– Glasgow Rangers zorganizował referendum i spytał swoich kibiców, czy byliby w stanie wspomóc klub, gdyby miał do niego trafić Steven Gerrard. Ludzie oszaleli na punkcie tego pomysłu, 250 tys. fanów odpowiedziało: tak. Steven jeszcze nie przyszedł do Rangers, a już nakręcił tam niesamowicie pozytywną spiralę – mówi w rozmowie z Goal.pl Jerzy Dudek.
- Jerzy Dudek przez wiele lat występował w jednym zespole ze Stevenem Gerrardem, którego Glasgow Rangers już w czwartek wieczorem podejmą Lecha Poznań w meczu Ligi Europy. Jego zdaniem Lech nie stoi na straconej pozycji
- Były polski bramkarz opowiada nam kilka historii, które dają obraz, jakim człowiekiem jest Steven Gerrard. Wspomina m.in., jaką rolę odegrał w przerwie pamiętnego finału Ligi Mistrzów w Stambule
- Dudek wspomina też moment, w którym omal się nie pobił z Gerrardem. – Przeklinał w moim kierunku, skoczyliśmy sobie do gardeł – opowiada
Andrea Pirlo w swojej autobiografii pisał kilka lat temu, że nie spodziewa się, by kiedykolwiek został trenerem. Jak wiemy sam siebie zaskoczył. A jak to wyglądało u Stevena Gerrarda?
Gdy graliśmy razem na pewno nie spodziewałem się, że będzie trenerem. Mieliśmy bardzo intensywną karierę i wydawało mi się, że obaj podchodzimy do tego tak samo – gdy skończymy grać w piłkę, będziemy poświęcać czas rodzinie. Życie jednak bywa zmienne i wizja, jaką układaliśmy sobie w głowach 10 lat temu, po pewnym czasie nie ma znaczenia. Liczy się tu i teraz. Steven za trenerkę wziął się jeszcze za czasów Liverpoolu, gdy przejął zespół juniorów i najwidoczniej spodobało mu się to na tyle, że poszedł krok dalej.
Ja bym powiedział, że nie krok, a skok. Z jednej strony wielki klub do odbudowania, z drugiej Steven Gerrard bez większego doświadczenia.
Sam ruch Rangersów mnie nie zdziwił, ale o tym za chwilę. Jeśli coś mnie zaskoczyło, to decyzja Stevena. Nie spodziewałem się, że tak szybko zdecyduje się rzucić na tak głęboką wodę, natomiast uważam, że jeśli ktokolwiek miał się tego podjąć, to tylko człowiek pokroju Gerrarda. Wielu z nas kalkulowałoby: kurczę, dopiero zaczynam tę robotę, czy to nie za wcześnie? Natomiast rozmawiałem ze Stevenem i zrozumiałem, czemu przyjął ofertę ze Szkocji. Był nią po prostu mega podekscytowany. Glasgow Rangers kilka lat wcześniej stoczyło się na czwarty poziom przez problemy finansowe i po dłuższym czasie zdołało wrócić do Premiership. Gerrard czuł wielką chęć bycia częścią ich odbudowy. Sama propozycja dla niego też nie była przypadkiem. Wcześniej klub zorganizował referendum i spytał swoich kibiców, czy byliby w stanie wspomóc klub, gdyby miał do niego trafić Steven Gerrard. Ludzie oszaleli na punkcie tego pomysłu, 250 tys. fanów odpowiedziało: tak. Steven jeszcze nie przyszedł do Rangers, a już nakręcił tam niesamowicie pozytywną spiralę. Jak widać do tej pory, był to dobry ruch. Odbudowanie zaufania wśród kibiców po tak trudnych latach nie jest łatwe, a dzięki Stevenowi to się udało. Wiem, że w swojej pracy bardzo dużo korzysta z wiedzy Juergena Kloppa, z którym regularnie rozmawia. Dodaje do tego swoją charyzmę i widzimy efekty.
Skoro rozmawialiście, nie padła propozycja: Jurek, choć do mnie trenować bramkarzy?
Jasne, że tak! Ale to były oczywiście żarty. Zawsze takie się pojawiają, ostatnio np. jakiś zespół w Australii przejął Robbie Fowler i napisałem mu: “gratulacje, nie potrzebujesz trenera bramkarzy?”, ale to nic na serio. Mam co robić, na tę chwilę nie patrzę w tym kierunku, by wrócić do pracy w piłce nożnej.
Szacunkiem Gerrard darzy pana na pewno. Pamiętam, że w poprzednim sezonie po meczu z Legią chwalił Radosława Majeckiego, ale sam siebie skontrował słowami: gdzie mu jeszcze do Jerzego Dudka…
Tak, cały Steven. Mamy ze sobą dobry kontakt.
Ale nie zawsze tak było. Naprawdę kiedyś prawie się pobiliście?
Piłka nożna fajnie wygląda, gdy się wygrywa, wszyscy się przytulają i gratulują sobie zwycięstwa. Ale jak zespołowi nie idzie, frustracja się wylewa. Musi gdzieś się znaleźć upust dla emocji. Ze Stevenem faktycznie wpadliśmy w konflikt po tym, jak puściłem strzał Jay-Jay Okochy z wolnego. Uważam, że nie miałem tam żadnych szans, a Gerrard wydarł się na mnie. Nie sądzę, że na to wtedy zasłużyłem. Zrobiło się bardzo gorąco, wykrzykiwał jakieś przekleństwa w moim kierunku, ja odpowiedziałem podobnie, skoczyliśmy sobie do gardeł. Następnego dnia trener zawołał nas do siebie, zamknął w pokoju konferencyjnym i rzucił, byśmy wyjaśnili wszystko między sobą. Steven mnie przeprosił, ja jego również i nie było sprawy.
Sytuacja z golem Okochy na wideo poniżej. Na jednej z powtórek widać, jakie pretensje do Dudka ma Gerrard
Gerrard był tym piłkarzem, który potrafił w szatni wyręczyć trenera i wejść w jego buty?
Miał bardzo odpowiedzialny charakter. Zawsze zależało mu, by zmobilizować zespół i nigdy nie owijał w bawełnę. Czuł, że jego autorytet funkcjonuje bardzo dobrze w trudnych momentach, że jeżeli rzuci kilka cierpkich uwag, to coś to zmieni. Ale ważne jest, by kapitan swoim przykładem pokazywał, że mu zależy, że to nie tylko słowa, że skoro on wymaga, sam musi na boisku pokazać odpowiednie podejście. Ja nie pamiętam, by u Stevena kończyło się tylko na gadaniu. Zawsze zostawiał serce na boisku. Jeśli na nas krzyczał, później na boisku sam dokładał jeszcze więcej własnego zaangażowania.
Djibril Cisse mówił kiedyś, że po pierwszej połowie pamiętnego finału Ligi Mistrzów z Milanem kazał wyjść Benitezowi i całemu sztabowi, bo chciał z drużyną porozmawiać bez nich.
Nie do końca tak było, bo zwyczajnie brakłoby czasu. Benitez nakreślił taktykę, mobilizował nas, a Gerrard, jako kapitan, dodał po prostu od siebie kilka zdań. Ale w pamięci utkwiło mi coś innego. Nigdy nie zapomnę, jak wychodziliśmy na boisko przed drugą połowę. Nasi kibice nas dopingowali, nie dali odczuć, że przy wyniku 0:3 są nami zawiedzeni. To było coś niesamowitego i mocno wpłynęło na to, co działo się dalej. Steven zawołał nas do siebie, stanęliśmy w kole na środku boiska i zaczął: “Czy wy to słyszycie? Oni w nas wierzą, więc jesteśmy im coś winni. Przylecieli kilka tysięcy kilometrów i dodają nam otuchy mimo 0:3. Zróbmy coś!”. W tamtym momencie ani Steven, ani nikt z nas, nie myślał, żeby wygrać z Milanem. Chcieliśmy pokazać charakter, który Gerrard wyssał z mlekiem matki. W tamtym momencie on w nas – kilku przyjezdnych facetach, którzy uczyli się tej kultury, często nie rozumieli niektórych rzeczy – go zaszczepił. Naprawdę uważam, że miałem wielkie szczęście, że on był kapitanem zespołu, w którym grałem.
Jeśli Rangersi przegrają z Lechem, Gerrard przybije swoim piłkarzom piątkę i pocieszy, czy będzie się wściekał?
To zależy, co pokażą na boisku. Jeśli przejdą obok meczu, nie ma możliwości, by ich pochwalił, ale jeśli dadzą z siebie wszystko i zdarzy się, że akurat Lech będzie lepszy, klepnie po plecach, głowa do góry.
Myśli pan, że jest naturalnym następcą Juergena Kloppa w Liverpoolu?
Zdecydowanie tak. Klopp ma przed sobą jeszcze wiele lat, jako menedżer Liverpoolu i to jest idealny czas, by Gerrard przygotował się do przejęcia roli po nim. Ale piłka jest przewrotna, nie wiadomo, co będzie za sezon, czy dwa. Wystarczy jeden zły sezon i twoja pozycja jest już dużo słabsza. Wielu kibiców Liverpoolu jest jednak nastawionych na jego powrót na Anfield, nie ukrywam, że ja też. Steven zasługuje, by być ikoną tego klubu.
Słyszałem historię, że po żadnym z meczów z Manchesterem United nie wymienił się koszulkami, bo takie czuł przywiązanie do The Reds.
Tak było. Zawodnicy z zewnątrz nie do końca rozumieją pewne sprawy, które dla osób jak Gerrard są kluczowe. Zatarg między Manchesterem United a Liverpoolem jest niemal wieczny, dla chłopaka z Anfield nie jest to bez znaczenia. To wielka rywalizacja na granicy – w cudzysłowie, bo mówimy tylko o piłce nożnej – życia i śmierci. Nienawiść jest wyczuwalna, działa zresztą też w drugą stronę. Dziś Gary Neville i Jamie Carragher razem prowadzą program w telewizji, wygląda to dobrze, ale między nimi rywalizacja jest wyczuwalna.
A przechodząc do samego meczu. Jak pan ocenia szanse Lecha na punkty w Glasgow?
Absolutnie bym nie skreślał Lecha, który bardzo dobrze zaprezentował się z Benficą, będącą zespołem o klasę lepszym. Myślę, że Lechowi bardziej będzie pasował wyspiarski styl Rangers, polskim zespołom zawsze lepiej grało się z wyrobnikami, niż technikami. Nie bez znaczenia jest to, że na meczu nie będzie kibiców. Nie jest przypadkiem, że w czasach pandemii gospodarze wygrywają znacznie rzadziej, niż przed nią.
Znając Gerrarda, jego zespół w pierwszych minutach rzuci się na Lecha?
Tak by wyglądało, gdyby byli kibice. To naturalne, że będąc faworytem i grając przed swoimi fanami, zespół mobilizuje się na pierwsze 20 minut, aż braknie pierwszego oddechu. Teraz wszystko się zmieniło, nie jest już tak, że gospodarze tłamszą rywali, brakuje tego elementu dopingu, mobilizacji do ataku i chęci szybkiego strzelenia pierwszego gola. Poza tym Lech zrobił dobre wrażenie grając z Benficą, więc ten aspekt też będzie istotny.
Komentarze