Atletico dziś wieczorem podejmie Chelsea na stadionie w Bukareszcie. To właśnie tam Diego Simeone odniósł swój pierwszy wielki triumf z madryckim zespołem. I po dziewięciu latach od tego wydarzenia spróbuje udowodnić, że jego pomysł nie tylko się nie skończył, ale że stale ewoluuje.
Kiepski moment Atletico
Atletico szło w lidze jak błyskawica. Na półmetku rozgrywek zanotowało rekordowe pięćdziesiąt punktów – przypomnijmy, że tylko Barcelona i Real Madryt z czasów Guardioli i Mourinho mogły pochwalić się przekroczeniem granicy stu oczek na końcu sezonu.
Ostatnie cztery mecze pokazały jednak, że maszyna “Cholo” nie jest wcale idealna. Los Colchoneros stracili w ich wyniku aż siedem oczek, pozwalając zbliżyć się do siebie pogrążonym w kryzysie Realowi i Barcelonie. Co ważniejsze, znana z żelaznej defensywy drużyna straciła co najmniej jedną bramkę w każdym z ostatnich siedmiu meczów. Taka seria nie przydarzyła się Atletico, odkąd niemal dekadę temu przejął ją argentyński trener. Spotkanie z odrodzoną Chelsea będzie dla Los Colchoneros papierkiem lakmusowym.
Bukareszt dziewięć lat później
To właśnie na Arena Nationala w Bukareszcie, Diego Simeone sięgnął po pierwszy tytuł z Atletico. 9 maja 2012 roku jego zespół nie dał szans innemu rywalowi z La Ligi, Athleticowi. Wysokie zwycięstwo (3:0) otworzyło też madrytczykom drogę do Superpucharu Hiszpanii, gdzie zmierzyli się z… Chelsea. Tam kolejnym fantastycznym występem popisał się Radamel Falcao. Kolumbijczyk ustrzelił hat-tricka, a ostatecznie zdobywcy Ligi Mistrzów polegli aż 1:4. Mija dziewięć lat, a obie ekipy są w całkowicie innych sytuacjach.
Dobra zmiana
Simeone w tym sezonie na dobre zrezygnował ze sztywnego 4-4-2 na rzecz elastyczniejszego 3-5-2. Jak mówił były kapitan i “żołnierz” Simeone, Gabi “w naszej ekipie każdy wiedział, gdzie ma grać. Teraz “Cholo” ma zawodników elastycznych, zdolnych do gry na kilku pozycjach, co pozwoliło mu na zmianę formacji”. Trudno lepiej to skwitować. Atletico stało się elastyczniejsze i zwyczajnie przyjemniejsze dla niedzielnego widza, ale ostatnie spotkania pokazują, że zmiana systemu niesie za sobą również negatywne konsekwencje.
The Athletic pokusiło się o porównanie statystyk defensywnych i ofensywnych dwóch zespołów Atletico. Pierwszym z nich Simeone dysponował w sezonie 2013/14, gdy ostatnio sięgnął po mistrzostwo, a drugi to obecna kadra Los Colchoneros.
Wyniki ponad normę
Te statystyki udowadniają, że choć madrytczycy to obecnie najlepsza hiszpańska drużyna, to nawet, gdy zwyciężała pod koniec 2020 roku, miała sporo szczęścia. Obecny skład zdobywa nieznacznie więcej goli niż mistrzowie z 2014 roku (2.05 teraz w porównaniu do 2.03 sprzed siedmiu lat). W pozostałych ofensywnych statystykach bowiem, takich jak oczekiwane gole, strzały i oczekiwane gole po uderzeniach, górą jest ekipa z sezonu 2013/2014. Swoją zdobycz – punktową i bramkową – Rojiblancos zawdzięczają dwóm zawodnikom, notującym niezwykłe wyniki. Luis Suarez przy współczynniku oczekiwanych 10.7 bramek zdobył ich aż 16. Fantastyczny rezultat, jednak mający się nijak do wyczynu Marcosa Llorente. Hiszpan ośmiokrotnie pokonywał bramkarzy rywali, podczas, gdy jego wskaźnik xG wynosi 1.6.
Podobnie sprawa ma się w defensywie. W obecnej kampanii Jan Oblak i spółka tracą mniej goli niż Atletico sprzed siedmiu lat (0,68 bramki na mecz kontra 0,64). Jednakże pod kątem oczekiwanych utraconych bramek, strzałów oddanych przez przeciwnika na swoją bramkę i padających z nich goli, lepiej wypada mistrzowskie Atletico z 2014 roku. Kluczowy w tych wynikach wydaje się wspomniany Oblak, który wedle modelu uwzględniającego różne parametry, takie jak miejsce oddania strzału, pozycję bramkarza i wiele innych, powinien stracić szesnaście bramek. Słoweniec przepuścił zaledwie 12 z nich.
Czy to wystarczy na Chelsea?
To pytanie zadają sobie wszyscy kibice Atletico. Odkąd zespół przejął Thomas Tuchel, The Blues prezentują się znacznie solidniej. Sam Niemiec ma zdecydowanie większe doświadczenie niż Frank Lampard, przez co zmieniła się nieco optyka wtorkowego pojedynku w porównaniu z momentem losowania. Dziś Atletico w Bukareszcie ma coś do udowodnienia. Po pierwsze, że zmiany, które zaimplementował Diego Simeone, są zmianami na lepsze. Po drugie, że Los Colchoneros mogą eliminować wielkie firmy. I po trzecie, że La Liga w Champions League jeszcze nie zginęła.
Komentarze