Trzydzieści lat bez mistrzostwa. To zdanie kibice Liverpoolu powtarzali jak mantrę. Dopiero Anthony Quinn zdołał jednak zobrazować wpływ, jaki wywarł na uśpionego giganta Juergen Klopp.
“Klopp. Mój romans z Liverpoolem” – co to za książka?
Trudno jednoznacznie zdefiniować najnowszą sportową pozycję Wydawnictwa Agora. Nie jest to autobiografia Anthony’ego Quinna. Daleko jej też do biografii Juergena Kloppa. W żadnym przypadku nie jest to też antologia ostatnich dekad w wykonaniu Liverpoolu. A jednak, wszystkie te elementy, w mniejszym lub większym stopniu, znajdują się na kartach książki. Ponadto łączą ją w niepowtarzalną całość.
To, że Klopp jest szkoleniowcem wybitnym, jest kwestią bezdyskusyjną. Odrestaurował już dwóch uśpionych gigantów i prawdopodobnie zdołałby zrobić to jeszcze nieraz. To, że jest przy tym sympatycznym gościem uwielbianym przez media, również jest powszechnie znane. Mimo tego, Anthony Quinn wykorzystał dostępne informacje, po czym zmieszał je z własnymi wspomnieniami z bogatego i długiego kibicowania The Reds. Na koniec przedstawił to wszystko w smakowitej formie literackiej.
Pióro i doświadczenie autora największymi atutami tytułu
I jeżeli miałbym szukać powodu, dlaczego na rynku książek sportowych “Klopp. Mój romans z Liverpoolem”, myślę, że najważniejszym z nich jest fakt, iż autor nie jest dziennikarzem sportowym. Anthony Quinn to uznany krytyk literacki i filmowy. Anglik brał – i wciąż bierze – udział w budowaniu marki brytyjskiego dziennika “The Independent”. 57-latek nie sili się na obiektywizm, co zresztą na kartach lektury przyznaje wprost. Przy tym, jego wiek, kibicowski staż oraz ogłada płynąca z pracy przy piórze sprawiła, że nie tylko na futbolu się zna. Potrafi o nim jeszcze rzetelnie pisać.
Choć, jak pisałem, wydaje się, że miłość Quinna do Liverpoolu nie zna granic, nie jest on bezkrytyczny. Potrafi wytknąć błędy Kloppa, jak choćby jego nieuzasadnione zaufanie do Lorisa Kariusa. Przy krytyce niektórych decyzji samego klubu, zdecydowanie nie gryzie się w język. Dość napisać, że Anglik uznał za “obrzydliwy” fakt, iż jego ukochany klub, tak dążący do socjalizmu, zdecydował się skorzystać w kwietniu ubiegłego roku z rządowego planu świadczeń dodatkowych. W jego wyniku The Reds wysłali na urlop cały personel niewystępujący na boisku. Dzięki temu klub miał zaoszczędzić około miliona funtów. Fakt, iż pod presją krytyki Liverpool szybko z tej decyzji zrezygnował, nie zatarł złego wrażenia. Wreszcie, Quinn potrafi uderzyć nawet w tak pomnikową postać, jak Bill Shankly.
Wreszcie, największym, moim zdaniem, atutem tej lektury jest coś, czego raczej nie spodziewałbym się znaleźć w książce o tematyce sportowej. Pozycja Quinna to kopalnia cytatów, nie tylko dotyczących piłki nożnej. W podrozdziale dotyczącym krytyki przyjmowania Orderów Imperium Brytyjskiego, autor przytacza zdanie irlandzkiego dramaturga i prozaika, George’a Bernarda Shawa: “tytuły wyróżniają przeciętnych, zawstydzają wybitnych i są hańbione przez miernych”. Trudno o wyraźniejszy, a przy tym inteligentniejszy przytyk do największego nemezis Liverpoolu, sir Aleksa Fergusona.
W jednym z rozdziałów autor unaocznia nam, jak ironiczny jest fakt, że to właśnie Niemiec stoi za odbudową klubu mającego siedzibę w mieście zrównanym z ziemią przez nazistów. W innym zaś, cofamy się do czasów, gdy Liverpool, niczym Adaś Miauczyński, “zawsze był drugi”. Miało to miejsce za Rafy Beniteza, później powtórzyło się za kadencji Brendana Rodgersa. The Reds przez trzydzieści lat brakowało czegoś, by powrócić na angielski tron. Ten fakt był odmieniany przez przypadki przez wszystkie media, odkąd tylko okazało się, że Juergen Klopp naprawdę jest w stanie tę posuchę przerwać. Dopiero jednak połączenie oddanego kibica z utalentowanym dziennikarzem, mającym zadatki na pisarza, potrafiło oddać tę niezmierzoną pustkę. Trudno inaczej nazwać miejsce, w jakim przez trzy dekady pogrążali się kibice klubu znad Mersey.
Jeżeli szukasz suchych faktów, cóż, Quinn dostarcza ich całkiem sporo. “Klopp. Mój romans z Liverpoolem” to jednak, de facto, walentynka sprezentowana przez autora trenerowi, który na zawsze odmienił wizerunek memogennego klubu. Jej wartość jest tym istotniejsza, że wiele wskazuje, iż romans ten, dość długi i chwilami naprawdę ognisty, zmierza powoli ku końcowi.
Komentarze