Angielskie Zagłębie Lubin. Bezpieczna przystań zagrożona spadkiem

Frank Lampard & Anthony Gordon (Everton, Premier League)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Frank Lampard & Anthony Gordon (Everton, Premier League)

Stało się to, co stać się musiało. Everton znalazł się w strefie spadkowej Premier League. Wprawdzie The Toffees mają zaległy mecz w stosunku do Burnley, jednak sam fakt choćby chwilowej obecności wśród tercetu najgorszych budzi ogromne obawy. Czy drużyna Franka Lamparda pożegna się z ligą? Jeszcze nic nie jest przesądzone. Niestety, na Goodison Park zrobili wiele, by w końcu dopiąć swego i trafić do Championship.

  • Everton przegrał derby Merseyside i wylądował w strefie spadkowej
  • Klub z Goodison Park już niedługo może boleśnie odczuć efekty fatalnej polityki transferowej
  • Divock Origi to legenda Liverpoolu, bezsprzecznie
  • Jorginho przez swoją upartość staje się nieznośny
  • Kareta Jesusa – po raz drugi w karierze

Pieniądze to nie wszystko

Chciałbym napisać, że Everton nigdy nie wzbudzał we mnie skrajnych emocji. Jednak nie jestem przekonany, że ekipę z Merseyside zawsze traktowałem obojętnie. Coś mi się w niej nie podobało, coś mi przeszkadzało. Okej, tu nie chodzi o sam klub. Nie, nie jestem kibicem Liverpoolu i dlatego postanowiłem skrytykować lokalnego rywala. Nic z tych rzeczy. Żadnych argumentów “ad personam”, wyłącznie merytoryczna ocena dokonań The Toffees.

A więc zaczynamy. Największym problemem Evertonu są pieniądze. I to nie to, że ich nie mają. Skadże – mają ich aż za dużo. Problemem jest to, jak je wydają. Na dziesięć transferów udanych jest zwykle może 20%. Nie więcej. O skautingu to tu chyba nie słyszeli. O, to podobno tak jak w Radomiaku. Tylko tam podobno nie ma środków. Tutaj, na Goodison Park, jest wszystko, jeżeli mówić “wszystko”, myślimy “wręcz nieograniczony budżet”.

Kto wydał więcej, a kto ma z tego więcej?

Wyobraźcie sobie, że od lata 2016 roku Everton wydał więcej niż Liverpool. Nie muszę chyba wspominać, że to absolutnie nie przełożyło się na tak zwane namacalne sukcesy. Wręcz przeciwnie – im więcej pieniędzy wypływa z klubu, tym gorzej to wygląda. Z klubu, który miał nawiązać rywalizację ze ścisłą czołówką, The Toffees zmienili się w zlepek przypadkowych nazwisk, prowadzonych przez kolejne przypadkowe nazwisko. Bo już chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że Frank Lampard to nie jest odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. I nie mam na myśli tego, że Frank to słaby szkoleniowiec. Zdecydowanie za wcześnie na takie osądy. Po prostu nie nadaje się do pracy pod taką presją. Już lepiej byłoby zatrudnić Leszka Ojrzyńskiego. Jak z kryzysem miał/ma poradzić sobie ktoś tak niedoświadczony jak Lampard? Tego nie wie chyba nawet sam zainteresowany.

Everton stał się angielskim Zagłębiem Lubin. Bogatą, bezpieczną przystanią dla różnej maści oryginalnych wynalazków. Niby mówiło się o pucharach, niby ambicje były duże. Jednak zwykle kończyło się na tym, że czołówka odjeżdżała już w połowie sezonu, a od jakiegoś czasu za sukces uznawano spokojne utrzymanie. Dziwnym trafem oba kluby mogą w tym sezonie pożegnać się z najwyższą klasą rozgrywkową w swoim kraju. Być może ewentualny spadek z Premier League pozwoliłby The Toffees na swego rodzaju katharsis. Chociaż to chyba tylko pobożne życzenia. Na Goodison Park od wielu lat nie mają szacunku do pieniądza.

Wydarzenie kolejki: cztery gole Gabriela Jesusa

Brazylijczyk nigdy nie był najważniejszym punktem City. Szybko okazało się, że drugi Aguero to to z niego nie będzie. Ale miejsce w kadrze zawsze miał. Wprawdzie częściej na ławce niż w pierwszym składzie, jednak nikt nie zamierzał się go pozbywać. I tak to leciało. Raz w podstawie, raz bez gry. Raz strzelił, innym razem nie strzelił. Zwykle bez większych fajerwerków, dlatego cztery gole w wykonaniu Gabriela Jesusa to rzecz godna uwagi. To jego druga kareta w karierze – wcześniej takiego wyczynu dokonał w starciu z Burton Albion w 1/2 finału EFL Cup (2019).

Bohater nieoczywisty: Divock Origi

Divock Origi to legenda Liverpoolu. Wiedzą to fani The Reds, wie to także Jurgen Klopp. Belgijski napastnik zwykle chowa się w cieniu największych gwiazd ekipy z Anfield, jednak gdy już pojawia się na murawie, to zwykle jest o nim głośno. Tym razem 27-latek wpisał się na listę strzelców w starciu z Evertonem. Za Origim już dziesięć meczów z lokalnym rywalem i sześć goli na koncie. Król derbów Merseyside.

Rozczarowanie kolejki: Jorginho

Może ktoś powinien powiedzieć Jorginho, że to, co robi, jest złe. Albo inaczej – to, co robi, robi źle. To, w jaki sposób reprezentant Włoch wykonuje rzuty karne, już dawno przestało być tajemnicą. 30-latek podchodzi do piłki ustawionej na 11. metrze, bierze rozbieg, wykonuje charakterystyczny naskok i posyła piłkę prosto w ręce Łukasza Fabiańskiego. Jeżeli istnieje zestawienia najgorzej wykonanych jedenastek, ta próba bez wątpienia się w nim znajdzie. Bez zastanowienia, bez sił, bez sensu. Wszyscy wiedzą, co zrobi Jorginho, a on dalej swoje. Szkodliwa upartość.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut i obroniony rzut karny w starciu z Chelsea (0:1)
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – na ławce rezerwowych w meczu z Newcastle (0:3)
  • Jakub Moder (Brighton) – kontuzja kolana, Mewy grały z Southampton (2:2)
  • Jan Bednarek (Southampton) – 90 minut w spotkaniu z Brightonem (2:2)
  • Mateusz Klich (Leeds) – 45 minut w meczu z Crystal Palace (0:0)
  • Matty Cash (Aston Villa) – 90 minut w pojedynku z Leicester (0:0)

Komentarze