W niedzielne popołudnie rozegrano kolejne spotkania w ramach 24. kolejki Ligue 1. Na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Najciekawiej było w Nimes, gdzie lokalna ekipa podjęła rękawice z piłkarzami Monaco 3:4 (2:2).
Szalony mecz na des Costières
Nimes stanęło do walki z Monaco. Worek z bramkami rozwiązał się już w 3. minucie po trafieniu Golovina. Rosjanin dopadł pozostawioną piłkę w polu karnym i z paru metrów wpakował ją w lewy dolny róg. Nie minęło 10 minut, a 24-latek mógł świętować kolejne trafienie. Tym razem postawił na siłę. Uderzył nie do obrony pod poprzeczkę i na tablicy wyników było już 2:0.
Gospodarze ruszyli w pogoń za wynikiem. Na ich odpowiedź nie musieliśmy długo czekać. W 23. minucie Lucas Deaux popisał się znakomitym opanowaniem w polu karnym rywala, a po chwili trącił futbolówkę w stronę lewego słupka. Niespodziewanie po pół godzinie gry Nimes doprowadziło do remisu za sprawą Ferhata, który wykorzystał zamieszanie pod polem karnym Monaco i oddał strzał w lewą stronę bramki.
Na nudę po przerwie nie mogliśmy narzekać. Aleksandr Golovin zdobył hat-tricka. Rosjanin oddał precyzyjne uderzenie z rzutu wolnego. Chwilę później kolejną bramkę dla drużyny Kovaca zdobył Kevin Volland. Niemiecki snajper sprytnym lobem pokonał bramkarza i wydawało się, że Monaco wszystko ma pod kontrolą. Tymczasem kilka minut później gola kontaktowego Nimes zapewnił Niclas Eliasson, który również trafił do siatki z rzutu wolnego. W konsekwencji do ostatnich minut nie mieliśmy pewności, jakim wynikiem zakończy się ten mecz. Ostatecznie komplet punktów padł łupem gości.
Bordeaux z kolejną porażką, beniaminek zaskoczył w końcówce
Tempo spotkania na Stade Francis-Le Blé już od pierwszych minut było intensywne. Obie drużyny z łatwością stwarzały dogodne sytuacje bramkowe. Wyłącznie fatalna skuteczność uniemożliwiła rozwiązanie worka z bramkami jeszcze przed przerwą. Beniaminek oddał inicjatywę rywalom. Piłkarze z Brest szukali swoich szans w stałych fragmentach, czy kontratakach. Z kolei Żyrondyści w ataku pozycyjnym próbowali zaskoczyć defensywę przeciwnika. Czas na zegarze mijał, a wynik nie ulegał zmianie. Na dodatek parę chwil przed zejściem do szatni sędzia nie uznał gola dla Czerwono-białych, ponieważ Jean Lucas strzelał z pozycji spalonej.
Dopiero w 56. minucie wynik spotkania otworzył Ui-jo Hwang. Napastnik gości w tempo wybiegł do prostopadłego zagrania Oudina i z kilku metrów wpakował futbolówkę w lewy dolny róg. Zawodnicy Bordeaux po strzeleniu gola zaczęli grać pasywniej, tak jakby z całych sił chcieli bronić jednobramkowej przewagi do ostatniego gwizdka. Tymczasem beniaminek ruszył do odrabiania strat. Gospodarze w tym starciu mieli łatwość w stwarzaniu klarownych sytuacji. Udało im się zażegnać niemocy w ofensywie na 10 minut przed końcem meczu, kiedy wyrównanie przyniosło trafienie Steve Mounie. 26-latek skorzystał na zamieszaniu w polu karnym. Sprytnie dopadł futbolówkę, która odbiła się od jednego z obrońcy i bliskiej odległości skierował ją do pustej bramki. Remis nie trwał jednak zbyt długo. 300 sekund później bramkę na 2:1 strzelił Romain Faivre. Młody pomocnik otrzymał znakomite podanie na skraju szesnastki, a później prostym zwodem zwiódł defensora Bordeaux i uderzył w kierunku prawego słupka. Na niesczęście gości, piłka po strzale 22-latka odbiła się od nogi jednego z graczy Granatowo-białych, czym zmyliła golkipera i po rykoszecie przekroczyła linię bramkową.
Dijon nadal na dnie
Goście od dłuższego czasu mają problem w zgarnięciu całej puli. Jednak w starciu z Montpellier pierwsi wyszli na prowadzenie. Była 5. minuta, gdy Senou Coulibaly skierował futbolówkę do bramki. 26-letni obrońca bez trudu wykorzystał doskonałe dośrodkowanie z rzutu rożnego i głową uderzył w lewy górny róg.
Radość piłkarzy Dijon trwała tylko do końca pierwszej połowy. Zaraz po przerwie gospodarze pokazali przeciwnikowi miejsce w szeregu. Strzelecki festiwal, po trafieniu z dobitki zapoczątkował Gaetan Laborde. Kilka chwil później 26-latek znów wpisał się na listę strzelców. Francuski napastnik otrzymał prostopadłe podanie i w sytuacji sam na sam z golkiperem, skierował piłkę tuż obok lewego słupka. Po godzinie rywalizacji skrzydła Dijon podcięła bramka Savaniera. Gracz Montpellier był we właściwym miejscu o właściwym czasie, więc gol był tylko formalnością.
Od 70. minuty gospodarze grali bez jednego zawodnika. Boisko przedwcześnie opuścił Senou Coulibaly. Mimo, że przeciwnik miał znaczącą przewagę, zdołali strzelić jeszcze jednego gola. Jedenastkę na bramkę zamienił Moussa Konate. Strzelecki festiwal zakończył w doliczonym czasie Petar Skuletic i mecz zakończył się imponującym zwycięstwem Montpellier.
Mecz do jednej bramki w Nicei
Na Allianz Rivierze mierzyły się zespoły, mające na co dzień problemy z regularnym punktowaniem. Wielkiego pecha miał jeden z graczy Angers, Doubia. Młody defensor niefortunnie podczas próby odbioru, wpakował futbolówkę do własnej bramki. Natomiast w 17. minucie Myziane Maolida podwyższył prowadzenie po ładnym strzale z dystansu. Gospodarze kontrolowali przebieg gry do ostatnich minut i zdołali strzelić jeszcze jednego gola w końcówce. Ostateczny rezultat ustalił Amine Gouiri, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem, trafił w prawy górny róg.
Dobra passa Saint-Etienne trwa
Najmniej działo się w meczu pomiędzy Saint-Etienne i Metz. O losach rywalizacji zadecydowało samobójcze trafienie Boye z 14. minuty. Obie ekipy miały problemy ze skutecznością. Przed przerwą wyższą jakość piłkarską zaprezentowali gospodarze. W drugiej części starcie nabrało barw, lecz wynik nie uległ już zmianie. Tym samym Saint-Etienne podtrzymało swoją serię meczów bez porażki do trzech z rzędu.
Komentarze