Koszmar gry z Bayernem Monachium trwa w Barcelonie w najlepsze. Najdziwniejsze jest to, że w środę Duma Katalonii nawet przez chwilę nie wyglądała, jakby chciała się z niego wybudzić. Xavi mógłby krzyczeć, a nawet policzkować ją, a efektów osiągnąć by mu się nie udało. Problemów w klubie zdaje się być tyle, że nie zdziwię się, jeśli Jaz-Z postanowi nagrać o tym sequel swojego kawałka.
- FC Barcelona rozegrała kolejny w ostatnim czasie słaby mecz
- Bayern Monachium był przynajmniej dwie klasy wyżej od Dumy Katalonii
- W klubie narasta frustracja nie tylko z powodu wyników, lecz również stylu gry przeciwko trudniejszym rywalom
Niby cules wiedział, a jednak się łudził
Znowu zostałem oszukany. Nigdy nie postrzegałem się za osobę łatwowierną, czy naiwną, ale wystarczyły dwa dobre spotkania przeciwko silnym na papierze rywalom, żeby uwierzył znów, że FC Barcelonę stać na nawiązanie walki z Bayernem Monachium jak równy z równym. Mądrzejsi ode mnie ludzie stwierdzili kiedyś, że wszystko, co zostało powiedziane przed słowem “ale” nie ma znaczenia. Biję się w pierś, stwierdzając ze spuszczoną głową, że nie inaczej jest i w moim przypadku.
Do tej pory szczyciłem się z bycia osobą, która nie kupuje obietnic polityków, a ich kiełbasę wyborczą chowa głęboko na dno lodówki. Nie zawierzałem żadnym wróżkom, czy innym jasnowidzom, a już tym bardziej nie ufałem horoskopom, ani rzekomym wpływom ułożenia gwiazd na życie. Moja odporność na wciskany kit spada jednak do zera, gdy w grę wchodzą sympatie klubowe. Wówczas załącza się w głowie myślenie życzeniowe, które niestety często przysłania realny obraz rzeczywistości. Do tej pory zazwyczaj cierpiał na nim stan mojego konta na portalach bukmacherskich. Po środowym meczu ucierpiała już duma.
– Nie no skoro z taką łatwością strzelali gole półfinaliście Ligi Mistrzów, to na Camp Nou wreszcie ustrzelą też Bayern. Roberta trawi sportowa złość, pokaże ją w środę na boisku. Dembele wreszcie się odpalił, piękne asysty z Bilbao, złapał formę przed meczem z Bayernem – tak wyglądały procesy myślowe zachodzące w mojej głowie. Dopuszczałem do siebie myśl, że Bawarczycy wyprzedzają obecnie Barcę przynajmniej o klasę, jednak wrodzony optymizm skutecznie ją zagłuszał.
Po ostatnim gwizdku arbitra wiem już, że snucie rozważań na temat możliwego zwycięstwa nad Die Roten, było na tym samym poziomie co wiata w to, że kupując jedną zdrapkę, która z oddali brokatowymi literami wykrzykuje, jak wielką nagrodę przede mną skrywa, faktycznie z dnia na dzień stanę się bogaty. A wykrzykiwał tylko Xavi. Zza linii bocznej. Zza maski, pod którą skrywała się twarz pełna frustracji i rozżalenia.
Teorie spiskowe wyrastają jak grzyby po deszczu
Wśród twitterowej społeczności kibiców Dumy Katalonii na gorąco po meczu rozgorzała dyskusja, jak potoczyłyby się losy klubu, gdyby tylko sędzia Vincic podyktował rzut karny po zagraniu ręką Dumfriesa w przegranym 0:1 meczu z Interem. Zacząłem więc inną nitkę, odnośnie do tego, czy pługopiaskarki ubiegłej zimy nie wyjechały na łódzkie drogi zbyt późno. Może tym razem nie mówilibyśmy, że “zima zaskoczyła drogowców”. Obie dyskusje mają tyle samo sensu. Żadnego. Zwłaszcza że w skład pomeczowej wypowiedzi każdego piłkarza każdej drużyny po porażce wchodzi tekst “musimy patrzeć w przyszłość”, albo “skupiamy się już na następnym meczu”. Może tego kibice powinni uczuć się od zawodników?
Sprawdź:
Kontrowersje towarzyszące meczowi z Interem, wchodzą w skład piłkarskiego kociołka Panoramixa, w którym gotuje się już teoria spiskowa na temat niechęci UEFA do Blaugrany. Zgodnie z jej arkanami, organizacja mści się na katalońskim klubie za udział w zeszłorocznej farsie opatrzonej nazwą Superliga. Wskazywane są konkretne błędy sędziowskie na niekorzyść Barcy, fakt, że podopieczni Xaviego nie otrzymali w tym sezonie jeszcze ani jednego rzutu karnego, czy wyjątkowo trudny terminarz. Sam wyznawcą teorii spiskowych nie jestem, choć wielokrotnie czułem niesmak, gdy sędzia zapominał użyć gwizdka w kontrowersyjnych sytuacjach w polu karnym rywali Barcy.
Kompromitacja, jaką zakończył się kolejny akt rywalizacji między FC Barceloną i Bayernem Monachium daje przynajmniej ogromne pole do popisu mediom. Kopiowanie słynnego tytułu jednego z wydań Faktu wyszło już z mody. W jaki więc sposób po raz kolejny określić to, co Blaugrana zaprezentowała przed własną publicznością w środowy wieczór? Najgorsze jest to, że wicemistrz Hiszpanii nie wyciąga żadnych wniosków. Ba, na przestrzeni kilku tygodni zanotował zdecydowany regres. Doszło do całkowitego przewartościowania schematu gry u siebie i na wyjeździe. W Monachium zespół mimo niekorzystnego rezultatu przez większość meczu wciąż mknął na najwyższym biegu jak po autostradzie. W rewanżu zaciągnął ręczny i postanowił przeczekać wszystko na parkingu.
Za darmo, to można w mordę dostać
Jesteśmy już o krok od końca fazy grupowej Ligi Mistrzów, dlatego należy skończyć już z retoryką “początku sezonu”. Rozgrywki ligowe, jak i europejskie są już w pełni, a to oznacza czas pewnych podsumowań i pierwszych wniosków. Są one niestety bolesne. Poza Robertem Lewandowskim i Julesem Kounde poczynione latem wzmocnienia w najmniejszym stopniu nie wniosły dodatkowej jakości. Dość powiedzieć, że blisko 60 milionów euro wydanych na Raphinhę w równym stopniu przysłużyłyby się Xaviemu do napalenia w kominku. Brazylijczyk zawodzi bardziej od Kakofonixa, a jego udane zagrania policzyć można na palcach jednej ręki.
Do pary 25-latek za rączkę może złapać się z Franckiem Kessie, który wydawał się tym lepiej ubitym przez Mateu Alemany’ego interesem, że przybył do Barcelony za darmo. Oglądając grę Iworyczyka podczas kilku ostatnich spotkań wspomniałem słowa przodków, że “za darmo, to można co najwyżej w mordę dostać”. Przyzwyczajony do gry w zupełnie innej formacji zawodnik stawia dopiero pierwsze kroki w systemie Xaviego. I wciąż potrzebuje chodzika, żeby robić postępy. Ten diament będzie wymagał wielu szlifów, a nie rokuje jak na razie, by miał stać się brylantem.
Najgorszy na boisku był jednak inny “darmowy transfer” poczyniony latem przez klub, czyli Hector Bellerin. Hiszpanowi w trakcie kariery piłkarskiej żaden trener nie uświadomił chyba, czym jest spalony i jak stosować pułapkę ofsajdową. Wystawienie 27-latka, który nie grał w ostatnim czasie regularnie, było strzałem w kolano. Dwie pierwsze bramki obciążają konto prawego obrońcy, po którym w drugiej połowie widać było chęć odkupienia swoich win. Same cechy wolicjonalne to jednak trochę za mało.
Listopad miesiącem na refleksję
Porażka z Bayernem Monachium sama w sobie nie jest powodem do wstydu. Bawarczycy są klubem o niezwykle silnej kadrze, który od wielu lat zarządzany jest bardzo mądrze. Myślę, że pod tym względem kibice Blaugrany patrzą na niego z zazdrością. Nawet sam wynik nie jest tak upokarzający, jak choćby słynna porażka 2:8. Poczucie wstydu pojawia się dopiero przy statystyce celnych strzałów, gdzie znów uwiera i kole w oczy okrągłe “0”. Doprawmy tę wyjątkowo cienką zupę składanką poszczególnych prób ataków ze strony gospodarzy. Otrzymamy wówczas danie całkowicie niestrawne, po który torsje to najniższy wymiar kary.
Wystarczyło parę minut, żeby zauważyć, że FC Barcelonie wyraźnie brakuje motywacji. Grający wysokim pressingiem rywal skutecznie odbierał jej chęci do podjęcia jakiejkolwiek próby rywalizacji. Po tym, jak zaprezentowali się wicemistrzowie Hiszpanii, gotów jestem zaryzykować tezę, że równie dobrze mogli podziękować za rywalizację i zgłosić chęć walkowera. Jeśli chodzi o wynik i ilość skutecznych akcji bramkowych, zachowany zostałby status quo. Skoro zarówno sztab szkoleniowy, jak i sami piłkarze przyznali, że wynik meczu Interu z Viktorią miał wpływ na ich motywację, to po co w ogóle trudzili się wyjściem na boisko?
Do rozpoczęcia mundialu Azulgranie pozostały już tylko cztery spotkania. Później piłkarze urządza się do Kataru, a wtedy uwaga całego zarządu klubu skupiona będzie na ocenie pracy Xaviego. Jeśli Barca znów zawiedzie, Joanowi Laporcie może znudzić się dalsze trzymanie parasola nad głową szkoleniowca.
– Szczerze uważam, że możemy wygrać tytuły. Nie chcę oszukiwać ludzi. Zadecydowały nasze błędy, nie stanęliśmy na wysokości zadania w tych rozgrywkach. Ja jestem głównym odpowiedzialnym, ale to musi być kontynuowane. Nie pozostaje nic innego jak powiedzieć kibicom, że damy z siebie wszystko w pozostałych rozgrywkach – przekonywał po meczu Xavi, jednak powoli staje się to już pustosłowiem.
Jego eksperymenty w starciu z Die Roten okazały się opłakane w skutkach, choć w teorii mecz nie miał dla Barcy już większego znaczenia. Zamiast potraktować je jako trampolinę do poprawy nastrojów w drużynie, Xavi zrobił z niego zjeżdżalnię. A klub i bez tego ślizga się od dawna. Ile w stanie jest jeszcze znieść takich klęsk wizerunkowych?
Przeczytaj także: Hiszpańskie media nie zostawiły suchej nitki na Lewandowskim
Komentarze