- Czy Manchester City w końcu sięgnie po upragniony Puchar Europy? Za kadencji Pepa Guardioli Obywatele po raz drugi znaleźli się w finale Ligi Mistrzów
- Hiszpan znany jest z taktycznej wszechstronności, która niejednokrotnie okazywała się jego największym przekleństwem
- 52-latek w końcu “dojrzał”? Wydaje się, że The Citizens przejęli mistrzowski pierwiastek od Realu
Guardiola zmienił futbol, futbol zmienił Guardiolę
Pep Guardiola zmienił postrzeganie futbolu. Nie bez powodu Michał Zachodny stworzył film, opatrzony tytułem “Guardiolizacja Premier League”. Dzięki futbolowej twórczości Hiszpana inaczej patrzymy na to, co dzieje się na boisku, niejednokrotnie zastanawiając się, czego jeszcze nie pokazał nam szkoleniowiec Manchesteru City i czy po tylu latach na szczycie jest w stanie nas czymkolwiek zaskoczyć.
Były opiekun Barcelony i Bayernu w kapeluszu ma całe stado królików. Dopóki jest w stanie je kontrolować i wyciąga je pojedynczo, kibice Obywateli mogą bez nadmiernego poczucia stresu zasiąść na Etihad Stadium lub przed telewizorami. O ile jeszcze w ligowych rozgrywkach hiszpański trener nie musi narzucać swojej kreatywności niechcianych ograniczeń, o tyle w Champions League pole do popisu paradoksalnie jest zdecydowanie mniejsze. System mecz-rewanż nie toleruje futbolowych akrobacji. Zawsze można trafić na Real Madryt, który – niezależnie od szkoleniowca – nie sili się na taktyczne fajerwerki.
Guadiola ma to szczęście, że na Królewskich już trafił i poradził sobie z ich mistrzowskim, a właściwie ‘ligomistrzowym” pragmatyzmem. Ze względu na przeciętną dyspozycję Los Blancos Hiszpan nawet nie miał możliwości, by przekombinować. Teraz City czeka pojedynek z Interem, który również nie zamierza bujać w taktycznych obłokach. Simone Inzaghi jest świadomy słabości swoich podopiecznych. Futbolowe szachy? Ruchy Włocha są znane już od dawna. Bronić się i czekać na okazję. Jedną, ponieważ o okazjach raczej nie będzie mowy. Nie w finale, nie w rywalizacji z obecnym mistrzem Anglii.
Bardziej skomplikowane wrogiem mniej skomplikowanego
52-latek z Santpedor ma wszystko, by sięgnąć z Obywatelami po upragniony tytuł. Ale jednocześnie ma wszystko, by na ostatniej prostej w efektowny sposób samodzielnie pozbawić siebie i swój zespół szans na historyczny wyczyn. Jednak wydaje się, że hiszpański szkoleniowiec po latach niepowodzeń zaczął zmieniać swoje podejście do zmagań na międzynarodowej arenie i zaczął rezygnować ze schematów na rzecz schematu. Tego najbardziej praktycznego, a więc i najbardziej odpowiadającego marzeniom o sukcesach w rozgrywkach pokroju Ligi Mistrzów.
Manchester, jak pisze Alex Keble, zaczął szanować “solidny, choć mało spektakularny wynik, jakim jest remis na wyjeździe”. To świadczy o tym, że Guardiola – jakkolwiek zaskakująco to brzmi – w końcu “dojrzał”. Nie forsuje nadmiernie tempa, nie próbuje rozstrzygnąć rywalizacji już w pierwszym meczu. Cały czas trzyma swoich piłkarzy “pod prądem”, ale wyłącznie w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu, w pełni skoncentrowanych. O tym, że ten proces faktycznie ma miejsce, dowodzą statystyki. Piłkarze The Citizens w tej edycji Ligi Mistrzów nieco rzadziej utrzymują się w posiadaniu piłki, a także rzadziej pressują. Absolutna dominacja nie jest już konieczna, gdy nie wymaga tego przebieg boiskowych wydarzeń.
Sam Pep Guardiola nie uważa się za ofiarę overthinkingu, który bywa nazywany także paraliżem analitycznym. Jednocześnie zwraca uwagę na to, że jego metody bywają krytykowane niemal wyłącznie wtedy, gdy City przegrywa ważne spotkania. Kto ma rację? Przed dwoma laty Obywatele rozpoczęli finał bez defensywnego pomocnika – Fernandinho i Rodri nie zmieścili się w podstawowym składzie.
Nikt nikogo nie zaskoczy?
Hiszpan bez wątpienia doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Inter ustawi się nisko i postara się w jak największym stopniu ograniczyć kreatywność De Bruyne, Gundogana i Bernardo Silvy. Inzaghi nie pójdzie na otwartą wymianę ciosów, a niewykluczone, że Nerazzurri nawet nie będą chcieli “grać w piłkę”. W końcu futbol to nie skoki – za styl punktów nie ma, a gabloty nie da się zapełnić statystykami dotyczącymi liczby wymienionych podań.
Gdy na godzinę przed pierwszym gwizdkiem Szymona Marciniaka poznamy oficjalne jedenastki na wielki finał, nie będziemy zaskoczeni. Nie tym razem. Obaj szkoleniowcy wystawią swoich najlepszych piłkarzy. Simone Inzaghiego o “przekombinowanie” nikt nawet nie podejrzewa. A Guardiola, ten z City, najprawdopodobniej już zrozumiał, co jest najważniejsze w meczach o taką stawkę. Nawet jeżeli w kapeluszu nadal ma pokaźną gromadkę królików, którym chętnie pokazałby europejskie murawy.
Zobacz także: Kibic Interu Mediolan wściekły na Inzaghiego. “Tego mu nie daruję”
Komentarze