Juventus i Club Brugge bez celnego strzału w pierwszej połowie
Juventus zawiódł. Spotkanie z Club Brugge w Lidze Mistrzów było wyjątkowo monotonne i pozbawione międzynarodowego poziomu, jakiego oczekuje się od drużyn tej rangi. Bianconeri, prowadzeni przez Thiago Mottę, oddali zaledwie kilka niecelnych uderzeń, a pierwsza połowa zakończyła się bez żadnego strzału w światło bramki z obu stron – co jest niechlubnym rekordem w historii tych rozgrywek.
Zobacz wideo: Teoria spiskowa wokół Wojciecha Szczęsnego
Choć defensywa Juve nie popełniała większych błędów – Gatti zagrał solidnie, podobnie, jak Kalulu – to brakowało pomysłu w ofensywie. Douglas Luiz grał bez dynamiki, a Nico Gonzalez, ustawiony jako fałszywa dziewiątka, nie potrafił wykorzystać kluczowej sytuacji w drugiej połowie. Koopmeiners wyglądał na zagubionego, a Weah miał ogromne problemy w indywidualnych pojedynkach.
Zmiany dokonane przez Thiago Mottę również nie przyniosły oczekiwanych efektów. Mbangula, który wnosił nieco ożywienia, został z niezrozumiałych przyczyn zdjęty z boiska. Wprowadzeni Thuram i McKennie grali bez wyrazu, Yildiz i Conceicao zostali skutecznie zneutralizowani, a Vlahović wyraźnie zmaga się z brakiem zaufania ze strony trenera.
Juventus, choć awansował do play-offów Ligi Mistrzów, zrobił to w najmniej przekonującym stylu. Obecny poziom gry pod wodzą Thiago Motty budzi pytania o przyszłość zespołu w dalszej fazie rozgrywek, gdzie taka forma może okazać się niewystarczająca. Obiektywnie – awans to sukces, ale styl i brak emocji pozostawiają kibiców z mieszanymi odczuciami.
Komentarze