Raków Częstochowa ofiarnie bronił się aż do czasu doliczonego pierwszej połowy, ale ostatecznie przegrał z belgijskim Gentem (0:3) i pożegnał się z Ligą Konferencji.
Miłe złego początki
Zawodnicy Rakowa Częstochowa podchodzili do rewanżowego spotkania z przewagą jednej bramki i mogli rozpocząć go fenomenalnie. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego huknął Milan Rundić, ale świetną interwencją popisał się Sinan Bolat. Była to jedyna groźna sytuacja polskiej drużyny w tym spotkaniu. Od tego momentu przewaga gospodarzy tylko rosła. Już w osiemnastej minucie Tarik Tissoudali stanął przed stuprocentową okazją, ale klasę pokazał Vladan Kovacević. Jeszcze przed przerwą golkiper Rakowa Częstochowa popisał się dwiema fantastycznymi interwencjami, ale w czasie doliczonym do pierwszej połowy nie miał już nic do powiedzenia. Po wrzutce z prawej strony piłka trafiła do Laurenta Depoitre’a, a ten błyskawicznie zagrał ją na piąty metr. Tam już czekał Tissoudali i skierował futbolówkę do bramki.
Dwa szybkie i piękne ciosy
Marek Papszun nie znalazł sposobu, by w przerwie efektywnie wpłynąć na swoich podopiecznych, bo obraz meczu nie zmienił się. Gent coraz mocniej naciskał, a między 70. a 72. minutą przypieczętował swój awans. W pierwszej z sytuacji dobrze zastawił się Depoitre i podał piłkę do Vadisa Odjidji-Ofoe, a były zawodnik Legii Warszawa popisał się pięknym uderzeniem z dystansu. Nie minęło 120 sekund, gdy było już 3:0. Gospodarze stwierdzili, że uderzenia zza pola karnego mogą dać odpowiedni rezultat, toteż spróbował swoich sił Julien De Sart i zmusił Kovacevica do wyciągania piłki z siatki po raz kolejny.
Trzeba uczciwie przyznać, że awans Rakowa przeciwko Gentowi byłoby traktowane w kategorii sensacji. Gracze Papszuna pokazali się ze świetnej strony w swoim debiucie w europejskich pucharach, ale awans do Ligi Konferencji okazał się dla wicemistrzów Polski wyzwaniem ponad siły.
Komentarze