Everton doznał w sobotę drugiej ligowej porażki z rzędu. Tym razem na własnym stadionie musiał uznać wyższość niżej notowanego Burnley FC, które wygrało na Goodison Park 2:1.
Burnley zaskoczyło Everton
W ostatniej kolejce podopieczni Carlo Ancelottiego przegrali 0:2 ze świetnie spisującą się pod wodzą Thomasa Tuchela Chelsea. W sobotę na boisko wybiegli jednak na boisko w roli zdecydowanego faworyta, mając naprzeciwko siebie drużynę, która nie wygrała od pięciu kolejek.
Spotkanie rozpoczęło się od groźnej sytuacji pod bramką Burnley. W czwartej minucie na uderzenie z kilkunastu metrów zdecydował się Richarlison, ale skutecznie w bramce rywali interweniował Pope. Niespełna dziesięć minut później piłka wylądowała w siatce, ale bramki Evertonu. Wynik spotkania otworzył Chris Wood, który uderzał z około 16 metrów i zaskoczył bezradnego Pickforda.
W 25. minucie goście prowadzili już 2:0. Tym razem na listę strzelców fantastycznym strzałem zza pola karnego popisał się Dwight McNeil. Piłka wylądowała w samym okienku bramki drużyny z Goodison Park. Niewiele brakowało, a trzy minuty później trzeciego gola zdobyłby Johann Gudmundsson, ale piłka po jego uderzeniu z dystansu trafiła w słupek.
W 32. minucie przebudzili się gospodarze i zdobyli kontaktowego gola. Po dośrodkowaniu Toma Daviesa z prawej strony boiska, uderzeniem głową z kilku metrów do siatki trafił Dominic Calvert-Lewin. Jak się okazało był to ostatni gol przed przerwą.
Skuteczna defensywa gości
W drugiej połowie bardzo mądrze grające Burnley skutecznie odpierało ataki rywali, którzy nie potrafili wypracować sobie dogodnej sytuacji do zdobycia gola. Musieli również uważać na groźne kontrataki rywali, którzy starali się wykorzystać każdą nadarzają się ku temu okazję. Ostatecznie jednak wynik 2:1 dla Burnley utrzymał się do ostatniego gwizdka sędziego.
No to niespodzianka. Everton ewidentnie w lekkim regresie.Ale to chyba dominująca cecha tego sezonu. .