Olkiewicz w środę #51. Żyjemy w przededniu wielkiej futbolowej bitwy

Florentino Perez - jeden z pomysłodawców Superligi
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Florentino Perez - jeden z pomysłodawców Superligi

“Projekt Superligi powraca” – zakrzyknęły nagłówki kilka dni temu, po tym gdy Bernd Reichart ze spółki A22 Sports Management przedstawił założenia projektu nowej elitarnej ligi piłkarskiej, która docelowo miałaby zastąpić organizowane przez UEFA rozgrywki Ligi Mistrzów. Wczoraj z kolei zaczęła się faza pucharowa tejże oryginalnej Ligi Mistrzów – jedna z ostatnich rozgrywanych w takim systemie, po wyłonieniu 16 najlepszych drużyn poprzez fazę grupową z 32 zespołami. To, co oglądamy właśnie w telewizji i o czym czytamy w gazetach, to zbieranie wojsk. Żyjemy w przededniu wielkiej futbolowej bitwy.

  • Nowy format Ligi Mistrzów to niejako ucieczka do przodu i po bliższym poznaniu się z jej założeniami – okazja do nowego opakowania klasycznych smakołyków
  • Superliga wylizała rany po fatalnym pierwszym wrażeniu i stara się skorygować własne błędy – między innymi poprzez bardziej egalitarne podejście
  • Biorąc pod uwagę, jak wokół nas walą się fundamenty porządków “ustalonych na zawsze” – nie sposób przewidzieć, jaki będzie wynik tej wojny o pieniądze z wielkiej piłki

Liga Mistrzów vs Superliga

Jeżeli chodzi o to, kto szykuje do ataku dwie wielkie armię – postronny widz taki jak ja, kibol swojego lokalnego klubu i sympatyk swojej lokalnej piłki, może mieć tylko jedno skojarzenie. Bije się dwóch okupantów, z których jeden wcale nie wydaje się mniej groźny od tego drugiego. Na skali “bycia sympatycznym” obrzydliwie bogaci, przeraźliwie zachłanni oraz nieprawdopodobnie nienasyceni mocarze z Realu Madryt, Barcelony czy Juventusu nie są na drugim biegunie niż ich wrogowie z FIFA i UEFA. Właściwie na tej skali są sąsiadami – tak naprawdę do ich zwolenników w środowisku piłkarskim należą przede wszystkim ci, którzy czerpią przychody z ich działalności – pośrednio czy też bezpośrednio. UEFA (a wraz z nią czujny wielki brat z Giannim Infantino u sterów) to organizacja, która już dawno utraciła jakikolwiek “mandat społeczny”. Uginająca kark przed każdym, kto ma dostatecznie dużo zielonych i prostokątnych argumentów, bezustannie szukająca sposobów na pomnażanie własnych zysków, uparcie cementująca własną pozycję w świecie futbolu, czasem kosztem całej pozostałej futbolowej tkanki – kosztem kibiców, słabszych klubów, czasem też kosztem tych najbogatszych, czemu przecież sprzeciwiają się Real z Barceloną. Najkrócej rzecz ujmując: UEFA nie jest ani Batmanem, ani Robinem, ani nawet Kevinem, który przegania złodziejaszków dość sadystycznymi metodami. Jest w tej bajce złym.

Siłą UEFA jest fakt, że po drugiej stronie nie stoi książę z bajki, nie stoi Shrek, nie stoi również Osioł. Stoi inny zły, bo tak trzeba wprost określić Superligę z jej wszystkimi kapitalnymi planami. To, co wydaje się ekscytujące, to jednak sposób, w jaki obie organizacje próbują zjednać sobie sojuszników w boju o przyszłość wielkiej piłki – i oczywiście o przyszłość zarabiania na wielkiej piłce. Bo ta wojna przecież miała już przynajmniej dwie spore bitwy. Jedną, wizerunkową, którą bez trudu wygrała UEFA, gdy zdemolowała elitarny plan Pereza i jego kolegów z “tradycyjnych” mocarzy Europy. Drugą, prawną, trzeba chyba traktować jako nie do końca rozstrzygniętą – na razie istotny wydaje się wyrok TSUE, który osądził, że Superliga może powstać. Z drugiej strony – UEFA ma prawo ukarać kluby, które do niej przystąpią, według własnych upodobań. Brzmi trochę jak: bijcie się, przetrwa silniejszy.

A wobec tego – i UEFA, i Superliga zaczynają się szykować do tej wielkiej batalii o kształt futbolu nadchodzących lat. UEFA jest o krok do przodu – bo u niej “wsłuchanie się w narzekania zwykłych kibiców” nastąpiło wcześniej – a wobec tego i kluczowe decyzje zostały już podjęte. Muszę przyznać – sam uważam, że obecny format Ligi Mistrzów jest zdecydowanie lepszy od tego proponowanego systemu szwajcarskiego, który zakłada utworzenie ligi z 36 zespołów, z których każdy zagra tylko osiem spotkań. Ale jednocześnie ten format tworzy unikalne szanse dla klubów drugiej, trzeciej i czwartej kategorii. Wprowadzenie go jednocześnie do Ligi Mistrzów, Ligi Europy oraz Ligi Konferencji tworzy tak naprawdę system dywizji, który fenomenalnie sprawdza się przy reprezentacyjnej Lidze Narodów. Pod względem cyferek – rekordowa liczba klubów będzie zamieszana w fazę grupową europejskich pucharów. Rekordowa liczba klubów pozostanie w rozgrywkach na wiosnę. Rekordowa liczba klubów będzie miała szansę zagrać ponad 10 spotkań w Europie – i to nawet, jeśli nie jest mocarzem dochodzącym do najdalszych faz pucharowych. Ile to właściwie oznacza – widzimy już dzisiaj, jeszcze przed reformą, gdy Lech Poznań szykuje się do meczu z Bodo/Glimt. Ktoś powie – puchar pasztetowej. Ktoś syknie – nawet nie przedsionek czy przedpokój, to klatka schodowa poważnej piłki. Ale kibice żyli tym przez całą zimę, tłumnie przyjdą na stadion, piłkarze dostali konkretny argument od klubu, by w Poznaniu pozostać na dłużej, bo scena, na której mogą prezentować swoje umiejętności, jest naprawdę godna. Czy Lech dokonał czegoś wielkiego? Z perspektywy polskiej piłki ostatnich lat – tak. Przyzwyczailiśmy się nie do bylejakości, ale do słabości. Wiosna w pucharach latami była nieosiągalnym celem.

Otwarta krytyka Superligi. “To Europejska Liga Zombie”
Florentino Perez

Związek Kibiców Piłki Nożnej (Football Supporters’ Association, FSA), krajowy, demokratyczny i reprezentatywny organ kibiców piłkarskich w Anglii i Walii, odpowiedział firmie A22, która zamierza “wznowić” Superligę, tym razem wprowadzając nowe zasady. Pomysł utworzenia nowych rozgrywek, które miałyby zastąpić Ligę Mistrzów, po raz kolejny został skrytykowany. Superliga czy “Europejska Liga Zombie”? Kevin Miles, dyrektor zarządzający Football

Czytaj dalej…

Ale Lech tak naprawdę dokonał tego, czego dokonało ponad 50 klubów. A przy reformie wszystkich trzech europejskich klas rozgrywkowych – ta liczba jeszcze wzrośnie. 24. zespół w tabeli Ligi Konferencji zagra jeszcze jeden dwumecz pucharowy, czasem przeciw mocnemu rywalowi. To jest tworzenie okazji, rozdawanie wędek tym, którzy do tej pory musieli zmierzyć się z morderczymi eliminacjami do Ligi Europy czy Ligi Mistrzów. To jest tworzenie okazji dla Lecha, Legii, Rakowa, wszystkich polskich klubów, całego euro-żwiru, którym od wielu lat jesteśmy.

To jest ogarek dla diabła, który UEFA musiała pozostawić, ale jest też przecież świeczka dla mocarzy, którzy w nowym formacie właściwie utracą okazję do rozbratu z Europą. Już teraz dwie przykurzone marki, Manchester United i Barcelona, mimo wszystko zmierzą się w szlagierze pod banderą Ligi Europy. W przyszłości nawet najgorsze sztormy dla najbogatszych będą oznaczać co najwyżej odrobinę słabsze mecze – ale nadal z premiami od UEFA, z pieniędzmi z praw, pewnie też z wyprzedanymi biletami.

Superliga 2.0

Superliga weszła w ten bój – już teraz, w odświeżonej wersji, proponuje otwarcie swoich drzwi dla każdego, kto sportowo poradzi sobie w strukturach zorganizowanych jako dywizje – od najmocniejszej do najsłabszej. Spadki, awanse, uprzywilejowana pozycja dla najmocniejszych, ale też coraz wyraźniej puszczane oczko w stronę klasy średniej, czy nawet europejskiego żwiru. Odrobione lekcje co do negatywnych skutków brania “elitarności” na sztandary to jedno. Drugie: zmieniający się klimat na całym świecie. Od pierwszego ataku Superligi mogliśmy sobie na żywo przejrzeć, jak wygląda rzeczywistość europejskiego futbolu w latach dwudziestych. Premier League de facto sama stała się Superligą. Najsłabsze kluby z Anglii wydają na transfery wielokrotności tego, co niektóre europejskie ligi po zsumowaniu wydatków wszystkich krajowych zespołów. W Hiszpanii twarde reguły finansowego fair play zaczynają uwierać już nie tylko duopol na szczycie, ale nawet solidnych, porządnie zarządzanych średniaków. Hiszpania obawia się zdegradowania do roli wielkiego dostarczyciela produktów do Anglii. Włochy? Juventus właśnie dostał rekordową karę, a to ponoć raczej początek a nie epilog historii o kreatywnej księgowości na Półwyspie Apenińskim. Nad Manchesterem City też zresztą mają się gromadzić czarne chmury. O ligach takich jak Ekstraklasa nie ma sensu wspominać – odsunięte w czasie koszty pandemicznych ograniczeń i ogólna destabilizacja świata biznesu związana m.in. z napaścią Rosji na Ukrainę dają się we znaki absolutnie wszędzie.

Superliga zdaje się wyciągać rękę do każdego, kto jest w kryzysie, zapewniając: chodźmy razem, już spokojniej, lepiej, w sposób bardziej zorganizowany, niż to szaleństwo, które proponuje UEFA. Czy nabierze się na to Legia czy też Lech Poznań? Nie sądzę. Ale już Anderlecht, obecnie dziesiąty w lidze belgijskiej, PSV, czwarte w lidze holenderskiej? To są marki, z którymi elita siadłaby chętnie do stołu. I wspólnie poszukała sposobów, by wrócić do tego, co było kiedyś. Do starych dobrych lat, gdy bogaci się bogacili, a czasem puszczali też trochę okruchów w stronę klasy średniej. Superliga ma dwa potężne atuty: nie jest UEFA, no i proponuje zmianę. A skoro obecnie jesteśmy w sytuacji złej lub bardzo złej – to każda zmiana jawi się jako szansa na coś innego, lepszego.

FC Barcelona, Real Madryt i Juventus wciąż pracują nad utworzeniem Superligi
Juventus FC - Real Madryt

FC Barcelona, Real Madryt i Juventus według informacji The Telegraph nawiązały kontakt z 50 klubami w nadziei na stworzenie europejskich rozgrywek. Wymienione trzy pierwsze ekipy są od dawna zwolennikiem utworzenia konkurencji dla Ligi Mistrzów. Wciąż klamka nie zapadła w sprawie Superligi FC Barcelona, Real Madryt i Juventus po raz pierwszy ujawniły plany związane z utworzeniem

Czytaj dalej…

– No to komu tu kibicować, Kubutku – zapytałby mnie ktoś znajomy, gdybym jeszcze był młodym człowiekiem, utrzymującym kontakty towarzyskie. Oczywiście kibicować należy zawsze Łódzkiemu Klubowi Sportowemu i to jedyna pewna rzecz na tej niespokojnej planecie. Natomiast jeżeli chodzi o nadchodzącą bitwę o futbol… Cóż, sytuacja wydaje mi się dość jasna.

A więc wojna!

Moment starcia nastąpi, gdy zagoszczą na stałe nowe formaty europejskich pucharów. Wówczas w praktyce okaże się, czy recepta UEFA na problemy środowiska piłkarskiego chociaż w części rozwiąże problemy klubów. Istnieje przecież spora szansa, że faktycznie całość okaże się hitem również w oczach zwykłych kibiców, a zainteresowanie największymi klubami na europejskiej scenie zacznie rozkwitać. Wówczas Superliga straci jeden ze swoich atutów – rzekomą elastyczność, stawianą w kontrze do skostniałej, nieruchawej i niezdolnej do reform europejskiej federacji piłkarskiej. Natomiast trzeba pamiętać, że celem obu stron tego sporu jest zarabianie pieniędzy. To ich nadrzędna wartość, to treść ich działalności, to światło, za którym ślepo podążają.

Ten Hag nie sprzeciwia się powstaniu Superligi
Erik ten Hag

Menadżer Manchesteru United, Erik ten Hag nie sprzeciwia się idei powstania Superligi, choć nie widział najnowszych informacji w tej sprawie. Holender podkreśla jednak, że obecny system jest „dobry”. Superliga nadal wzbudza wiele kontrowersji Organizatorzy Superligi, za którymi stoi Real Madryt, FC Barcelona i Juventus przedstawili w czwartek odnowiony format kontrowersyjnego turnieju. Według najnowszych danych w

Czytaj dalej…

Przy pierwszym starciu Superligi z UEFA, po stronie “starych porządków” twardo stanął Katar, reprezentowany przez PSG. Ale przecież mamy też kluby reprezentujące w świecie piłki nożnej Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabię Saudyjską. O tym, że to nie zawsze jest jedna wielka muzułmańska miłość, świadczą choćby targi przy zakupie Newcastle United. Wśród tych najgłośniej krzyczących, że Arabia Saudyjska nie może kupować klubu Premier League z uwagi na swój brak poszanowania dla praw człowieka, znajdowali się ci na co dzień pracujący za petrodolary innych państw Bliskiego Wschodu. Juventus z karą 15 ujemnych punktów i służbami na karku nie ma wiele do stracenia, Real i Barcelona też. Manchester City? Na razie to klub, który świetnie radzi sobie w “starym porządku”. Ale jeśli tu również pojawią się te drakońskie kary, być może z degradacją włącznie? Czy taki poniżony Manchester City nie stanie się jednym z najgorętszych orędowników obalania “leśnych dziadków” i tworzenia nowej Superligi?

W latach dwudziestych XXI wieku okazało się, że z dnia na dzień, w środku Europy, możesz utracić możliwość odwiedzenia ukochanego sklepu. W 2021 – bo będzie trwać lockdown. W 2022 – bo spadła na niego rosyjska rakieta. W 2023 – bo przejechały tędy czołgi. Dość uporządkowany świat zaczął się sypać, zmianie ulegają rzeczy niezmienne, w chaos obraca się to, co stanowiło wyznacznik porządku. Piłka nożna nie jest wyjątkiem, bo nie może być wyjątkiem. Gdy wieje wiatr zmian, w uszach szumi wolność, że tak to poetycko ujmę.

  • Zobacz także: Gdy pierwszy raz oglądasz Ekstraklasę

Jakkolwiek groteskowo to brzmi w tym momencie historii – w świecie futbolu też trwa przesuwanie do tej pory stałych granic, trwa próba sił, trwa szacowanie wpływów i szacowanie własnych możliwości. Co jest w tym najsmutniejsze?

Wczoraj naprawdę chciałem rzucić okiem na Ligę Mistrzów, a co. Nie wiedziałem kto gra i jak tragicznie wysokie są obecnie ceny zakupu działającej relacji z tych meczów. Obejrzeliśmy z żoną skrót ŁKS-u. A może to była nasza mała zwycięska bitwa w tej wojnie o futbol?

Komentarze

Na temat “Olkiewicz w środę #51. Żyjemy w przededniu wielkiej futbolowej bitwy