Chciałbym częściej oglądać mecze posiadające taki ładunek emocjonalny jak środowe starcie FC Barcelony z Interem Mediolan na Camp Nou. Chimeryczną i pozbawioną wizji gry drużynę z ostatnich spotkań zastąpił wygłodniały lew, który wyczuł od początku, że ofiara nie będzie walczyć i skupi się na obronie. Jakież było jego zdziwienie, gdy to ofiara stała się niedługo później oprawcą. Tak jak defensywną wygrywa się mistrzostwa, tak zdecydowanie toruje się nią również awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
- FC Barcelona po szalonym meczu zremisowała z Interem Mediolan 3:3
- Taki rezultat pozbawia niemal szans Dumę Katalonii na awans do fazy pucharowej
- Inter po raz kolejny na poziomie taktycznym okazał się lepszy od Blaugrany
Kolejne zwycięstwo włoskiej myśli szkoleniowej
Nie lubię futbolu defensywnego i prawdopodobnie nigdy nie polubię. Zawsze ceniłem wyżej finezyjną i piękną dla oka grę, aniżeli skupianie się na zabezpieczaniu tyłów i destrukcję. Daleki byłem od wyśpiewywania peanów pod adresem gry preferowanej przez takich trenerów jak Diego Simeone, czy Jose Mourinho, która zabija jak dla mnie ducha futbolu i zniechęca do niego. Każdy chyba woli oglądać spotkania o wynikach hokejowych, aniżeli piłkarskie szachy, zakończone wynikiem 0:0. Dlatego też z niesmakiem patrzyłem na Andre Onanę, który czas na Camp Nou starał się kraść podczas celebrowania wybić piłki już od 3 minuty. To miała być ta wielka taktyka Simone Inzaghiego? Naprawdę na tak tanie zagrywki musi zdobywać się wicemistrz Włoch, który posiada w kadrze wielu zawodników klasy światowej? Wyglądało to jak dla mnie dość przykro. Taka taktyka się jednak Interowi opłaciła.
Szybki policzek dla mnie, po którym za karę powinienem wytatuować sobie na czole “cel uświeca środki”. Taki na pewno gdzieś na ciele ma Simone Inzaghi.
Naturalnie trenerów rozlicza się z wyników, a nie tego, jak gra zespół. Nie jest tak w Barcelonie. Tam od wielu lat styl gry drużyny stawiany jest niemal na równi z rezultatami. Dlatego może trenerzy Dumy Katalonii tak szybko łysieją, siwieją i dochodzi im tak wiele zmarszczek. Bo to cholernie trudna robota. Przekonał się już o tym Xavi, którego niemal każdy błąd taktyczny, czy zła decyzja zostaje w mediach rozłożona na czynniki pierwsze, a pod gmachem sądu ludzie czekają już z koszykami zgniłych pomidorów gotowi na sygnał, by zacząć obrzucać.
Po remisie 3:3, który w praktyce dla Blaugrany jest porażką, niejeden zamachnie się na hiszpańskiego szkoleniowca na pewno.
Szalony mecz pełen paradoksów
Dawno nie spotkałem się z tak absurdalnym pod wieloma aspektami meczem pełnym paradoksów. Te pojawiają się już podczas elementarnej dziennikarskiej czynności po spotkaniu, jakim jest ocena gry poszczególnych piłkarzy. Jak potraktować Erica Garcię, którego karykaturalna próba interwencji zakończyła się golem dla Interu na 2:1, podczas gdy to ten stoper dośrodkował później idealnie piłkę na głowę Roberta Lewandowskiego i do spółki z Polakiem dał Barcy jeszcze trochę tlenu? W jaki sposób postrzegać Ousmane Dembele, który otworzył wynik spotkania, w drugiej połowie za bezmyślne zagranie powinien z boiska wylecieć, a do tego zanotował wiele strat? Jak wreszcie patrzeć na Roberta Lewandowskiego – autora dwóch bramek, skoro większość jego pozostałych zagrań była niedokładna i nosiła znamiona orlikowej gry?
Odpuszczę sobie ocenianie poszczególnych piłkarzy ani rozliczać ich z konkretnych zagrań. Bez względu na to, który ile strzelił bramek, a kto zanotował więcej strat, Blaugrana w meczu z Interem poległa. Zawiodła swoich niezwykle aktywnych tego wieczora kibiców i przekreśliła praktycznie sobie szanse na wyjście z grupy. Oceniając jedynie na podstawie jakości jej gry defensywnej, można by odnieść wrażenie, że była to jakaś masochistyczna wizja, w której zespół był w stanie wszelkie niechlujności ze strony stoperów zamaskować kolejnymi bramkami. Końcowy rozrachunek niestety wyszedł na minus.
Kogo by tu jeszcze zmienić?
Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że obecnie Barcelonie brakuje game changerów, a Xavi, gdy pali mu się grunt pod nogami podejmuje po omacku decyzje impulsywne i nietrafione. Takowymi były roszady w ofensywie i wprowadzenie pozbawionego pewności siebie i dawnego blasku Ansu Fatiego, a także Alejandro Balde aka Jeźdźca bez głowy. Dysponując kadrą uboższą o kontuzjowanych zawodników, nagle generał Barcy staje się bezradny i nie jest w stanie odwrócić losów meczu, doprowadzić do remontady. Nie udało się to w tym sezonie ani razu. Nie udało się także w starciu z Interem Mediolan. Rzucić na plac gry wszystkich dostępnych napastników? Może zacząć grać na masowe wrzutki?
Do tego jeszcze Franck Kessie posiadający monopol na wejścia z ławki, choć nie wnosi nic do gry…
Ligowa rzeczywistość zakłamuje nieco obraz drużyny, która stopniowo pogrąża się w nijakości, a poszczególni zawodnicy zatracili pazur z początku sezonu. Raphinha prześcignął nawet Dembele w klasyfikacji najbardziej irytujących zawodników FC Barcelony. Wrażliwość defensywy tłumaczyć można kontuzjami Araujo i Kounde, jednak chaos w formacji ataku to już coraz większy problem. Rośnie niczym pryszcz na czole nastolatka, stając się powoli błyszczącą na czerwono diodą, która albo zostanie wyciśnięta, albo zniknie sama. Jak będzie z tą na licu Barcelony?
Same bramki w stolicy Katalonii za mało
Zachwyty nad postawą Roberta Lewandowskiego powoli stają się już dla nas rutyną. Dlatego może stopniowo zatracamy wrażliwość na nie. A media, jak i kibice w Hiszpanii są kapryśni i człowiek, który jest idolem, w ciągu kilku tygodni może stać się adresatem obelg. Znając klasę Lewego zarówno na boisku, jak i poza nim absolutnie się o to nie martwię. To, co spędza mi sen z powiek to coraz większa niedokładność w grze 34-latka. Przeciwko Interowi Robert zanotował dwa trafienia, dlatego krytykowanie go nie przystoi. Mimo to nie sposób przejść obojętnie obok tego, że w środowym meczu zanotował on prawdopodobnie najwięcej błędów i niecelnych podań ze wszystkich spotkań kampanii 2022/23.
Napastnika rozlicza się jedynie z bramek? To prawda. Ale jednym z wyjątków od tej reguły jest Barca. Kibice Dumy Katalonii piłkarzy pokroju Lewandowskiego, a wcześniej Suareza, czy Alexisa Sancheza rozliczali ze wszystkich zagrań. Nie tylko tych, które wylądowały w siatce rywali. A rachunek sumienia 34-latka odsuwając na bok gole, byłby dość bolesny.
To, co imponuje mi w grze Roberta to jego nieustępliwość. Kapitan reprezentacji Polski nie stronił od przepychanek i walki bark w bark z defensorami Nerazzurri. Niekiedy wydawało się, że potrzebna byłaby maszyna wyburzeniowa z tą wielką kulą, żeby pozbawić go równowagi. Bo zwalić z nóg i tak by się nie dał. Ta siła potrzebna będzie Barcelonie, zwłaszcza w niedzielnym El Clasico. Zespół przystąpi do niego na pewno podłamany i będzie potrzebował lidera, który weźmie na siebie odpowiedzialność za grę ofensywną. Potrzebuje silnego i zmotywowanego Roberta Lewandowskiego.
Liga Mistrzów kolejny raz odjechała już na dobre Barcelonie. Czas skupić się na zmaganiach ligowych i dać czas hejterom by poużywali sobie w postaci memów i komentarzy pt. “Liga Europy znów wita”. Dalsza wiara w awans to już myślenie życzeniowe. A w Barcelonie nie ma wróżki, która by je spełniała.
Przeczytaj też: Sergio Busquets: nie zagraliśmy dobrze na swoim stadionie, a w Lidze Mistrzów trzeba za to zapłacić
Komentarze