Jak już podczas tego mundialu starałem się udowodnić nie raz i nie dwa razy – piłka nożna to najbardziej losowa spośród gier zespołowych. Zmiennych posiadających wpływ na wynik jest tyle samo, albo i więcej jak w koszykówce czy piłce ręcznej, ale jednocześnie waga pojedynczego zagrania dla losów meczu jest nieporównywalnie większa. Żeby przedstawić to obrazowo – zła decyzja bramkarza, którego dopadło rozkojarzenie w piłce ręcznej kosztuje wzmożony wysiłek drużyny w dwóch, trzech, może pięciu kolejnych akcjach, by z 22:23 zrobić 24:23. W futbolu taka sama, pojedyncza, wyizolowana zła decyzja może stanowić o być albo nie być w imprezie rangi mistrzowskiej. A jednak, mimo że wszyscy wydajemy się zgadzać co do tej wyjątkowej wręcz losowości – cały czas próbujemy odnaleźć zestaw uniwersalnych ścieżek, które z pewnością przyniosą nam sukces. Wczorajszy mecz Brazylii z Chorwacją pokazuje w pełni, że to droga donikąd.
- Brazylia w teorii postępowała zgodnie ze sztuką i podręcznikami, ale ostatecznie poległa na tym, co miało być jej wyjątkową siłą
- W futbolu często ta sama zmienna może być postrzegana jako wielka siła, albo wielka słabość – a ocenę determinuje wyłącznie wynik
- Biorąc pod uwagę, że to najlepszy czas na systemowe zmiany – lepiej nie wierzyć w uniwersalne recepty, a skupić się na bardzo konkretnych ułomnościach, które musimy wyeliminować
“Ten tweet źle się zestarzał” – można było wczoraj punktować każdego kolejnego eksperta, bo każdy kolejny ekspert – jeśli oglądał mundial i interesuje się piłką – widział w Brazylii rolę murowanego faworyta, jeśli nie do końcowego zwycięstwa, to chociaż do medali. Sęk w tym, że te tweety nie zestarzały się wcale. Gdy podziwiamy drogę, jaką przeszła brazylijska defensywa w ostatnich latach, jej końcowy przystanek nie może warunkować tego, co działo się wcześniej. Gdy zwracamy uwagę na nieprawdopodobną wręcz jakość w grze ofensywnej, nie możemy patrzeć jedynie przez pryzmat zaledwie jednego gola z Chorwacją. Zwłaszcza, że przecież cuda wyczyniał Dominik Livaković, zwłaszcza, że bajeczne interwencje zaliczał Josko Gvardiol. Ich akcja bramkowa to jest piłka nożna w najlepszym możliwym wydaniu, a w dodatku piłka nożna będącą konsekwencją wcześniejszej pracy. Takich klepanek nie robi się z grupą przypadkowych ludzi, takich klepanek nie robi się na pierwszym wspólnym treningu, gdy jeszcze cała ekipa poznaje swoje imiona.
Ta akcja była wizytówką Brazylii, bo Brazylia w taki sposób zbudowała swoją reprezentację na mundial. Obrazki, na których Tite tańczy ze swoimi podopiecznymi, na których kolejni zawodnicy Canarhinhos ściskają się z Ronaldo i próbują przenosić magię z jego nóg na własne – to jest Brazylia, która kupiła sobie cały świat. Dzisiaj przed meczem wypuszczono materiał z ich “koncentrowania się”. Bajlando identyczne, jak podczas spotkania, jak po zwycięstwie, jak na treningach. Szli przez turniej tanecznym krokiem i wydawali się rosnąć z każdą rozegraną minutą. Zresztą, skoro podczas tego turnieju tak lubimy się porównywać i zestawiać – trzeba patrzeć szerzej. Czy Brazylia mogła zrobić więcej? Efektowne jest porównanie – nasze 40 milionów dusz a chorwackie 4 miliony. Ale przecież Brazylia kasuje nasze dwa narody razem wzięte. 7 milionów zarejestrowanych piłkarzy. Wielkie akademie, ale i podwórkowe boiska w fawelach. Piłkarze, którzy stanowią o sile potężnych europejskich klubów. Bardzo, bardzo szeroka kadra, można wybierać na każdej pozycji spomiędzy totalnych kozaków, ba, można dostosowywać ustawienie i plan meczowy pod kątem konkretnego rywala, bo Brazylia tak naprawdę ma fachowców z każdej piłkarskiej dziedziny – kreatywnych pomocników, szalonych dryblerów, skutecznych finisherów, silnych stoperów, ale i ludzi, którzy mogą budować bez trudu akcje od tyłu.
– Są piłkarze, drużyny nie ma – dobrze jest czasem rzucić w takim wypadku. No ale tu drużyna była scementowana, szła jednym tempem. Żadnych afer, żadnych kłótni, jeszcze ta symbolika z wpuszczeniem na murawę trzeciego bramkarza. Cały kraj, generalnie podzielony po wyborach prezydenckich, żyjący od protestu do manifestacji i od manifestacji do marszu, tutaj stał za swoją drużyną. Pierwszy raz od dawna – tak doskonale zbilansowaną. Pierwszy raz od dawna – tak dobrze zgraną. Z liderami w formie, z talentami, które właśnie wkraczają w swój prime, z jakością u każdego z 26 przyjeżdżających do Kataru ludzi.
I co? I kładzie ich ekipa, którą uratowała w turnieju nieudolność Romelu Lukaku. Długimi fragmentami gry Brazylijczyków ośmieszał Josip Juranović z Ekstraklasą w CV. Jakie są przyczyny, że Brazylia znów nie zdobędzie Mistrzostwa Świata? Kurczę, no nie wiadomo, jakie są. Wszystko zrobili dobrze, wszystko zrobili tak, jak trzeba. Ale Livaković, Modrić i spółka zrobili więcej na przestrzeni tych dwóch godzin, tych kluczowych dwóch godzin.
To o tyle istotne z mojej perspektywy, że dobrze pokazuje pewien trend w analizowaniu futbolu. Słyszałem już o tym roztańczeniu Brazylii, o tym wpuszczaniu nawet piłkarzy z numerem 26 w kadrze, przede wszystkim jako o atucie. Ale po wczoraj oceny są już nieco inne. Tite traci robotę, choć przecież trudno napisać, że zawiódł i rozczarował, trudno go za cokolwiek winić. Nie zdziwię się, jeśli ktoś wypomni – zabrakło trochę dyscypliny. Zresztą, tutaj nie ma co się odwoływać do Brazylii, tutaj trzeba się odwołać do klasyki. Cztery lata temu, gdy Francja zdobywała mistrzostwo świata, piłkarze zorganizowali gigantyczny melanż po awansie do ćwierćfinału. ĆWIERĆFINAŁU. Adil Rami opowiadał później, że podczas imprezy piłkarze latali z gaśnicą po korytarzach hotelu, a o 4 w nocy zarządzono ewakuację. Didier Deschamps, w szlafroku, musiał być szczerze zachwycony pomysłami swoich podopiecznych podczas turnieju. Oczywiście po zdobytym mistrzostwie świat obiegły obrazki Pogby nucącego pieśń dla N’Golo Kante, a impreza po zwycięstwie nad Argentyną stała się tylko anegdotą, potwierdzającą, jak zgrana na boisku i poza nim była cała ta ekipa. Giroud wspominał z dobrotliwym uśmiechem – to głównie młodsi gracze tak szarżowali, hihi, hehe.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, co zrobiłaby z Francuzami prasa, gdyby Les Bleus przerżnęli z Belgią w półfinale, co przecież wcale nie byłoby wielką sensacją. Bliski mecz, bliski wynik, rywal wyjątkowo jakościowy, czasem decyduje pojedynczy zryw. Czy wyciągniętoby imprezę sprzed paru dni? Czy pojawiłyby się artykuły z wypowiedziami trenerów snu, z opiniami ekspertów na temat zgubnego wpływu całonocnych imprez na koncentrację sportowca?
Wynik determinuje wszystko. Bójka na treningu raz będzie postrzegana jako bezpowrotne zepsucie atmosfery, innym razem jako oczyszczające rozładowanie nagromadzonych złych emocji. Problemy finansowe raz będą “czynnikiem, który scementował drużynę i pozwolił jej grać ponad stan”, a innym razem “tym ciężarem u nogi, który nie pozwalał w pełni rozwinąć prędkości”. W mojej opinii Brazylijczycy zrobili wszystko, co w ich mocy, by zminimalizować ryzyko porażki na mundialu. Te zmienne, na które mieli wpływ, starali się utrzymać pod pełną kontrolą. Sęk w tym, że futbol to zdecydowanie zbyt wiele zmiennych, by wydeptać sobie jakąś prostą i uniwersalną ścieżkę. By wykreować panaceum, dzięki któremu zwycięstwo osiągniesz z każdą ekipą, w każdych warunkach.
Dlaczego uważam, że to ważne? Dlatego, że teraz – jak chyba nigdy – jest czas i dobry klimat na pewne systemowe zmiany. Już widzimy, wszyscy, bardzo wyraźnie, że pewne pieniądze na rozwój futbolu można sobie wywalczyć. Nie 30, nie 50, a nawet sto milionów złotych, tak przynajmniej komentował to premier. Widać też – chyba równie wyraźnie – czego nam nieprawdopodobnie brakuje. Kreatywności. Opanowania. Szybkiej, kombinacyjnej gry, luzu. Kiepsko wygląda też szerokość kadry – o ile poziom “elite” mamy naprawdę w porządku, o tyle “klasa średnia” u nas jest ledwie namiastką tego, czym dysponują reprezentacje pokroju Chorwacji czy Serbii. Nie wymieniam umyślnie tych “z wyższej półki”, bo jednak Belgia czy Holandia to totalnie inne życie. Wreszcie kuleje u nas ogólna grupa selekcyjna. Nie za bardzo jest z kogo wybierać – od samej góry, od reprezentacji, po kluby II ligi, desperacko poszukujące zdolnych młodzieżowców i po akademie, szukające kogokolwiek chętnego do grania.
Ciśnie się na usta – teraz, albo nigdy – upowszechnienie sportu na samym dole piramidy. Również za sprawą kosztownych kampanii – zwożenia dzieciaków na treningi, może opłacania im zajęć sportowych, może opłacania im wynajmu infrastruktury. Teraz, albo nigdy – poważne podejście do tematu ryzyka w piłce nożnej, zwłaszcza tej najniżej. Michał Trela celnie punktował przy ocenach Czesława Michniewicza – czemu dziwimy się pragmatycznemu, unikającemu ryzyka selekcjonerowi, skoro najbardziej chwalone kluby w lidze to pragmatyczne i unikające ryzyka ekipy pewnie spinające ligowy byt? Teraz jest czas na szukanie rozwiązań nie na najbliższe dwa czy trzy lata, ale na najbliższe dwadzieścia, trzydzieści lat. Teraz jest czas na dbanie nie tylko o przyszłość sportu, ale o zdrowe społeczeństwo – bez gigantycznych problemów z cukrzycą, otyłością, chorobami cywilizacyjnymi. Teraz jest czas, gdy te wszystkie populistyczne hasła trzeba zacząć na poważnie analizować.
Cholernie się boję, że pójdziemy jednak w szybkie kalki. Krychowiak ma dłuższe włosy, zaczeszmy go na Modricia. Barwy się zgadzają, ale na nowych koszulkach spróbujmy szachownicy. A przede wszystkim – więcej walki, bo Chorwaci walczą i więcej grania piłką po ziemi, bo Chorwatom czasem się tak udaje. Chciałbym, by ten mundial w pewien sposób wykorzystać. Widzimy już jak różnorodne drogi mogą prowadzić do sukcesu sportowego. Gdzie Chorwacja, a gdzie Argentyna. Gdzie Brazylia, a gdzie Maroko. Szukanie odpowiedzi porównując występy poszczególnych drużyn na mundialu to przykuwanie uwagi do tego, co w dużej mierze losowe. A my musimy dbać o te zmienne, na które mamy wpływ. Teraz jest do tego klimat polityczny, jest do tego klimat w środowisku piłkarskim, jest do tego najlepszy możliwy czas. Czy wreszcie wykorzystamy go na coś więcej, niż utyskiwanie, że Chorwacja znów w TOP 4?
Komentarze