Cel został zrealizowany i za to czapki z głów, bo oprócz utrzymania w Lidze Narodów, reprezentacja Polski w pakiecie zdobyła pierwszy koszyk eliminacji Euro. Brawo, bo wynik z
Cardiff wzięlibyśmy w ciemno. A skoro to mamy już odhaczone, pozostańmy na ziemi.
- Polska utrzymała się w Lidze Narodów, ale fundamenty, na których możemy opierać nadzieję na dobry wynik w Katarze są bardzo liche
- Bazują na jednej podstawowej umiejętności Czesława Michniewicza
- W chwili, gdy ideałem byłoby jedynie szlifowanie wcześniej ćwiczonych schematów, u nas jest plac budowy
Walia – Polska, czyli rzecz o staniu w miejscu
Doszliśmy do czasów, w których chcemy czegoś więcej niż samych kwalifikacji do wielkich turniejów. Skoro w XXI wieku zagraliśmy w ośmiu (wliczając Katar) na jedenaście możliwych, oczekiwania musiały pójść o krok dalej. Dlatego trudno się cieszyć z samych awansów i samych utrzymań w Lidze Narodów. Doceniamy, ale nie przeceniamy. Narzekamy na grę kadry, a jednocześnie te dobre wyniki – jak w Walii – traktujemy jako normalność. A narzekamy, bo kto stoi w miejscu, ten się cofa. My stoimy.
Nadzieja w jednej umiejętności Michniewicza
Gdybyśmy szukali idealnego trenera, powinien wygrywać mecze ze słabszymi jak Jerzy Brzęczek, nie klękać przed najmocniejszymi jak Paulo Sousa i rozstrzygać na swoją korzyść najważniejsze starcia jak Czesław Michniewicz. To ostatnie pozwala mieć nadzieję, że – paradoksalnie – za dwa miesiące nie będziemy się leczyć z Kataru. Gorzej, że nadzieję możemy opierać wyłącznie na tym.
Ciesząc się z realizacji wszystkich celów, nawet z nadwyżką, bo zatrudniając Michniewicza nikt nie mówił o pierwszym koszyku w el. mistrzostw Europy, straciłem wiarę, że stać nas na coś więcej niż zrywy, szczęście i pewny bramkarz. Widzę niepokojące podobieństwo do Euro 2012, gdy cała nasza moc była budowana w oparciu o zgranie trio z Borussii Dortmund. Dziś mamy piłkarzy w lepszych klubach, bardziej uznanych, a jednak – wśród z piłkarzy z pola – wartością dodaną w każdym meczu jest zaledwie kilku. Piotr Zieliński, Nicola Zalewski i Robert Lewandowski (nie musi grać dobrze, by na nim opierać nadzieję. W końcu jest Robertem Lewandowskim i nawet po serii słabszych meczów będziemy na niego liczyć). Bardzo dobre wejście w zespół ma Jakub Kiwior, ale on nie uchroni od porażki, gdy maszyna jako całość nie będzie funkcjonować. Podobnie jak Karol Świderski, bez którego nie wyobrażam sobie reprezentacji.
Czego nie uda się zrealizować
Selekcjoner kilka razy w ostatnim czasie podkreślał, że w jego wizji to reprezentacja Polski prowadzi grę, a przeciwnik biega za piłką. Patrząc na sześć meczów Ligi Narodów, chwile, gdy to się udało zrealizować, zamknąć można w 60 minutach – ostatnich dwóch kwadransach pierwszego meczu z Walią i pierwszych dwóch po przerwie w Cardiff. Cel nakreślany przez samego Michniewicza jest albo zbyt ambitny, albo z góry skazany na niepowodzenie. W tej chwili selekcja na zbyt wielu pozycja przypomina łatanie dziur na siłę, dlatego trzeba zawierzyć zdolności trenera do wygrywania meczów najistotniejszych. Jednocześnie obgryzając paznokcie przed starciami z najmocniejszymi, bo starcia z Belgią i Holandią w zbyt wielu elementach wyglądały jak te z ery Brzęczka, by spać spokojnie.
Nawet wynik w Lidze Narodów Michniewicz zrobił identyczny jak niedoszły następca Kazimierza Górskiego.
Na dwa miesiące przed mundialem mamy plac budowy, choć na tym etapie optimum byłoby szlifowanie wcześniej przećwiczonych schematów. Za co trudno Michniewicza akurat winić. W przelewającej się narodowej dyskusji o tym, czy grać – jak to określił z nerwem sam selekcjoner – trzema, czterema czy siedmioma obrońcami – argumenty są płytkie i niekoniecznie spójne z faktami. Granie czwórką z tyłu zapewniło zwycięstwo ze Szwecją, ale trudno porównywać tamtą drużynę do obecnej, skoro aż trzech środkowych pomocników teraz nie było dostępnych (Moder, Bielik, Góralski). Nie mówiąc o tym, że najwyższą porażkę (1:6 z Belgią) ponieśliśmy wcale nie grając w trzyosobowym składzie z tyłu.
Zobacz również: Michniewicz po meczu z Walią: zapewniliśmy sobie spokój
Komentarze