A jednak Messi. Argentyna pełna bad boysów

Lionel Messi
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Lionel Messi

Mamy co chcieliśmy – zapewne ostatni mundial Messiego i Lewandowskiego i wzajemna konfrontacja mistrzów futbolu. Po 44 latach przerwy Polska zagra z Argentyną w mistrzostwach świata! Pycha!

  • Reprezentacja Argentyny będzie jednym z rywali Polski w fazie grupowej mistrzostw świata
  • Argentyński zespół przeszedł długą drogę i jest już zupełnie innym zespołem od tego, który wystąpił na mundialu cztery lata temu
  • Nadal bardzo ważną rolę odgrywa w nim Lionel Messi, ale jego zadania także uległy zmianie

Losowanie i po losowaniu

Nie ukrywam, mam swoje pięć minut. Nie żeby w tramwaju numer 18 ktoś mnie o przewidywania wyników pytał, ale Argentyna i Meksyk w grupie polskiej to powód do wzmożonej aktywności w mediach. A jeszcze Brazylia w jednej grupie ze Szwajcarią, Serbią i Kamerunem, czyli powtórka z rozrywki (rywale, z którymi zmagali się w grupach w 2018 i 2014), no i Suarez – Cavani versus Cristiano Ronaldo oraz Hiszpania przeciw Niemcom. Słowem w krajach, których specjalizuję się zawodowo jest gorąco a wyobraźnia kibiców pięknie przez FIFA została pobudzona.

„Grup śmierci” nie ma, ale też historia mundiali przyzwyczaiła nas do tego, że niekoniecznie w tych grupach dochodzi do najbardziej zaskakujących rozstrzygnięć, stąd cierpliwie czekam na „wyskoki” ekip z Azji czy Afryki. 

Argentyna = Messi?

Bartek, co z tą Argentyną? Mówisz Argentyna, myślisz Messi. Leo zagrał w mistrzostwach świata już cztery razy, raz doszedł do finału. Czyli grubo poniżej oczekiwań, bo taki Pele też zagrał w czterech mundialach, a wygrał trzy. Ronaldo wygrał dwa, raz był wicemistrzem, tylko w ostatnim odpadł w ćwierćfinale.

Messi ma na koncie dwa ćwierćfinały, raz finał, ostatnim razem ledwie 1/8 finału. Słabo? Pewnie, ale też za każdym raz na mistrzostwa przylatywał w innych okolicznościach wokół samej reprezentacji Argentyny. W 2006 roku jako 19-letni supertalent wskakujący z ławki rezerwowych. W 2010 jako najlepszy piłkarz świata w konglomeracie gwiazd pozbieranym przez szalonego i jednak nieposiadającego odpowiednich kwalifikacji Diego Maradonę. W 2014 było najlepiej, bo ekipa się już z różnych imprez znała, wszyscy byli gwiazdami dobrych europejskich klubów, trener doświadczony, zrównoważony i z planem, a do półfinału losowanie łaskawe. Aż do pamiętnego finału Argentyńczycy skorzystali z wszystkich prezentów od losu. Lecz gdy przyszło już postawić kropkę nad, zaczęło się pudłowanie i pech. Historia z 2018 jest na tyle świeża, że nadal wszyscy pamiętamy jak zawiodła ekipa Jorge Sampaoliego, chociaż bezapelacyjnie największą plamę dał sam trener.

Inna drużyna

Argentyna AD 2022 to zupełnie inna sytuacja sportowa. Po pierwsze – mają drużynę, jest team spirit, jest jasna hierarchia i skończyło się dźwiganie ekipy na barkach Messiego. Inna spawa, że ileż można? Lionel Andres ma już 35 lat i nawet najlepiej prowadzący się sportowcy nie mają już dawnej dynamiki, szybkości i „dzikości”, którą wprost onieśmielali rywali.

Messi dzisiaj to inny zawodnik. Wybitny technik, reżyser, ale już nie wół, który tyra za trzech. Oj, nie. Leo teraz nieco więcej się szanuje. Inna sprawa, że kopany, szturchany, popychany nie pada na murawę, nie udaje, ale i sam nogi nie odstawia. Jest pierońsko twardy! W meczach reprezentacji bliżej mu do legendarnych kapitanów Barcy niż do argentyńskich zawadiaków. Jak Xavi, jak Puyol, widzi cel, widzi potrzebę punktów, a niewyrównywania rachunków. Wnosi spokój ale nie mimozowatość. Jest jak dojrzały żołnierz sił specjalnych, który wie, że czasem trzeba przywalić w papę, czasem się dostanie, ale ważne by wykonać misję a nie wyciąć w pień wszystkich oponentów. Od walki i wycinanki ma za plecami Paredesa, a od rządzenia na boisku Rodrigo De Paula. Ma też wreszcie idealnego kompana w ataku – Lautaro Martineza z Interu.

Twardy gość stoi na bramce, „Dibu” Martinez, środek obrony z nieśmiertelnym Otamendim i na zmianę – Pezzellą i Romero. I wreszcie boki obrony, stabilne, bo dwóch dobrych zawodników na stronę, wszyscy szarpią do przodu, kiwnąć potrafią i przede wszystkim mają cojones by walczyć i nie spoglądać tylko na Messiego, lecz samemu dawać mocną zmianę.

Długa droga Argentyńczyków

Zachwalam tą Argentynę, co? Oj, bardzo. Bo od mundialu w Rosji przeszli daleką drogę. Niemal całe to złote pokolenie z roczników 1987-88 zostało pożegnane (Higuain, Banega, Romero, Aguero itp.). Ostał się tylko Messi i jego dwaj wierni druhowie – twardy i agresywny Otamendi oraz błyskotliwy kolega z PSG – Di Maria. Reszta to gracze dobrze poniżej trzydziestki. Na Messim wychowani, ale nie padający przed nim na twarz. Nie ma cienia wątpliwości, że to zasługa sztabu szkoleniowego. Skończyło się bicie pokłonów i kadzenie jak za Bauzy i Sampaoliego, skończyło się mówienie o „najlepszym w historii”. Jest drużyna.

Lionel Scaloni sam dobrym piłkarzem był, dobrze pokopał przez 17 sezonów we Włoszech, Hiszpanii i Anglii.  Jego trzej współpracownicy, na swoich pozycjach byli już światowej klasy zawodnikami. Walter Samuel i Robert Fabian Ayala przez lata znajdowali się w czołówce najlepszych stoperów na świecie, a Pablo Cesar Aimar to legenda Valencii czy Benfiki. Sam Messi uważał go za jednego z najważniejszych graczy jakich widział w młodości.

Czterech facetów, którzy zjedli zęby na boisku, zagrali wszystko i z wszystkimi, potrafiło świetnie dotrzeć do argentyńskich piłkarzy. Ta Argentyna wygląda naprawdę groźnie, bo potrafi walczyć i znowu jest pełna „bad boysów”, których ostatnimi czasy jakoś w kadrze ubywało.

No i najgorsze, w 2021 roku przełamali 28-letnią niemoc w Copa America. Wygrali i to w Brazylii, w finale ogrywając gospodarzy. Słowem, czekając na mecz z Messim dobrze mieć jednak kilka punktów na koncie bo może się okazać, że nie będzie tak dobrze jak za Kazimierza Górskiego.

Meksyk z trenerem, który nie wygrywa

Tylko że, ten Meksyk to też nie będzie łatwy rywal. Grają w niewygodny dla Polaków sposób, z dużą finezją, wymiennością pozycji, bo każdy z piłkarzy z piłką przy nodze czuje się jak ryba w wodzie. Mają ludzi na każdą okoliczność przyrody, ale mają też jeden fundamentalny problem. Jako wielbiciel mitologii greckiej, nazwałbym go przeznaczeniem, kto inny określiłby go jako „zły los”.

Argentyński selekcjoner Gerardo Martino (w latach 2014-16 prowadził Argentynę, przegrał dwa finały Copa America). Facet wykonuje dobrą robotę, ale nigdy nie wygrywa. Skaza jak na jego mentorze, ale też i wielkim fanie – Marcelo Bielsie (Bielsa podziwiał go jako piłkarza, Martino podziwiał Bielsę-trenera). Martino zawsze jest w czołówce wszystkich rozgrywek, prawie nigdy ich nie wygrywa. Ta skaza to nasza szansa! 

Zobacz także: MŚ 2022: misja mundial wystartowała, Biało-czerwoni poznali rywali

Bartłomiej Rabij

Komentarze