Stawką starcia pomiędzy Sevillą i Chelsea było pierwsze miejsce w grupie E. O ile wcześniej obie drużyny szły w Lidze Mistrzów łeb w łeb, tak w bezpośrednim starciu w Andaluzji “The Blues” całkowicie zdominowali gospodarzy i wygrali aż 4:0. Wszystkie gole zdobył Olivier Giroud.
Francuz już w pierwszej połowie zdobył bramkę. W 8. minucie otrzymał podanie od Kaia Havertza, z dziecinną łatwością oszukał Diego Carlosa i lewą nogą pokonał Alfonso Pastora Vacasa. Ale jego prawdziwe przedstawienie – połączone z torturami na Sergim Gomezie – miało dopiero zacząć się po przerwie.
Już w 54. minucie Giroud minął stopera Sevilli i spokojną podcinką podwoił prowadzenie gości. Na kwadrans przed końcem, jakby od niechcenia pokonał w pojedynku pechowego Gomeza i wykorzystując dobre dośrodkowanie N’Golo Kante, zanotował klasycznego hat tricka. Francuzowi nadal było jednak mało. W końcówce fatalną w swoim wykonaniu drugą połowę, “ukoronował” Sergi Gomez, faulując Giroud w polu karnym. Do “jedenastki” podszedł sam poszkodowany i przypieczętował swój fenomenalny występ.
I wszystko jasne – Chelsea wychodzi pierwsza, a Sevilla druga. To dość ironiczne, że w tak ważnym meczu bohaterem Franka Lamparda i “The Blues” zostaje napastnik, który z powodu braku minut otwarcie nalega na transfer zimą. Wydaje się, że po meczu z Sevillą angielskiemu szkoleniowcowi wytrącono wszelkie argumenty sugerujące pozostawienie Giroud na ławce w trakcie najbliższego ligowego spotkania z Leeds United.
Komentarze