To wszystko zaczęło się w 1996 roku, kiedy w Europie wprowadzono prawo Bosmana. Każdy piłkarz kraju Unii Europejskiej mógł wraz z wygaśnięciem kontraktu za darmo zmienić klub. Każdy zawodnik z unijnym paszportem, w unijnym klubie przestawał być obcokrajowcem. Brazylia była wtedy mistrzem świata, a w każdej z europejskich lig największymi gwiazdami byli Brazylijczycy. Było więc oczywistym, że unijne kluby rzucą się na Brazylijczyków, a już szczególnie tych mających dziadka z Niemiec czy Portugalii.
Reprezentacja Brazylii i jej skarby
25 lat później cała reprezentacja kraju składa się z futbolistów terminujących w Europie. Ba, 2/3 to piłkarze urodzeni od 1996 roku w górę. Na ogół nie mających pojęcia, że pierwszy raz brazylijski piłkarz grający poza ojczyzną powołanie mundialowe dostał dopiero w 1982 roku. Brazylia w 2021 zapowiada się bosko! Real Madryt, Liverpool, Juventus, Manchester City, Atletico Madryt, PSG – oto klubowa baza reprezentacji. W odwodzie Everton czy Olympique Lyon. Klopp, Guardiola, Ancelotti, Zidane, Simeone, Pochettino na co dzień trenują brazylijskich reprezentantów. Samych za 50-60, a nawet 100-120 milionów euro. Nie ma żadnego problemu by 23-osobową kadrę na mundial złożyć z samych graczy Ligi Mistrzów. Można też złożyć kadrę z samych zawodników urodzonych po wprowadzeniu “prawa Bosmana”. Można składać z małych, dużych, jakich chcesz. Umiejętności jakie sobie wymarzysz. Dryblerów, strzelców, siłaczy, bramkarzy, stoperów jak mur… Jakbyś pozbierał najlepsze jednostki z Football Managera czy FIFA 2021.
Po poprzednim mundialu w Rosji była dyskusja o zastępstwie Filipe Luisa: Marcelo czy Alex Sandro? Dziś sprawa nieaktualna, pogodził ich 22-letni obecnie Renan Lodi. Płakaliscie po Davidzie Luizie? Nie ma potrzeby, młodsi już zastąpili. Kto dzisiaj wspomni Lucasa Mourę, kiedy po europejskich boiskach biegają Everton, David Neres czy Richarlison? Philippe Coutinho stracił na wartości 100 milionów euro w ciągu dwóch sezonów? A co powiesz na Viniciusa Juniora, 20-latka nabierającego znaczenia w drużynie Realu Madryt?
Kiedyś Zico, powiedział mi w rozmowie na temat mizerii wśród napastników, że problemem Brazylii nie jest brak dobrych trenerów czy szkółek piłkarskich, lecz brak odpowiedniego pokolenia (były to czasy Jo, Freda i Diego Tardelliego w reprezentacji kraju). Kilka lat później Brazylia ma w rocznikach 1996-97 Gabriela Jesusa, wspomnianych Evertona i Richarlisona oraz Davida Neresa i Pedra. 1999-2001 to Rodrygo, Vinicius, Gabriel Martinelli, Matheus Cunha, Kaio Jorge, Gabriel Veron. A przecież jeszcze nie wspomniałem o Robercie Firmino i najwiekszym z brazylijskich asów – Neymarze.
W drugiej linii “zrobiło się” podobnie. Lucas Paqueta zagubiony w Mediolanie odnalazł się w Lyonie, gdzie towarzyszy mu Bruno Guimaraes. Casemiro czy Fabinho, Allan czy Arthur? Zabawa w wymienianie kolejnych znakomitych zawodników mogłaby jeszcze potrwać, bo przypomniałbym sobie Gersona czy jeszcze kilku innych graczy. Za każdym razem trzeba byłoby wpisać obok jakąś potężna kwotę: 40 albo 60 milionów euro, a potem podać nazwę któregoś z wielkich teamów. Dalej wspomnieć o pięciu wygranych mundialach, ostatniej edycji Copa America, a może jeszcze przypomnieć osiągnięcia Pelego, Romario, Ronaldinho czy Ronaldo.
Na tej podstawie powinna pojawić się nieodparta potrzeba analizowania stylu gry reprezentacji trenera Tite, czy jego 4-1-4-1 jest lepsze niż praktykowane na początku przygody 4-3-3? Czy Rainier wypożyczony z Realu do Borussii talent wart 100 milionów powinien tam być? A ten 16-latek Angel z Santosu? W grach komputerowych pojawią się na pewno przewysokie notowania Brazylii przed mundialem, bo w końcu ekipa młoda, głodna, a już pełna gwiazd. Sęk w tym, że to tylko na ekranie komputera tak słodko i pysznie wygląda.
Poważny problem w raju
W praktyce Brazylia od pół roku nie grała meczu, nie wiadomo kiedy go zagra, bo pandemiczna zaraza szczególnie boleśnie doświadcza ten kraj. Nie wiadomo czy rozegrana zostanie Copa America 2021, ta przeniesiona z 2020. Mecze eliminacji do katarskiego czempionatu są przekładane, rozegrano dopiero cztery kolejki. Ba, Brazylijczycy w przeciwieństwie do Niemców, Anglików czy Hiszpanów, jak wykazano na początku tekstu, grają zagranicą (Brazylia jest największym eksporterem piłkarzy na świecie), praktycznie nie znają się z występów w rodzimych rozgrywkach. Zgranie, automatyzm, słowem praktyka akurat w ich przypadku pozostaje bolesnym niespełnieniem. Reprezentacja Brazylii teoretycznie i przyszłościowo wygląda pięknie. Za kilkanaście miesięcy powinna być pierwszy raz od kilku mundiali poważnym kandydatem do tytułu, gdyby nie fakt iż rzeczywistość w przeciwieństwie do gry komputerowej wygląda inaczej. W grze zespołowej zlepek niepraktykujących wspólnie indywidualności znaczy niewiele.
Co cztery lata, wskutek różnych okoliczności losowych (2014 – indolencja trenera i federacji kontraktujących przez kilka lat mecze z trzecim garniturem światowego futbolu zamiast konfrontacji z europejską czołówką; 2018 – uporczywe budowanie drużyny wokół nękanego kontuzjami Neymara, 2022 – pandemia uniemożliwiająca rozgrywanie meczów) Brazylia przekonuje się, że nawet mając najwięcej piłkarzy w najlepszych klubach, w Lidze Mistrzów, dwóch najdroższych graczy świata, a nawet najdroższego nastolatka na świecie, nie będzie w stanie zbudować drużyny. Bo Vinicius – bohater meczu z Liverpoolem – raz w życiu grał z Neymarem, nie wiadomo jak i kim zastąpić Coutinho, a środek pomocy od Copa America 2019 w każdym późniejszym meczu był inaczej obsadzony, więc nawet nie wiadomo kto teraz miałby go przejąć. Nie było też okazji do przetestowania liderów. Łapiący kontuzje i czerwone kartki Neymar się nie nadaje, Daniel Alves już w reprezentacji nie gra, a Thiago Silvie idzie już 37. rok życia i można przypuścić, że na mundial się nie załapie.
Ot, zderzenie piłkarskiego titanica z rzeczywistością.
Bartłomiej Rabij
Komentarze