Przetrzebiony kontuzjami Liverpool pewnie pokonał ówczesnego lidera Premier League, Leicester City (3:0). Poza wynikiem, Jurgen Klopp miał jeszcze jeden powód do zadowolenia: pobił klubowy rekord domowych meczów bez porażki, który od niedzieli wynosi 64. Niemiec był zadowolony z osiągnięcia, ale już skupia się na środowym spotkaniu w Lidze Mistrzów.
Szkoleniowiec Liverpoolu był zadowolony z przebiegu spotkania, poza jednym aspektem.
– Tak, to był perfekcyjny mecz, dopóki Naby Keita nie opuścił boiska z kontuzją. Ale to fakt: mecz był naprawdę dobry. Musieliśmy zagrać nadzwyczajnie, bo inaczej nie mielibyśmy szans, a chłopaki grali świetnie od pierwszej sekundy. Kontrolowaliśmy grę, podawaliśmy dobrze i poruszaliśmy się w odpowiednich przestrzeniach. Strzeliliśmy dwa gole po stałych fragmentach gry, ale przez długie momenty prezentowaliśmy wysoki piłkarski poziom – ocenił świetny występ swoich podopiecznych Klopp.
Był też zachwycony z faktu, że Roberto Firmino przerwał swoją serię bez gola.
– Tak, bardzo się cieszę. Myślałem, że pobije jakiś rekord “niemal zdobytych bramek wykluczonych przez technologię Goal-Line”, ale na szczęście udało mu się zdobyć gola, gratuluję! Bardzo nam ulżyło, bo Roberto bardzo na to zasłużył. Zagrał świetne spotkanie i był dla nas tego wieczoru bardzo ważny, mogłeś zobaczyć po twarzach jego kolegów, jak wszyscy cieszyli się z jego trafienia – powiedział o bramce Brazylijczyka trener Liverpoolu.
Wypowiedział się również na temat gola na 2:0, poprzedzonego akcją złożoną z 30 podań.
– Niezwykłe trafienie. Nie byłoby możliwe, gdyby nie fantastyczne dośrodkowanie Andy’ego Robertsona. Ależ zbudowaliśmy tę akcję, te wszystkie podania… Marc Albrighton próbował wszystkiego, by wygrać pojedynek z Robertsonem, ale ten świetnie wrzucił. A Diogo Jota? Tak, jest dobrym zawodnikiem, dlatego go ściągnęliśmy – odrzekł z uśmiechem Niemiec.
Na koniec Klopp został zapytany o pobicie niezwykłego rekordu bez domowych porażek.
– Mam taki problem, że w tej chwili tyle mówię o piłce nożnej, a muszę już myśleć o kolejnym spotkaniu. Więc póki co specjalnie tego [pobicia rekordu – przyp. red.] nie odczuwam. Może nie powinienem tego mówić, ale na pewno będzie taki moment w przyszłości, gdy spojrzę wstecz – i mam nadzieję, że przy tym rekordzie będzie znacznie większa liczba niż 64. Ale to już niesamowite, tyle, że to wszystko zasługa zawodników. Trudno osiągnąć coś takiego, zwłaszcza mając świadomość, jak często spotkania są wyrównane. Mówiłem to już wielokrotnie – uwielbiamy grać na Anfield Road, to nasza ziemia, nasz dom, nawet, gdy nie ma z nami kibiców. Wydajność moich zawodników jest niezwykła i jest jedynym powodem pobicia tego rekordu. Pewnie, że pobijanie rekordów w tak wielkim klubie jest trudne, bo nasi poprzednicy byli całkiem nieźli! Cieszę się, ale nie wydaje mi się, by był to wielki moment, bo już w środę czeka nas mecz i to na nim się skupiam – zakończył Klopp.
Jego Liverpool czeka w środę kolejny domowy mecz, tym razem z Atalantą Bergamo. Jeśli The Reds zwyciężą, będą już o krok od awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
Komentarze