- Hitem wtorku z Ligą Mistrzów był pojedynek Realu Madryt z Manchesterem City
- To goście znacznie lepiej weszli w to spotkanie
- Mimo tego, po chwili Eduardo Camavinga – ze sporą dozą szczęścia – zdołał wyrównać, a następnie jego śladami poszedł Rodrygo
Najpierw błąd Łunina, później pech Diasa. Świetny start hitu
To właśnie na pojedynek Realu Madryt z Manchesterem City najbardziej cieszyli się postronni fani futbolu na najwyższym poziomie. We wtorek dwaj giganci spotkali się w pierwszej odsłonie tegorocznego ćwierćfinału Ligi Mistrzów, która miała miejsce na Estadio Santiago Bernabeu.
Królewscy mieli wielki apetyt na wzięcie rewanżu na Obywatelach za bolesną porażkę sprzed roku. Początek wtorkowego spotkania w wykonaniu gospodarzy był jednak fatalny. Już w drugiej minucie Aurelien Tchouameni obejrzał żółtą kartkę za faul. To oznacza, że Francuza zabraknie w rewanżu na Etihad Stadium. Mało tego, podopieczni Pepa Guardioli zamienili rzut wolny na bramkę. Bernardo Silva dostrzegł złe ustawienie Andrija Łunina i uderzył sprytnie. To wystarczyło, by pokonać Ukraińca.
Z pewnością nie takiego startu oczekiwał Carlo Ancelotti. Jego piłkarze nie poddają się jednak szybko. Jeszcze przed upływem kwadransa szczęścia spróbował Eduardo Camavinga. I to się opłaciło. Piłka po strzale z dystansu odbiła się od Rubena Diasa i wpadła do siatki. Królewscy nie czekali, aż rywal się otrząśnie. Szybko wyprowadzili kolejny cios za sprawą Rodrygo, który z zimną krwią pokonał Ortegę. Tym samym gospodarze zdołali wyjść na prowadzenie 2:1.
Mecz wciąż trwa.
Czytaj więcej: Problem Man City tuż przed meczem z Realem. De Bruyne miał grać od pierwszej minuty.
Komentarze