Świetnie ułożył się pierwszy pojedynek pomiędzy Rakowem Częstochowa i KAA Gent. Co prawda, Belgowie dyktowali warunki w tym spotkaniu, ale pomimo przewagi nie wykorzystali nadarzających się szans. Tymczasem podopieczni Marka Papszuna niespodziewanie objęli prowadzenie po godzinie rywalizacji. Szczęście sprzyjało gospodarzom, którzy utrzymali korzystny rezultat do ostatniego gwizdka sędziego 1:0 (0:0).
Męczarnie Rakowa do przerwy
Od pierwszych minut meczu lepiej przy piłce czuli się piłkarze Gent. Bawoły sprytnie wykorzystywały wolne strefy, które w początkowej fazie pozostawiał Raków. Ekipa z Częstochowy przetrwała jednak gorszy moment, ale swoich szans szukała jedynie w kontratakach oraz stałych fragmentach gry.
Trzeba przyznać, że goście mieli spory problem ze skutecznością. Pomimo ogromnej przewagi, piłka i tak nie mogła znaleźć drogi do siatki.
Brawa za postawę między słupkami po raz kolejny należą się golkiperowi Medalików. Kobacevic uchronił swoją drużynę przed stratą gola, gdy w 34. minucie Tarik Tissoudali próbował swoich sił z bliskiej odległości.
Nieoczekiwanie gospodarzom udało się pozostawić po sobie pozytywny akcent przed przerwą. Wówczas Milan Rundic pokusił się o uderzenie z dystansu, które tylko odrobinę było niecelne.
Trafiony, zatopiony. Raków jedzie dalej
Drugą połowę również lepiej zaczął Gent. Zespół z Belgi z dużym impetem ruszył na rywala, lecz znów przypomniały o sobie rozregulowane celowniki.
Mało kto po przebiegu rywalizacji w Bielsku-Białej mógł przeczuwać, że Raków obejmie prowadzenie. Stało się tak w 64. minucie, kiedy podczas rzutu rożnego, najwyżej do futbolówki wyskoczył Andrzej Niewulis, trafiając nie do obrony w lewy dolny róg bramki.
Od tego momentu Medaliki zyskały na pewności siebie. Co prawda, cała drużyna skupiła się na zadaniach defensywnych. Goście nie znaleźli jednak patentu na obronę Rakowa i mecz zakończył się wygraną ekipy Marka Papszuna.
Komentarze