Twierdzenie z tytułu bez wątpienia brzmi tak, jak gdybym był kibicem Manchesteru United. No cóż, właściwie to nim jestem, czego ukrywać nie zamierzam, jednak nigdy nie pozbawiło mnie to obiektywnej oceny wydarzeń mających miejsce w Premier League. Dlaczego więc uważam, że scenariusz, który obejrzeliśmy w niedzielę na deskach Teatru Marzeń, w pozytywny sposób wpłynie na resztę sezonu w wykonaniu obu rywalizujących ekip?
- Dobrze, że na Old Trafford stało się tak, jak się stało. Z wielu powodów
- Starcie Brightonu z Leicester było niezwykle efektownym widowiskiem
- Ivan Toney to fajny gość, niezły piłkarz i… przyszły reprezentant Anglii?
- Czasy się zmieniają, kolejki mijają, a sędziowie w Premier League niezmiennie popełniają rażące błędy
Pozytywna porażka
Zacznijmy od Arsenalu. Który przegrał. Więc gdzie tu pozytywy? Wbrew pozorom istnieją, chociaż to do tego, czy jest ich niewiele, czy wręcz przeciwnie – całkiem sporo, uprawniony jest tylko szkoleniowiec stołecznej drużyny. Kanonierzy w końcu zmierzyli się z wymagającym rywalem i na jego tle dokonali rewizji dotychczasowych osiągnięć. Okazało się, że jeżeli przeciwnik potrafi wysoko pressować, umie grać z kontry i bezlitośnie wykorzystuje wykreowane okazje, londyńczycy mogą mieć problemy z wywalczeniem zwycięstwa. Na dodatek w sytuacji, gdy The Gunners sami nie są skuteczni, także mogą mieć problem z sięgnięciem po jakiekolwiek punkty. Podopieczni Mikela Artety wcale nie zaprezentowali się źle. Właściwie to jesteśmy w stanie ocenić ten występ jako poprawny, a nawet dobry. Manchester po prostu był lepszy.
Nauka na własnych błędach
Zadaniem hiszpańskiego szkoleniowca jest teraz przeanalizować materiał z niedzielnego starcia i wyciągnąć z niego odpowiednie wnioski. Pierwsza porażka “nowych the Invincibles” przyszła dosyć szybko i to właściwie przy pierwszej możliwej okazji, bo za taką należy uznać starcie z ekipą z top six, ale chyba nikt nie łudził się, że Arsenal zdoła przejść przez sezon suchą stopą. A skoro przegrana (jedna, druga, trzecia) i tak miała się przydarzyć, to lepiej teraz, kiedy jeszcze wszystko jest dosyć plastyczne, niż w “jakimś kluczowym momencie”.
Kanonierzy mimo nieudanej delegacji nadal plasują się na czele stawki. To jakiś plus. Jakiś, bo londyńczycy mają już tylko punkt przewagi nad Manchesterem City i Spurs. Faktyczną zaletą meczu na Old Trafford jest doświadczenie, które zebrali obecni liderzy Premier League. Kolejna lekcja dla dorastających dzieci Artety przyszła w odpowiednim momencie – przed październikiem. W przyszłym miesiącu stołeczną drużynę czekają starcia z Tottenhamem, Liverpoolem i City.
Diabelska wyliczanka
A co rywalizacja w Teatrze Marzeń dała gospodarzom? Po pierwsze, trzy punkty i awans na 5. lokatę. Manchester jest już tylko trzy oczka za Arsenalem, dwa za City i Spurs, i jedno za Brightonem. Ponadto ma dwa punkty przewagi nad Chelsea i trzy nad Liverpoolem. Co w skrócie oznacza, że Czerwone Diabły, po niesamowicie niemrawym początku, wróciły do rywalizacji o czołowe miejsca w Premier League.
Po drugie, debiut Antony’ego. I to całkiem udany debiut. Wprawdzie nie wszystko wychodziło po myśli nowego nabytku United (na przykład zaledwie 71% skuteczności podań), jednak strzelił gola, otworzył wynik spotkania i po prostu pozostawił po sobie dobre wrażenie. Z tego chłopaka będą ludzie. Musi się tylko przyzwyczaić do intensywności nowych rozgrywek i nieco lepiej poznać klubowych kolegów.
Po trzecie, faktyczne i rzeczywiste odrodzenie Marcusa Rahsforda. Anglik bez wątpienia zasłużył na najwyższą notę – zdobył dwie bramki i zanotował asystę przy trafieniu Antony’ego. Wychowanek United po zaledwie sześciu meczach prawie wyrównał swój ofensywny dorobek z poprzedniego sezonu, w którym strzelił tylko cztery gole i dwukrotnie popisał się ostatnim podaniem. Takiego Rashforda potrzebuje Manchester. Zdrowego, skutecznego i przebojowego.
Po czwarte, genialnego (znowu) Bruno Fernandesa. 27-latek wyglądał niemal dokładnie tak, jak podczas swojego premierowego “półtorarocza” w barwach United. Biegał, starał się, widział wszystko i znakomicie dogrywał. Asystę przy pierwszym golu Rashforda należy oprawić w złote ramy i pokazywać jako dzieło sztuki.
Po piąte i ostatnie, zaangażowanego i pressującego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk otrzymał od ten Haga ponad pół godziny i w te pół godziny postanowił rozprawić się z wszystkimi zarzutami dotyczącymi jego boiskowej postawy. Tak samo, jak jego rodak, Bruno, CR7 biegał, starał się, walczył i pokazywał się na pozycji. Komuś znowu się zachciało. Miejmy nadzieję, że zachce mu się na dłużej i w pełni. A my dzięki temu odzyskamy przyjemność z oglądania występów jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.
Wydarzenie kolejki: zwycięstwo Brightonu w starciu z Leicester
Brighton w tym sezonie w końcu postanowił być skuteczny. Mewy zwykle doceniano za dosyć przyjemną dla oka grę, jednak równocześnie zarzucano im problemy z finalizacją akcji. Graham Potter coś tam pozmieniał, Neal Maupay został sprzedany, Pascal Gross, Alexis Mac Allister i Leandro Trossard lepiej nastawili celowniki, i wyniki strzeleckie The Seagulls w końcu prezentują wartość zbliżoną do wartości współczynnika expected goals. Po spotkaniu z Leicester xG w przypadku Brightonu wynosi 11.26, co oznacza, że ekipa z The Amex powinna zdobyć zaledwie o 0.26 bramki więcej, niż faktycznie zdobyła.
A sam mecz z Lisami był po prostu pięknym widowiskiem. Postronny kibic zdecydowanie nie mógł się nudzić. Tylko tego nieuznanego trafienia Mac Allistera trochę żal.
Bohater kolejki: Ivan Toney
Ivan Toney to: a) fajny gość b) niezły piłkarz c) przyszły reprezentant Anglii. Prawidłowe odpowiedzi to a, b i według Thomasa Franka także c. Po fenomenalnym występie napastnika Brentfordu w rywalizacji z Leeds Gareth Southgate będzie musiał dokładnie przemyśleć kwestię powołania 26-latka do kadry Synów Albionu. Toney w potyczce z Pawiami udowodnił, że:
- dysponuje świetną techniką
- bezbłędnie wykonuje rzuty karne
- potrafi celnie przymierzyć ze stojącej piłki
- jest niezwykle silny fizycznie
- myśli na boisku
Harry’ego Kane’a oczywiście nie wygryzie, ale na premierowy “call up” i debiut bez wątpienia zasłużył.
Rozczarowanie kolejki: sędziowie
Angielskim arbitrom można zarzucić wiele. I niestety można robić to dosyć często. W 6. kolejce Premier League zespoły sędziowskie popełniły co najmniej dwa rażące błędy. Pierwszy – już w meczu otwierającym tę serię zmagań. Virgil van Dijk dopuścił się brutalnego faulu na Onanie i otrzymał za to przewinienie tylko żółtą kartkę. Zdjęcia i nagrania nie pozostawiają nam złudzeń – Holender powinien opuścić murawę. Natomiast Anthony Taylor i “wspomagający” go VAR mieli na ten temat inne zdanie. Czy w tym sezonie przypadkiem już nie wymienialiśmy nazwiska 43-latka w kontekście boiskowych kontrowersji?
A co powiecie na drugą sytuację? Maxwel Cornet w 90. minucie derbów Londynu doprowadza do wyrównania. Radość Iworyjczyka nie trwała zbyt długo – Andrew Madley po wideoweryfikacji uznał, że Jarrod Bowen faulował Edouarda Mendy’ego i anulował bramkę. Hmm… Pan arbiter prowadzący starcie Chelsea z West Hamem powinien zadać sobie jedno zasadnicze pytanie? Co powinien zrobić Bowen w momencie, gdy golkiper The Blues ląduje pod jego nogami? Anglik starał się uniknąć kontaktu, jednak delikatnie zahaczył Senegalczyka. Czy to wpłynęło na przebieg akcji? Nie. Czy to zdarzenie w ogóle można rozpatrywać w kontekście przewinienia ofensywnego piłkarza Młotów? Oczywiście, że można, jeżeli ktoś akurat ma na to ochotę, jednak tu żadnego przewinienia nie było. A mimo wszystko Madley zdołał się go dopatrzyć i odebrał gościom jeden punkt.
Polacy w Premier League
- Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut i jeden obroniony strzał w meczu z Chelsea (1:2)
- Mateusz Lis (Southampton) – został wypożyczony do Troyes
- Jan Bednarek (Aston Villa) – pojedynek z Manchesterem City spędził na ławce rezerwowych (1:1)
- Matty Cash (Aston Villa) – 27 minut i żółta kartka w spotkaniu z City. Obrońca reprezentacji Polski doznał kontuzji i został zmieniony przez Ashleya Younga
- Mateusz Klich (Leeds) – w 59. minucie rywalizacji z Brentfordem (2:5) zmienił Joe Gelhardta
- Mateusz Bogusz (Leeds) – został wypożyczony do UD Ibiza
- Kacper Kozłowski (Brighton) – został wypożyczony do Vitesse
- Jakub Moder (Brighton) – kontynuuje rehabilitację po urazie kolana
Dobrze, że Manchester wygrał, bo jesteś kibicem Manchesteru, to chyba oczywiste. Nie musisz pisać nic o obiektywności, bo raczej nie jest to do końca prawda, skoro tak tytułujesz swój artykuł. Oczywiście, porażka przyjść w końcu musiała dla Arsenalu, jasna sprawa. W tej lidze punkty traci i jeszcze straci każdy. Natomiast mówienie o tym, że to był jakiś wielki test dla Arsenalu – dla mnie to bzdura. Testem dla Arsenalu będzie regularne punktowanie zespółów niżej notowanych – to jest klucz do sukcesu, jakim będzie zajęcie miejsca w TOP 4 oraz powrót do LM. Regularność w tym aspekcie niemal zapewni awans do TOP 4. Dlaczego? Może dlatego, że zespołów niżej notowanych od Arsenalu jest tak trochę więcej niż zespołów z TOP 6 i można zdobyć dużo więcej punktów? I jak na razie Arsenal z tego zadania wywiązuje się rewelacyjnie i jeśli dalej będzie ogrywał takie drużyny, to spokojnie powinien znaleźć się w TOP 4. Zwycięstwa z TOP 6 są prestiżowe, na pewno budujące i nie twierdzę, że są nieważne, bo one są ważne. Jednak pisanie bzdur, że to był wielki test dla Arsenalu i go oblał, wspominanie o jakichś egzaminach dojrzałości. Ale jakiż to test i egzamin, skoro ten mecz o niczym pewnie nie zadecuduje? Ani o tym, że United będzie w TOP 4, ani o tym, że Arsenalu tam nie będzie. No to co Arsenal oblał? Przypominam, że w poprzednim sezonie Kanonierzy pokonali United i Chelsea, wielkie, prestiżowe spotkania, a uwaga, w TOP 4 nie byli. Dlaczego? Dlatego, że wcześniej przegrali 3 mecze z rzędu z rywalami spoza TOP 6, remisowali takie mecze, a także pod koniec sezonu przegrali z Newcastle. I co im dały te wielki, prestiżowe zwycięstwa? Zdali test, bo wygrali z TOP 6, tak? No fajnie. Szkoda, że nie dało to Ligi Mistrzów. Jak dla mnie Arsenal może przegrywać sobie z United, Live czy City, ale jeśli będzie ogrywał słabsze drużyny, to szansa na TOP 4 będzie duża. Arsenal nie gra na razie o mistrzostwo, więc dlatego w ten sposób piszę. Może za rok, może za dwa, ale raczej jeszcze nie teraz. W tym sezonie cel jest jasny: TOP 4 i powrót do LM. I ten cel można osiągnąć nie poprzez zwycięstwa z United na OT, a poprzez punktowanie średniaków. United też nic nie da takie wygrywanie, jeśli zaraz stracą punkty z Crystal Palace. A przypominam, bo może zapomniałeś już, bo przecież wszyscy kibice United już zapomnieli i przecież idziecie po mistrzostwo – straciliście już punkty z Brighton i Brentford, z Southampton też ledwo, ledwo się udało wygrać. Więc niestety, ale patent na kluby z TOP 6 może nie wystarczyć do zajęcia miejsca w TOP 4. Tak więc nie podniecaj się za bardzo chłopie tym zwycięstwem, tak samo jak kibice Arsenalu nie mogą się załamywać taką porażką. Rewizja dotychczasowych osiągnięć Arsenalu? Może spójrz w tabelę, kolego? Jeśli to nie pomoże, to już nie wiem co pomoże.