Michał Probierz ma bardzo ważne zadanie. Liderzy ostatnio nie pomogli

Gdy Michał Probierz z reprezentacją awansowali na Euro 2024, szybko okazało się, że większość roku spędzą grając ze znacznie lepszymi rywalami. W Lidze Narodów pierwszym sprawdzianem była Chorwacja, która – pomimo minimalnego zwycięstwa – bardzo wyraźnie podkreśliła, ile jeszcze Biało-Czerwonym do tego poziomu brakuje. Zwłaszcza w ruchu bez piłki.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
Pixsell / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: Michał Probierz
  • Reprezentacja Polski zmierzy się w Lidze Narodów z Portugalią i Chorwacją. Obydwa mecze rozegra na Stadionie PGE Narodowym w Warszawie
  • Michał Probierz dobiera technicznych zawodników do gry w środku pola, ale czy to na pewno właściwe rozwiązanie?
  • Selekcjoner musi “wydźwignąć” drużynę z własnej połowy, a Robert Lewandowski, Nicola Zalewski i Piotr Zieliński nie za bardzo mogli w tym pomóc w poprzednim meczu
  • Ograniczenie najlepszych piłkarzy reprezentacji Polski często wiąże się z odebraniem drużynie odwagi w grze z piłką

670 sekund zapomnienia

Gol Luki Modricia był wspaniały, ale nie na tyle, by polskich piłkarzy rozłożyć na łopatki. Przecież była dopiero 52. minuta spotkania w Osijeku, zostało sporo czasu, by odrobić straty. Tymczasem kolejny kwadrans minął tak, jak gdyby Biało-Czerwoni się poddali i uznali, że nie warto się o choćby remis szarpać.

Wystarczyło zobaczyć wznowienie gry, długie podanie w kierunku lewej strony, gdzie było trzech Polaków i przegrany pojedynek o piłkę Roberta Lewandowskiego, by na dobrych jedenaście minut zapomnieć, że przyjezdnym też chodzi o atakowanie. Przez następnych 670 sekund piłkarze Michała Probierza nie wyszli z piłką z własnej połowy. Wykonali w tym czasie ledwie 26 podań (średnio mniej niż trzy na minutę), zaliczyli 44 kontakty z piłką (cztery na minutę). Posiadanie w pierwszym kwadransie drugiej części meczu spadło do ledwie 32%. Rywale w tym czasie oddali aż pięć strzałów.

Można się spierać, ale to był pewnie najgorszy okres gry kadry w ciągu rocznej kadencji Probierza. Albo pierwszy kwadrans meczu mistrzostw Europy z Austrią (26% posiadania), może drugi z Holandią (20%), trzeci z Francją (31%)? Lub na wyjeździe w Glasgow, gdy Szkoci przejęli dominację po przerwie i w minutach 61-75 mieli 70-procentowy udział w grze?

Te okresy nie współgrają z łatką, którą obecna kadra stara się przeforsować na swój szyld. Niska obrona, wybijanie piłki lub oddawanie jej przy nieco bardziej intensywnym pressingu nie są utożsamiane z odwagą o którą prosi Probierz. Tłumaczyć Polaków może jakość rywali z którymi przychodzi im się mierzyć w 2024 roku. Najsłabszym była Walia, więc wówczas najsłabszym okresem był ten w którym Biało-Czerwoni mieli ledwie 44-proc. posiadanie (ostatni kwadrans przed przerwą). W każdym z pozostałych starć był czas cierpienia.

Jak trudny jest ruch?

Meczów piłkarskich nie przygotowuje się i nie gra się kwadransami. Trenerzy opracowują plan, szukają słabych stron rywala, robią wszystko, by wyeksponować atuty własnej drużyny. Mogą reagować na słabsze okresy zmianami personalnymi lub systemowymi, dostają kwadrans, by wzmocnić swój przekaz w przerwie. Za wszystkim stoi jednak intencja. Gdy reprezentację prowadził Czesław Michniewicz, to sami piłkarze twierdzili, że nie widzą dla siebie nadziei w otwartej grze przeciwko mocniejszym rywalom. Obecnie – w typowo polskim szyku – te chęci zmieniły się diametralnie.

Gdy Polacy przeżywali swój koszmar obserwowania kolejnej fali ataków ze strony Chorwatów, Probierz starał się reagować. Zmienił system – z 5-4-1 na 5-3-2 – a także zawodników. Wprowadził Jakuba Modera, Bartosza Slisza i przede wszystkim Karola Świderskiego. To ten ostatni miał udział przy pierwszej akcji, która sprawiła, że Polacy wychylili się na połowę Chorwatów. Po prostu wykonał ruch na wolne pole.

Futbol nie jest tak skomplikowany, by uznać, że przeniesienie akcji na połowę przeciwnika w ciągu tych 670 sekund było niemożliwe. – Gramy teraz z najlepszymi zespołami i to jest moment, by przygotować się do eliminacji mistrzostw świata. Trzeba grać agresywnie, szukać rozwiązań – mówił Probierz na starcie październikowego zgrupowania. Z Chorwacją Polacy osiągnąć swój cel mogli grą podaniową (Skorupski kilkukrotnie wznawiał grę w tym czasie), wyskakując do pressingu (gdy piłkę rozgrywali rywale) lub po prostu kopiąc ją do przodu na konkretnych zawodników. Wybór padł na pierwsze rozwiązanie, które zawiodło z prostej, wskazanej wcześniej przyczyny – braku ruchu na wolne pole.

  • Zobacz także wideo: Co ze Szczęsnym? Pytamy Probierza

Ile znaczy system, a ile piłkarz?

Normalnym jest, by w trudnym momencie piłkarze zwracali się ku swoim najlepszym kolegom. W przypadku reprezentacji Polski piłka kierowana jest do Piotra Zielińskiego, Nicoli Zalewskiego i Roberta Lewandowskiego. Pierwszy świetnie się z nią obraca, zmienia kierunki. Drugi potrafi kapitalnie dryblować. Trzeci cofa się, by pomóc w utrzymaniu i rozegraniu piłki, a w polu karnym przeciwnika mało który napastnik może mu się równać. Jednak w zadaniu, które wymagało wydźwignięcia reprezentacji z jej własnej połowy ich umiejętności niespecjalnie pomogły. Zieliński ani razu nie otrzymał piłki. Zalewski miał ją czterokrotnie: za każdym razem prowadząc, ale w kierunku własnej linii końcowej. Lewandowski od ostatniego kontaktu Polaków na połowie rywali przez kwadrans nie otrzymał piłki.

Można by napisać w skrócie: ogranicz najlepszych polskich piłkarzy i zabierzesz im odwagę w grze z piłką. Częściowo wynikało to z wybranego przez selekcjonera systemu. Polacy, ustawieni nisko w 5-4-1, mieli problem z wypchnięciem swoich najlepszych zawodników wyżej. Pod pressingiem Chorwatów byli pozbawieni możliwości zagrania do ciągle pilnowanych wahadłowych, Zielińskiego, który był wciąż kryty, lub Lewandowskiego, który też chciał pomóc drużynie w rozwiązaniu problemu. Nie było za to zawodników, którzy wykonaliby ruch przeciwny do każdego z wymienionych liderów: zamiast bliżej obrońców, to na połowę rywala.

Tego typu ruch bez piłki jest niewdzięczny, ale niezwykle potrzebny i także podchodzi pod definicję “odwagi”. Niewdzięczny, ponieważ opiera się na założeniu, że może koledze z piłką uda się zagrać ją w wolną przestrzeń w którą pierwszy z nich akurat wbiega. Odważny, ponieważ wymaga wspomnianego zaufania, które – w razie innego wyboru partnera z piłką – będzie oznaczało konieczny powrót i stratę sił. Jednocześnie nie może być w tym kalkulacji.

Polska – Portugalia: typy kibiców

Jakim wynikiem zakończy się mecz Polska – Portugalia?
Wygra Polska 24%
Będzie remis 36%
Wygra Portugalia 39%
33+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Wygra Polska
  • Będzie remis
  • Wygra Portugalia

Reprezentacja Polski w obecnym układzie opiera się na zawodnikach dobrych przy piłce. W środku pola Probierz wystawia bardzo technicznych piłkarzy, szuka takich do roli wahadłowych, można przyjąć, że jest to jednym z kryteriów dla obrońców wyprowadzających piłkę. Jeśli jednak posiada się tak dużą liczbę zawodników chętnych do otrzymania piłki przy nodze – oprócz wspomnianej trójki to jeszcze Urbański, Szymański, Moder, Slisz… – tym mniej ma się zawodników świetnych bez niej. Tej umiejętności nie da się wyrazić statystykami typowo piłkarskimi. Ruchu bez piłki, na wolne pole, nie przedstawia często nawet liczba sprintów wykonanych w meczu. Jednak do tego, by “ruszyć” pressing rywala, zrobić miejsce dla innych i samemu dać opcję jest to po prostu niezbędne.

Nie tylko do piłki

Reakcja po straconym przez Polaków gola z Chorwatami była trudna do przewidzenia, ale problem z rozegraniem piłki był zauważalny jeszcze przed przerwą. Polacy wcale nie tak łatwo oddali posiadanie rywalom, ale w strzałach zostali całkowicie zdominowani (10:2). Jednym z powodów takiego stanu rzeczy był sposób rozgrywania piłki: bardziej w poprzek niż do przodu. To oczywiście wynikało również z systemu z wahadłowymi, którzy stanowili naturalną, najlepszą opcję, gdy rywale podchodzili z bardzo indywidualnym pressingiem.

Pokazują to doskonale dwie sytuacje. Pierwsza, która rozpoczęła się od wyrzutu z autu Sebastiana Walukiewicza i przeniesieniu akcji do lewej strony. Tam do gry Pawłowi Dawidowiczowi pokazał się Nicola Zalewski, ale znów schodząc do gry. Mając za plecami rywala mógł tylko wykonać drybling do środka i zmienić stronę gry. Po kilkunastu sekundach znów piłka była w posiadaniu Walukiewicza, a żaden z jego kolegów nie był skory do ruchu na wolne pole. Raczej biegli w linii prostej, pod kontrolą obrońców przeciwnika.

Kolejna, już dłuższa akcja miała miejsce przed przerwą. Polacy znów zaczynali z własnej połowy i… po raz kolejny szukali Zalewskiego, który nie miał innego rozwiązania, jak drybling do środka. Wszystko to w momencie, gdy Lewandowski pokazywał na wolną przestrzeń (obrazek 1) za obroną przeciwnika, gdzie ktoś powinien wbiegać. Jedynym, który wyraził do tego chęć był Mateusz Bogusz, ale po drugiej stronie pola gry. Stąd decyzja Zalewskiego o przeniesieniu ataku, choć… wcale nie przyspieszeniu. Zamiast zagrywać tam, gdzie pokazywał mu Bogusz – za linię obrony – wybrał bezpieczniejsze rozwiązanie, a Polacy znów bardziej rozciągali atak, zamiast go przyspieszyć.

W ostateczności Bogusz musi piłkę pod pressingiem rywala wycofać do Walukiewicza, który, po jej otrzymaniu, widzi trzech kolegów… biegnących w jego kierunku. Niemal na kursie kolizyjnym, jakby każdy chciał dostać podanie do nogi, a nikt za linię obrony. Znów nie było mowy o przyspieszeniu akcji, lecz tylko utrzymaniu posiadania z dala od bramki przeciwnika.

Gdy Walukiewicz oddał piłkę do Bogusza, to… okazało się, że jest jedynym Polakiem biegnącym w kierunku bramki przeciwnika. Stąd decyzja o kolejnej zmianie strony, gdzie… Zalewski znów chciał piłkę do nogi, a ruchu wokół niego niemal nie było. Choć on sam zbliżył się do pola karnego, to pozostali reprezentanci Polski byli całkowicie pod kontrolą obrońców. Skończyło się dośrodkowaniami, ale bez żadnego zagrożenia dla bramki Chorwatów.

Zaburzona równowaga

Czy może być tak, że w rebrandingu na drużynę odważną zapomniano o zawodnikach, którzy uczyniliby kadrę… mobilną? Probierz w trakcie kariery trenerskiej w Ekstraklasie prowadził drużyny, które z szybkiej, bezpośredniej gry do przodu słynęły. Przejmując kadrę podjął decyzję o budowaniu zespołu na innych fundamentach. Co jednak z pewnością pomaga drużynie w utrzymaniu się przy piłce – pewność siebie nawet mniej doświadczonych kadrowiczów jak Urbański jest warta podkreślenia – to wcale nie sprawia, że przesuwa się z grą tak szybko w stronę bramki rywala, jakby mogła. Brak powołania Bogusza, który z Chorwacją wykonywał mnóstwo… niewykorzystanych ruchów. Był ciałem obcym, ale nie ze względu na to, że brakowało mu umiejętności w roli ofensywnego pomocnika lub drugiego z napastników. Zespół szukał innego grania.

Z kolei do Karola Świderskiego drużyna jest przyzwyczajona. To piłkarz, który jest niezmordowany w swoim bieganiu. Gdy tylko rusza akcja, jest pierwszym szarżującym za linię obrony. Przy nim inni czują, że mogą częściej wykonywać bezpośrednie podania. Doskonałym przykładem była akcja, która przyniosła pierwszego gola w meczu z Turcją przed Euro 2024, gdy w jednym momencie ruszyli Lewandowski oraz Świderski, pierwszy asystował drugiemu.

Ruch bez piłki jest niedoceniany, ale i nieoceniony. W takich meczach w których Polacy będą musieli przeżywać trudne chwile w niskim pressingu, a następnie rozgrywać przy agresywnym doskoku rywala każde urwanie się, rozluźnienie linii przeciwnika jest na wagę… podtrzymania ataku. W ambicji budowania drużyny odważnej trzeba pamiętać, że nie wszystko należy sprowadzać do tego, jak zespół zachowuje się przy piłce.

Komentarze