Tottenham w słabym stylu rozpoczął przygodę z Ligą Konferencji. W pierwszym spotkaniu Koguty ledwo wywalczyły punkt. Tym razem było już inaczej, choć NS Mura momentami była blisko, aby doprowadzić do remisu. Los klubu z północnego Londynu na swoje barki wziął jednak Harry Kane, który w końcówce ustrzelił hat trick, natomiast mecz zakończył się wynikiem 5:1 (2:0).
Z początku pachniało deklasacją
Tottenham zaliczył świetny start w rywalizacji z NS Mura. Jeszcze przed upływem 10 minut na tablicy wyników było już 2:0. Wynik spotkania otworzył Dele Alli, który zamienił rzut karny na gola. Chwilę później na listę strzelców wpisał Lo Celso. Argentyńczyk w solowej akcji minął kilku obrońców, a po przekroczeniu szesnastki uderzył nie do obrony pod samą poprzeczkę.
Kiedy minął kwadrans, w powietrzu unosił się zapach kolejnych bramek. Tymczasem do przerwy zobaczyliśmy festiwal zmarnowanych sytuacji. Co prawda, między słupkami ekipy ze Słowenii dobrze spisywał się Obradovic. Być może nie zobaczyliśmy więcej trafień, z powodu, że Nuno Espirito Santo po raz kolejny dał zagrać kilku rezerwowym w Lidze Konferencji.
Mura pogroziła palcem, ale w końcówce marzenia gości zgasił Harry Kane
Niespodziewanie drugą połowę lepiej rozpoczęli goście. Ziga Kous wykorzystał zamieszanie pod polem karnym przeciwnika. W pewnym momencie dopadł do futbolówki i zdecydował się na potężny strzał z dystansu. Piłka pomimo sporej odległości wpadła do siatki tuż obok prawego słupka.
Od tej pory Mura uwierzyła, że ma szanse doprowadzić do remisu. Kiedy na zegarze wybiła godzina gry na murawie pojawił się Harry Kane. Anglik odkąd pojawił się na murawie, Tottenham zaczął zdecydowanie lepiej wyglądać.
Kapitan Spurs kilka minut później zdobył trzeciego gola dla Kogutów. Wówczas Lucas uruchomił 28-latka prostopadłym zagraniem. Kane idealnie przymierzył w prawe okienko, będąc sam na sam z bramkarzem.
Z kolei w 76. minucie znów przypomniał o sobie kibicom zgromadzonym w Londynie. Składną akcję całej drużyny znakomicie wykończył nie kto inny jak Kane. Snajper dopełnił formalności z kilku metrów, gdy dostał futbolówkę na tacy od Sona.
Co ciekawe, nie był to koniec strzeleckich emocji. Na kilkadziesiąt sekund przed doliczonym czasem gry, Kane ustanowił ostateczny rezultat spotkania. Anglik znów wygrał pojedynek sam na sam, dzięki czemu Tottenham odniósł w czwartkowy wieczór pierwsze zwycięstwo w klubowych rozgrywkach.
Komentarze