TSG 1899 Hoffenheim pokonał na swoim stadionie FC Crvenę zwezdę, a Slovan Liverec pokonał 1:0 KAA Gent w meczach Ligi Europy w grupie L. Przedstawiciel Bundesligi poczuł zatem po raz pierwszy smak zwycięstwa od blisko miesiąca, z kolei ich rywale zakończyli swoją świetną serię, która trwała od 20 czerwca.
TSG 1899 Hoffenheim według bukmacherów było faworytem batalii z FK Crveną zvezdą. Warto jednak podkreślić, że piłkarze Wieśniaków ostatnio nie dawali zbyt wielu powodów do zadowolenia swoim kibicom, bo po meczach z Eintrachtem Frankfurt i Borussią Dortmund team Seabstiana Hoenessa schodził z placu gry na tarczy. To było światełko w tunelu dla rywali, którzy w oficjalnych spotkaniach pozostawali bez porażki od 16 meczów, mając na uwadze dwie połowy spotkania, bo w boju z Omonią Nikozja piłkarze teamu z Belgradu przegrali po serii rzutów karnych.
Niemiecka drużyna w pierwszych fragmentach rywalizacji miała drobne kłopoty, ale ostatecznie jej mecz otwarcia zakończył się tak, jak to było planowane, czyli zwycięstwem. O ile do przerwy miał miejsce bezbramkowy remis, to po zmianie stron woreczek z bramkami został rozwiązany. Pierwszy gol w spotkaniu padł po ponad godzinie gry, gdy bramkę zdobył Christoph Baumgartner, który zamienił na gola dośrodkowanie z bocznej strefy boiska.
Gdy wydawało się, że gospodarze utrzymają jednobramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka sędzziego, to gola na 2:0 dla Hoffenheim dołożył jeszcze Munas Dabbur. Izraelczyk strzałem z obrębu pola karnego rywali ustalił wynik rywalizacji na 2:0. Warto zaznaczyć, że Crvena kończyła zawody bez swojego trenera Dejana Stankovcia, który za niesportowe zachowanie został wyrzucony z ławki.
Druga batalia w grupie L nie miała zdecydowanego faworyta. Gospodarze liczyli co prawda na wykorzystanie atutu własnego boiska, ale ekipa z Belgii miała nadzieję na powrót na zwycięski szlak po bolesnej porażce w lidze z Cercle Brugge (2:5).
Goli na Stadion U Nisy wiele nie było. Nie liczy się w każdym razie ilość, a jakość. Jedyne trafienie w boju z udziałem Slovana Liberec i KAA Gent padło w 27. minucie, gdy bramkę po strzale z mniej więcej ośmiu metrów zdobył Abdulla Yusuf.
Tym samym na nic zdały się słowa trenera belgijskiej ekipy, który przed meczem przekonywał, że to jego zespół jest lepszy i nie zakłada innego scenariusza jak powrót do Belgi z trzema punktami. Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała te założenie, bo siódmy zespół ligi czeskiej pokonał 13. drużynę belgijskiej ekstraklasy.
Komentarze