Jesteśmy biedakami? Polskie kluby dobiły do ściany w pucharach | Przemowa #72

Jeszcze niedawno dwa kluby w fazie grupowej europejskich pucharów bralibyśmy z pocałowaniem ręki. Ale jeśli ktoś wciąż to robi, przeoczył znaczne rozszerzenie europejskich pucharów. To kolejny ukłon UEFA w naszym kierunku, zaraz po utworzeniu Ligi Konferencji, która staje się rozgrywkami dla polskich drużyn, bo na granie wyżej jesteśmy zbyt biedni. Właściwie to coś zupełnie nielogicznego, że wciąż jako liga możemy znaleźć się w czołowej piętnastce w Europie. O tym, dlaczego tak jest, w najnowszej „Przemowie”.

Legia Warszawa
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Legia Warszawa
  • Nie możemy udawać, że wprowadzenie dwóch drużyn do fazy ligowej jest jakimkolwiek sukcesem polskiej piłki. Sukcesem by było, gdybyśmy od dwóch dopiero zaczynali liczenie i patrzyli, jak wchodzi ktoś jeszcze
  • Pięć lat temu w fazie grupowej pucharów grało łącznie 80 drużyn, przez ostatnich kilka lat 96, a od obecnego sezonu 108
  • W najnowszej “Przemowie” gorzkich kilka słów o realnej sile polskiej piłki oraz jej finansach

Czemu my nie mamy pieniędzy?

To, że tak generalnie nie mamy w polskich klubach sensownych planów wieloletnich, że praca u podstaw leży, że wciąż za mało jest inwestycji w przyszłość, jak na przykład w Bodo/Glimt, gdzie cztery lata temu kupowano niemal wyłącznie zawodników U-23, by raz – ich zbudować, i dwa – dać sobie szansę na ich mocne spieniężenie w niedalekiej przyszłości. Albo jak w Mydtjylland, które bardzo mocno penetruje rynek afrykański i na sprzedaży czarnoskórych zawodników, skrupulatnie wyselekcjonowanych, zarobiono w ostatnich latach bodajże już ponad 60 mln euro. To, że u nas nie ma  takich jednolitych planów, które się ciągnie latami pomimo burz, pomimo fal, to jedno, i ma to ogromny wpływ na to, że my tu, a ligi, do których chcemy się porównywać tam, ale jest też druga rzecz. My naprawdę nie mamy kasy. Znaczy tą, co mamy, w dużej mierze źle zarządzamy, ale pukamy sobie do top 15, a tam kluby, które reprezentują dane ligi w pucharach są w opór bogatsze od naszych.

To było właściwie takim trochę punktem wyjścia dla mnie, gdy zaczynałem się brać za ten tekst – konkretnie wartość praw transmisyjnych w Polsce, która zahacza o dolne rejony top 10 w Europie. Oczywiście wewnątrz samej dziesiątki jest olbrzymia przepaść, bo u tych najlepszych kwoty idą w setki milionów Euro, natomiast my – patrząc na ranking krajowy – chcemy się porównywać z tymi, którzy tak pływają sobie w nim w okolicy 15. miejsca. Od wielu z tych krajów mamy droższe prawa telewizyjne, a przecież wiemy, jak ważną rolę w tworzeniu budżetów odgrywa właśnie ten czynnik.

Całość w “Przemowie”

Komentarze