Gdy w poprzednim sezonie Manchester City miał ogromne problemy ze sforsowaniem głęboko wycofanej defensywy Atletico Madryt, wszyscy zgodnie twierdzili, że Obywatelom brakuje wysokiego i silnego napastnika. Dokładnie takiego jak Erling Haaland. Dlatego w trwających rozgrywkach Norweg już zakłada koszulkę The Citizens. Mimo znakomitych liczb 22-latka coraz częściej pojawiają się głosy, że jego obecność ogranicza pole manewru całej drużyny.
- Erling Haaland w lecie 2022 roku zamienił Borussię Dortmund na Manchester City
- Norweg wykręca znakomite liczby w koszulce Obywateli
- Jednak paradoksalnie jego obecność mogła negatywnie wpłynąć na postawę drużyny Pepa Guardioli
Inny
– Szybko się przystosował, ale wcześniej wiele razy graliśmy z fałszywą dziewiątką i mieliśmy dodatkowego gracza w środku pola. Teraz dodatkowy gracz jest w szesnastce, więc musimy coś zmienić – mówił Pep Guardiola w styczniu. Hiszpan w dwóch zdaniach dokonał bezbłędnej diagnozy problemów swojej drużyny. I jednocześnie umożliwił otoczeniu niemal dowolną interpretację jego słów. Co w połączeniu z niesatysfakcjonującymi wynikami Manchesteru City oznaczało zbiorowe poszukiwanie winnego.
W dosyć zaskakujący sposób stał się nim piłkarz, który 31 razy pokonał golkiperów rywali i zanotował cztery asysty, a więc był odpowiedzialny za blisko 44% wszystkich bramek zdobytych przez Obywateli w tym sezonie. W innej rzeczywistości, tej bez Erlinga Haalanda, ekipa z niebieskiej części City zapewne na tym etapie rozgrywek nie miałaby na koncie 80 trafień, chociaż na pewno przekroczyłaby granicę 45 goli.
Niezależnie od tego ile, kiedy i komu Norweg strzela, niektórzy obarczają go winą za postawę całego zespołu. City aktualnie plasuje się “dopiero” na drugim miejscu i traci trzy punkty do Arsenalu, z którym dzisiaj zmierzy się w zaległym spotkaniu i od którego rozegrało jeden mecz mniej. Jeżeli Obywatele zdołają dzisiaj pokonać Kanonierów, dystans, który aktualnie dzieli ich od londyńczyków stanie się właściwie niezauważalny.
Trzy oczka w perspektywie 16 kolejek do końca sezonu to różnica, której nie sposób nazwa przewagą. Nawet mimo “aż” czterech przegranych i porażki z Southampton w EFL Cup, nawet nie wypada używać określenia “nieudany sezon”. Co mają powiedzieć inni wielcy, tacy jak Liverpool, Chelsea czy nawet Tottenham i Manchester United?
Winny!
Oczywiście Manchester City nie mierzy wysoko. Manchester City mierzy w triumf we wszystkich możliwych rozgrywkach, a przede wszystkim w tych najbardziej elitarnych. Po pierwsze Liga Mistrzów, po drugie Premier League. O sukcesie w Europie często decyduje dyspozycja dnia, o sukcesie w rozgrywkach ligowych dyspozycja na przestrzeni całego sezonu, natomiast o każdym sukcesie decyduje dyspozycja drużyny jako całości.
A ta, chociaż wyniki wcale dobitnie tego nie pokazują, jest gorsza niż w poprzednim sezonie. I na pewno inna, jeżeli w ogóle w ten sposób możemy odnieść się do postawy podopiecznych Pepa Guardioli. Haaland, jako indywidualność, notuje znakomite liczby i bije wszystkie rekordy. Natomiast Manchester jako drużyna… mocno obniżył loty. The Athletic podaje, że ocena siły zespołu w modelu SPI FiveThirtyEight spadła z 93,5 do 90,8, czyli najniższego poziomu od drugiego sezonu Guardioli na Etihad. Po raz pierwszy od sezonu 2019-20 City nie jest faworytem do wygrania Premier League.
Niewinny?
The Citizens z Haalandem w składzie nie zostali poddani rewolucji. Co najwyżej ich sposób gry nieco się zmienił. Można to zaobserwować na przykładzie pozycji, jakie napastnicy City zajmowali na murawie w poprzednim sezonie i porównać to z przestrzeniami, w których najczęściej pojawia się norweski snajper. Bez 22-latka Obywatele częściej meldowali się na skrzydłach, z kolei teraz zdecydowanie więcej ruchu jest w centralnym pasie. Czy to oznacza, że piłkarz tak pożądany przez Guardiolę ograniczył możliwości działania Hiszpana?
Tak. I nie. Tak, jeżeli chodzi o Premier League. Teraz Manchester nieco łatwiej powstrzymać i zaskoczyć atakiem flankami, co wynika z mniejszej koncentracji sił w bocznych sektorach. To efekt Haalanda i… zdecydowanie mniej efektownej postawy właściwie wszystkich graczy poza Norwegiem, któremu trudno cokolwiek zarzucić, i Riyadem Mahrezem, który w tym sezonie gra na miarę oczekiwań.
City jest inne i może także mniej przewidywalne, co wywołane zostało transferem upragnionego przez szkoleniowca zawodnika. Ale także jest po prosty słabszą drużyną, co wynika ze zdecydowanie gorszej dyspozycji Kevina De Bruyne, Bernardo Silvy, Ilkaya Gundogana, Phila Fodena i Joao Cancelo, którego pożegnano w zimie.
Jeżeli Manchester City zamknie sezon za plecami Arsenalu, ale z triumfem w Lidze Mistrzów, Guardiola na pewno nie będzie ronił łez. W końcu osiągnie upragniony sukces. Bo przecież nie poprosił Ferrari, by wygrać Rajd Świdnicki, a po to, by sięgnąć po zwycięstwo w Grand Prix Monaco.
Komentarze