill (35) nie należą do młodzieniaszków. Na dodatek klub opuści Mamadou Sakho, więc wzmocnienia na tej pozycji są konieczne.  

Tym razem kierujemy się do Niemiec, gdzie na obrzeżach stolicy, przy Starej Leśniczówce występuje Marvin Friedrich. Były młodzieżowy reprezentant naszych zachodnich sąsiadów w obecnych rozgrywkach wystąpił we wszystich 14 spotkaniach i w każdym z nich spędził na boisku pełne 90 minut. Na dodatek Żelaźni stracili tylko 18 goli i obecnie mogą pochwalić się czwartą najlepszą defensywą w Bundeslidze. Nieocenionym atutem wychowanka Schalke jest świetna skuteczność w polu karnym przeciwnika – mierzący 192 cm obrońca w tym sezonie już czterokrotnie wpisał się na listę strzelców (w swojej historii ligowych występów zdobył już sześć goli, a ostatni z nich padł 18 grudnia). Fantastyczna gra głową może zadecydować o transferze 25-latka do Premier League.

Everton – (pewny) bramkarz

Jakie formacje w drużynie The Toffees potrzebują wzmocnienia? Mimo całkiem obiecującej pozycji ekipy z Goodison Park zapewne znalazłoby się kilka pozycji, na których należy zwiększyć rywalizację. Jedną z nich jest bramka. Chociaż Jordan Pickford to z pewnością bardzo miły chłopak, czasy dzieciństwa już dawno się dla niego skończyły. Anglik musi poczuć presję ze strony bardziej doświadczonego i prezentującego odpowiednio wysokie umiejętności golkipera. Ani Jonas Lossl, ani Robin Olsen nie spełniają drugiego z koniecznych wymagań. Gdzie włodarze klubu z miasta Beatlesów powinni kierować swój wzrok? Na Manchester, a konkretnie Old Trafford. Do wzięcia jest trzeci bramkarz Czerwonych Diabłów, Sergio Romero. Jak potwierdził Ole Gunnar Solskjaer, Argentyńczyk wraz z końcem sezonu na pewno opuści United, ponieważ jego kontrakt nie zostanie przedłużony. Norweski szkoleniowiec nie wiąże z nim żadnych planów, co powinno ułatwić styczniowy transfer.

Romero niegdyś był nazywany “najlepszym rezerwowym golkiperem na świecie”, a w Evertonie spokojnie mógłby powalczyć o bluzę z numerem jeden. Chimeryczny Pickford ma pewną przewagę, spowodowaną narodowością, jednak tak uznany fachowiec jak 33-latek poradzi sobie nawet z faworyzowanym członkiem kadry Synów Albionu. Usługami byłego gracza Sampdorii jest zainteresowana Boca Juniors, więc jeżeli Everton chce pozyskać wartościowego piłkarza, musi się spieszyć.

Komentarze