Kolejne dwa zwycięstwa do swojego konta dopisała FC Barcelona. Wygrana w Pilznie z Viktorią chwały nie przynosi, ale na pewno pomogła w tonowaniu nastrojów w szatni. Swoje szanse dostali rezerwowi i wyzwaniu podołali. Bohaterem drużyny znów został Robert Lewandowski, szansę na debiut otrzymał wreszcie Inaki Penia, a Pablo Torre zanotował premierowe trafienie dla Blaugrany, a strata do Realu Madryt zmniejszyła się do jednego punktu. Działo się wiele przez ten tydzień w ekipie Dumy Katalonii.
- FC Barcelona wygrała dwa ostatnie spotkania z Valencią i Viktorią Pilzno
- W Lidze Mistrzów szanse otrzymali rezerwowi, którzy nie zawiedli
- Nieco odpoczynku od Xaviego dostał wreszcie Robert Lewandowski
Roszczeniowość plagą piłkarskich szatni
Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Nie spotkałem się z sytuacją, żeby w topowym europejskim klubie wszyscy piłkarze byli zadowoleni, a atmosfera zdrowa i nieskazitelna. Wynika to z prostego faktu – każdy chce grać. A trener musi nieustannie podejmować ważne decyzje personalne nie tylko pod kątem jak najsilniejszego zestawienia pod danego rywala, lecz również dbałości o morale poszczególnych zawodników. A nie da się mieć ciastko i zjeść ciastko.
Coraz częściej w tym kontekście pojawiają się plotki z obozu FC Barcelony. Że Ansu Fati marudzi coraz mocniej, Franck Kessie zaoferował się już wielu włoskim klubom, a Raphinha czuje się sfrustrowany. Na niektórych brak gry działa motywująco, innych dołuje. Nie jestem w stanie jednak zrozumieć sytuacji, w której słabo prezentujący się piłkarz domaga się gry. To już prędzej charakteryzuje niedojrzałych nastolatków, aniżeli inteligentnych i samoświadomych zawodników. Z tego tytułu negatywnie zaczynam postrzegać właśnie Fatiego.
Złote dziecko hiszpańskiego futbolu znalazło się w wyjściowej jedenastce zarówno na mecz z Valencią, jak i Viktorią Pilzno. Efekty? Nędzne. Daleko mu obecnie do przebojowego i zwinnego skrzydłowego, który zachwycał kibiców dwa sezony temu, gdy mając zaledwie 17 lat rozmontowywał defensywę rywali lepiej niż zrobiłby to MacGyver. Od rozpoczęcia sezonu Fati otrzymywał minuty w każdym spotkaniu Dumy Katalonii, jednak najgłośniej w klubie narzeka na brak gry, a zatroskani rodzice próbują wymusić ją na sztabie szkoleniowym.
Ansu zjedz lepiej snickersa. Bo gdyby nie praca sztabu szkoleniowego Xaviego to dzisiaj byś jeździł na mecze do Gijon, czy jakiejś Ponferrady.
Miłość w Barcelonie inna niż w Zakopanem
W Barcelonie kocha się namiętnie i intensywnie. Bywa jednak, że płomienne uczucie jest konsumowane tak szybko, że zaczyna wygasać. Zarówno kibice Dumy Katalonii, jak i media z nią związane bardzo szybko popadają w skrajności. Barca może być albo w niebie, albo w piekle. Praktycznie nigdy pomiędzy. Stąd też nagłówki dzienników potrafią z dnia na dzień obracać dyskurs medialny o 180 stopni. Choć z boku może wyglądać to nieco groteskowo, tak już jest od wielu lat. Dlatego też Xavi postanowił kompletnie odciąć się nie tylko od mediów w wydaniu klasycznym, ale też tych społecznościowych. To samo z resztą zalecił swoim piłkarzom.
Wszak Raphinha mógł przeczytać po meczu z Bayernem Monachium, że jest już przez klub sprzedawany, a tydzień później “jakim wspaniałym podaniem i przeglądem pola dysponuje Brazylijczyk”. To z resztą niejedyny piłkarz, który po lekturze informacji na swój temat mógłby dostać rozdwojenia jaźni. Dostało się także Robertowi Lewandowskiemu, od którego kibice oczekiwali dużo więcej w starciu z Bawarczykami. Zaledwie kilka dni później kapitan reprezentacji Polski był bohaterem całej Katalonii, kiedy w trzeciej minucie czasu doliczonego wpakował piłkę do bramki Giorgiego Mamardasvhviliego w Walencji.
Gra Polaka stanowi zupełnie inny rozdział w historii obecnej kampanii. Lewandowski stał się ucieleśnieniem oczekiwań wszystkich cules wobec potencjalnego następcy Lionela Messiego. To oczywiste, że nikt Argentyńczyka na Camp Nou nie zastąpi. Robertowi udało się jednak momentalnie rozkochać w sobie kibiców, a zapracował na to nie tylko bramkami. Jego wpływ na grę i funkcjonowanie Blaugrany wykracza daleko poza boisko. 34-latek jest postrzegany w szatni jako prawdziwy wzór do naśladowania. Chętnie bierze udział we wszelkich kampaniach reklamowych. Radzi kolegom w kwestii odżywiania i ćwiczeń. Wcale się nie zdziwię, jak nauczy jeszcze Gaviego wiązać buty.
Lewandowski bezcenny dla FC Barcelony
Czułem dumę widząc, jak Lewy strzela Valencii bramkę na wagę zwycięstwa, a piłkarze i pracownicy Barcy eksplodują radością, wyskakując z ławki rezerwowych niemal na boisko. To już 13 trafienie ligowe w 12 meczu. Kosmos. 34-latek w cztery miesiące osiągnął to, czego Memphisowi Depayowi nie udało się przez półtora sezonu. Holender również przychodził do Barcelony jako nowy lider projektu sportowego. Nigdy nie spełnił tych oczekiwań. Trudno go winić. Nie miał nawet połowy klasy i umiejętności Roberta Lewandowskiego.
Transfer Lewandowskiego do FC Barcelony wywarł także nieodwracalny wpływ na rynek medialny w Polsce. To dzięki znakomitej postawie 34-latka Internet niemal każdego dnia zalewa fala artykułów na temat Polaka, a dziennikarze prześcigają się w coraz to bardziej żenujących i clickbaitowych tytułach, które mamią, by kliknąć odnośnik. Całe szczęście, że Robert został “odstawiony od składu” Azulgrany na mecz w Pilznie. Otrzymał od Xaviego zasłużony odpoczynek, a drużyna miała okazję udowodnić, że hasztag “No Lewy, no party” jest już nieaktualny.
Wesołe pożegnanie z Ligą Mistrzów
Mecz w Pilznie był pod patronatem “szkoły radosnego futbolu”, o czym lepiej niż sam wynik świadczy liczba okazji bramkowych po stronie mistrza Czech. Przynajmniej Inaki Penia nie nudził się w swoim debiucie w seniorskiej drużynie. 23-latek dał kolejny argument za swoją kandydaturą na bramkarza numer 1 w przyszłości. Argumenty również, tyle że swoim przeciwnikom, wręczył do ręki Marcos Alonso. Hiszpan ustawiony kolejny raz jako środkowy obrońca kompletnie nie radził sobie z atakami piłkarzy Viktorii Pilzno, a oba gole obciążają jego konto. 31-latek nie posiada inklinacji do gry na stoperze i nie wiem, ile jeszcze meczów musiałby na tej pozycji rozegrać, by wreszcie uświadomić to Xaviemu.
Martwiłem się widząc skład, na jaki zdecydował się Xavi. Urosła we mnie obawa, że Barca pożegna się z Ligą Mistrzów w sposób frajerski – jak Atletico Madryt. Żeby tak się nie stało zadbali tym razem Ferran Torres do spółki z Raphinhą, choć Hector Bellerin usilnie starał się sabotować ich działania. Hiszpan wygląda obecnie jak karykatura prawego obrońcy, a Internet pełen jest już kompilacji z jego “najlepszymi zagraniami” z ostatnich meczów. 27-latek miał być tylko rozwiązaniem tymczasowym i oby tak pozostało. Niestety stawia on w złym świetle zarówno siebie, jak i klub, który zdecydował się, by po niego sięgnąć.
Duma Katalonii ze spuszczoną głową schodzi na niższe piętro, żeby po raz drugi powalczyć przynajmniej o puchar Ligi Europy. W tym roku może się natknąć na dużo poważniejszych rywali, aniżeli w ubiegłym sezonie. Drużyna Xaviego nie była w stanie nawiązać rywalizacji z Bayernem Monachium. Czy stać ją będzie na pozytywne rezultaty w starciach z Arsenalem, czy Manchesterem United?
Przeczytaj też: Iniesta chwali Lewandowskiego. “Jest spektakularny”
Komentarze