Emre Can przyznaje, że czuje, że zarówno on, jak i jego koledzy z zespołu zostali skrzywdzeni przez sędziego. Zawodnik Borussii Dortmund uważa, że Manchester City niesłusznie otrzymał w rewanżowym meczu o półfinał Ligi Mistrzów rzut karny.
Do spornego zdarzenia doszło dziesięć minut po przerwie. Hiszpański arbiter Carlos Del Cerro Grande podyktował wówczas jedenastkę dla gości z Manchesteru. Do siatki trafił Riyad Mahrez i był to kluczowy moment dwumeczu. Potem awans Anglików przypieczętował Phil Foden.
Niesłuszny rzut karny
– Prawda jest taka, że najpierw dotknąłem piłki głową, a dopiero potem ręką. Uważam więc, że zgodnie z przepisami tu nie powinno być rzutu karnego. To nie było przewinienie, a sędzia podjął inną decyzję – powiedział Emre Can po zakończeniu środowego meczu.
Pomocnik Borussii Dortmund udzielał wywiadu w nerwach, bo uważał, że jego drużynę potraktowano niesprawiedliwie. – Mieliśmy naprawdę spore szanse, by awansować. Zwłaszcza, że w pierwszym meczu też podjęto decyzję na naszą niekorzyść, nie uznając prawidłowego gola. To naprawdę frustrujące – przyznał.
Niedosyt w Dortmundzie
Can podkreślił przy tym, że on i koledzy nie mają się czego wstydzić. Do 55. minuty do Borussia była w półfinale Ligi Mistrzów. – Zabrakło nam tak niewiele, dlatego niedosyt jest tym większy. Myślę jednak, że możemy być z siebie dumni. Graliśmy jak równy z równym przeciwko najlepszej drużynie świata. Odpadnięcie w takich okolicznościach po prostu boli – skwitował.
Borussia ma nadal o co grać, bo rywalizuje o jak najwyższe miejsce na zakończenie sezonu Bundesligi. Dortmundczycy są na piątym miejscu w tabeli. Tracą obecnie siedem punktów do czwartego Eintrachtu Frankfurt. Do końca sezonu zostało już tylko sześć kolejek. Wiele wskazuje na to, że dortmundzkiej ekipy nie zobaczymy w kolejnym sezonie Ligi Mistrzów.
Przecież to jasne – hiszpański sędzia. W La Liga aktualną wykładnię przepisów losuje maszynka przed każdym meczem, a kryteria zmieniają się u sędziego co najmniej 10 razy w meczu…