Nie do końca zgadzam się z oceną Grzegorza Krychowiaka, dotyczącą ostatnich miesięcy czy może nawet lat w reprezentacji Polski. Nie do końca zgadzam się, że teraz gramy dobrze defensywnie – bo na przykład z Chile mieliśmy mnóstwo szczęścia. Nie do końca zgadzam się też, że mieliśmy już okresy, gdy próbowaliśmy grać “ładnie”. Te krótkie zrywy za Paulo Sousy, gdy zrywaliśmy z wizerunkiem przeszkadzaczy to tylko pół-prawda – bo spoglądając na szczegółowe statystyki ze starć z Anglią czy Hiszpanią trzeba przyznać, że to nadal były bardzo jednostronne mecze. Może trochę mniej niż pamiętna Holandia za Brzęczka, ale też nie był to – daleko nie szukając – Senegal z wczoraj.
- Polska nie zaprezentowała się zbyt dobrze przy okazji próby generalnej z Chile
- Pewnym pozytywem są jednak fragmenty meczów, w których gramy w klasycznym dla Polski ustawieniu
- Mundial w tak nietypowych okolicznościach może premiować prostotę
Natomiast pod jednym względem uważam wypowiedź Grzegorza Krychowiaka za prawdziwą i słuszną, a doceniam ją dodatkowo za to, że jest to wypowiedź samokrytyczna. Krychowiak tonuje nastroje i zapowiada, że nie będziemy na tych mistrzostwach grać pięknie, ofensywnie, z fantazją i werwą. Bo Krychowiak jest świadomy, że do tego potrzeba wirtuozów akurat w tym sektorze boiska, gdzie zazwyczaj znajduje się on i koledzy grający w zbliżony sposób.
Ustalmy na wstępie: należę do grona osób, które nie wierzą w zwycięstwo nad Meksykiem. Dość uważnie śledzę klubowe przygody niektórych naszych reprezentantów, a wyjątkowo uważnie śledzę ich przygody na meczach kadry. Nie trzeba być szczególnie wybitnym ekspertem piłkarskim, by zobaczyć, że mamy dość duże problemy, gdy trafiamy na rywala mobilnego, zdolnego do utrzymywania wysokiej intensywności w pressingu, a w dodatku z indywidualnościami, zwłaszcza na skrzydłach, gdzie miewamy spore problemy z grą defensywną. Uwaga, będę strzelał teraz serią wstrząsających wniosków czysto piłkarskich – Jan Bednarek nie jest Virgilem van Dijkiem, Kamil Glik nie przypomina raczej Rubena Diasa, Grzegorz Krychowiak nie jest Sergio Busquetsem w okresie prime’owego Sergio Busquetsa, ale co gorsza – nie jest nawet Martenem De Roonem. Kto kibicuje Polsce dłużej, niż pracownicy z Bangladeszu zatrudnieniu do udawania kibiców reprezentacji Polski, ten doskonale zdaje sobie sprawę z ciężarów, jakie wywołuje u nas próba wyjścia spod wysokiego pressingu.
Ofensywna gra w tym klasycznym rozumieniu – utrzymywanie się przy piłce na połowie rywala, albo chociaż rytmiczne zagrażanie jego bramce po szybkich akcjach – wymaga najpierw wyjścia spod tego pressingu w sposób inny niż dłuższą piłką w kierunku napastnika. A do tego trzeba niestety albo umiejętnie wprowadzających piłkę wyżej stoperów (uwielbiałem płaskie podania przez linię w wykonaniu Walukiewicza), albo potrafiących się obrócić z piłką środkowych pomocników. Nieprzypadkowo wszyscy aż tak intensywnie modliliśmy się o zdrowie Jakuba Modera – bo to zawodnik z pakietem umiejętności, których potrzebujemy, w miejscu na boisku, gdzie mamy największy deficyt. Nikt nie wątpi w Piotra Zielińskiego czy Roberta Lewandowskiego. Wyzwaniem dla reprezentacji Polski jest dostarczenie im piłki, zanim rywale zdążą ich poodcinać, często w brutalny sposób, wywołujący frustrację i zniechęcenie.
Powrót do klasyki
Widziałem parę analiz dotyczących ustawienia z trójką stoperów – mądrzejsi ode mnie wskazywali, że mamy zawodników idealnych do tego systemu, mamy wahadłowych, którzy regularnie grają na wahadle w mocnych ligach, mamy pół-prawych i pół-lewych stoperów z dużym doświadczeniem właśnie w takiej roli. Ale mam mimo wszystko wrażenie, że pomijany jest tu aspekt dziury im. Krychowiaka, Żurkowskiego, Góralskiego, Szymańskiego, a pewnie znalazłbym jeszcze kilka innych nazwisk, które w teorii stanowią pomost, a w praktyce przepaść między tyłem, a naszą naszpikowaną gwiazdami ofensywną. To nie jest zresztą żaden atak czy próba deprecjonowania naszych pomocników – oni mają sporo zalet, są w stanie wywiązywać się ze swojej roli, bywają solidni, miewają nawet przebłyski naprawdę błyskotliwej gry z nieoczywistymi rozwiązaniami. Ale jednak – to nie to. To nadal nie to, co próbował osiągnąć Paulo Sousa, to nadal nie to, co mogłoby się dziać, gdyby porządnej defensywie i mocnym wahadłom towarzyszył jeszcze człowiek rozdzielający piłki ze środka, albo na boki, albo do Zielińskiego czy Lewandowskiego. Sam uważałem, że warto tego próbować, że ustawienie 3-4-2-1 albo 3-4-1-2 jest optymalne dla naszego potencjału. Ale gdy widzę, jak nie nadążąją za akcjami nasi wahadłowi i jak spowalniają atatki obaj środkowi pomocnicy – nie wierzę, że to się uda.
Dlatego też cieszą mnie przecieki o powrocie do korzeni. Hello darkness, my old friend – powie jeden rabin. Witaj stabilizacjo – odpowie drugi. Stare, dobre, klasyczne do bólu – czterech obrońców z podłączającymi się do ofensywy bokami. Dwóch typowych destruktorów w środku, wyłączających atuty przeciwnika i asekurujących boki w grze defensywnej. Wreszcie skrzydełka, “dziesiątka” i napastnik. Kurczę, od B-klasy mamy takie drużynki. Stoper – stabilizatory na obu więzadłach, pierwszy piłkarski idol to Jerzy Gorgoń, myśli że Tik-tok to taki cukierek z dwiema kaloriami. Na dyszce nienagannie uczesany, kolorwe korki, umie przyjąć piłkę rzuconą z wieży strażaków pod domem sołtysa, w liceum głównie grał w piłkę, miał sześć jedynek na semestr i ciężary z poprawkami. Na szpicy Robert, kiedyś był na testach w II lidze, strzela 83 gole w każym sezonie B-klasy. Na szóstce kolejny weteran, kiedyś grywał wyżej, ale teraz już głównie łapie kartki i rywali za biodra jak są za szybcy.
Stare dobre 4-2-3-1
Możesz wyjść z ustawienia 4-2-3-1, ale ustawienie 4-2-3-1 nigdy nie wyjdzie z ciebie. Może wróci jako jakaś wariacja, 4-3-3, albo nawet 4-4-2 z podwieszonym napastnikiem, ale generalnie – korzenie. Klasyka. Tradycja. Stuprocentowy konserwatyzm.
Dlaczego się cieszę, że wiele wskazuje na przyjęcie właśnie takiego ustawienia i związanego z tym ustawieniem stylu gry? Cóż, najprościej rzecz ujmując – tu właśnie zgadzam się z Krychowiakiem. By zagrać coś innego, musielibyśmy prawdopodobnie mieć trochę inny zespół, ot – z Moderem. Albo chociaż Klichem w mistrzowskiej formie. Albo Krychowiakiem z Sewilli. Albo Kozłowskim, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Albo Linettym, gdyby kiedyś raczył ustabilizować formę. Mamy pewne ograniczenia i przez te ograniczenia – musimy uciekać w prostotę. W meczu z Chile najlepiej zaczęło iść, gdy wjechali na murawę skrzydłowi. I to nie był pierwszy raz, gdy doszło do takiej sytuacji. Rozumiem, że był okres, gdy jedynym polskim skrzydłowym na poziomie reprezentacyjnym był Kamil Grosicki, a za jego plecami Jakub Błaszczykowski z jedną zdrową nogą, ale zdaje się, że ten okres minął. Zalewski mówi, że na lewej pomocy czuje się świetnie, Skóraś ma wybitną jesień, nie zdziwię się, jeśli Sebastian Szymański w aktualnym gazie poradzi sobie nawet przesunięty do boku.
Wojciech Szczęsny przyznał na przedmeczowej konferencji: żartujemy, że nie było czasu niczego popsuć. Paradoksalnie – z tym też się zgadzam. Im mniej czasu, im bardziej ekstremalne warunki, tym gorzej dla reprezentacji naszpikowanych indywidualnościami, przyzwyczajonych do gry ofensywnej, dominujących nad rywalami. Kolejne przeszkody pod nogami, od temperatury po skrócony czas przygotowań do mundialu, działają na korzyść “przeszkadzaczy”, a jak się zdaje – właśnie “przeszkadzaczami” będziemy podczas dwóch z trzech meczów grupowych (i w każdym kolejnym, jeśli nas taki spotka). Dość mocny bramkarz. Absurdalnie silny napastnik. Zieliński, który może coś zaszaleć, wypuścić skrzydłowego z dorzutem. U Michniewicza jestem spokojny o stałe fragmenty. To wszystko wydaje się mieć sens, wydaje się dość logiczne, wydaje się maksymalizować nasze szanse na powodzenie.
To nie oznacza, że wierzę w powodzenie misji. To znaczy, że nic lepszego na razie chyba nie mamy, nic lepszego by nam się nie udało wymyślić. Jasne, pewnie będziemy się zastanawiać – a może Sousa czy jakiś inny Zdenek Zeman potrafiłby tutaj odnaleźć potencjał pod inne, lepsze granie. Ale wydaje mi się, że na ten moment po prostu inaczej się nie da.
Trzeba zrobić swoje, zagrać swoje. Czy to smutne, że 40-milionowy naród nie ma nic innego w ofercie? Tak. Czy możemy to zmienić dziś? Nie. Czy wypada się pomodlić? Na pewno nie zaszkodzi. Także za nauczycieli WF-u i wychowawców młodzieży, żeby przed pierwszym meczem Mistrzostw Świata w 2038 roku nie pisać identycznych tekstów.
Komentarze