Olkiewicz w środę #127. Apolityczność jak komunizm – pozostaje utopią

Ledwo skończyło się najeżone politycznymi manifestacjami Euro 2024, a płynnie przeszliśmy do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, tak wybitnie upolitycznionych, że od kilku dni Polską targają silne burze dyskusji - oczywiście dyskusji politycznych. W teorii poszło o komunizm, w praktyce jednak - o to, czy możemy ścigać kompletnie nierealne założenia. Takie jak stuprocentowa apolityczność.

Przemysław Babiarz
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Przemysław Babiarz
  • Ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich była jak cała Francja – dla jednych nieprawdopodobnie silna swoją barwnością i różnorodnością, dla innych kiczowata i obrazoburcza. Natomiast jak na rozpoczęcie wielkiego święta apolityczności, wszystko zaczęło się w dość mocno upolityczniony sposób.
  • Odpryskiem dyskusji ponad naszymi głowami, gdzie stawiano pytania choćby o granice wolności artystycznej, była sprawa Przemysława Babiarza, który komentował ceremonię otwarcia i pozwolił sobie na wybitną woltę – skrytykowanie komunizmu słowem “niestety”.
  • Gdybym miał wyrokować, z czego wynika duża część obecnych nieporozumień, postawiłbym na ślepą wiarę w to, że w ogóle istnieje jakaś mityczna apolityczność, a w dodatku jesteśmy zmuszeni jej poszukiwać – a koronnym argumentem wydaje się tu utyskiwanie na brak apolityczności w kuriozalnym oświadczeniu Jakuba Kwiatkowskiego.

Wymagaj szacunku i okazuj szacunek

W momencie, gdy zobaczyłem kobietę ze śpiewającą odciętą głową – a to był jeden z pierwszych obrazków, którymi atakował Twitter w dniu otwarcia Igrzysk Olimpijskich – wiedziałem, że będzie wesoło. Tak jak coroczne, niemal rytualne oburzenie na słynne niemieckie parady z bardzo grubo ciosanym humorem – tak i tutaj dużą część reakcji dało się przewidzieć właściwie w chwili, gdy Przemysław Babiarz komentował kolejne fajerwerki przygotowane przez paryskich organizatorów imprezy. Czy jako wierzący katolik, uczestnik paru pielgrzymek i dumny członek wspólnoty Kościoła Rzymskokatolickiego poczułem się dotknięty kolejnymi scenami? Niespecjalnie, bo ogółem nie tak łatwo mnie dotknąć. Czy oburzyła mnie piosenka “Imagine” Johna Lennona, tak dokładnie analizowana od paru dni przez połowę narodu? Też nie, zdążyłem się oswoić z myślą, że wielu spośród najpopularniejszych artystów w czasie swojej artystycznej misji nie miało okazji namacalnie doświadczyć dobrodziejstw systemu, w który wydawali się wierzyć. Tak, znam kontekst, wiem, że “to nie o ten komunizm chodziło Lennonowi”. Natomiast pamiętajmy – bardzo rzadko w historii świata komuniści byli zadowoleni z komunizmu, jaki udało im się wprowadzić. Nieistotne – ten, inny, jakikolwiek – piosenka “Imagine” nie obraża żadnych spośród moich licznych uczuć.

To może chociaż oburzające było dla mnie polityczne zaangażowanie Przemysława Babiarza, który ośmielił się zinterpretować słowa utworu Johna Lennona, a fragment o komunizmie spuentować słowem “niestety”? No niestety. Tutaj też nie. Mam wrażenie, że Francuzi przygotowali dokładnie taką imprezę, jakiej można było się po nich spodziewać, a komentarze wokół niej – włącznie z kończącymi temat przeprosinami – również były dokładnie tym, czego można było się spodziewać. Zastanawia mnie tylko jedno – po co tak właściwie ta niemal rytualna wymiana piłek, rodem z tenisowego meczu?

Może jestem odludkiem, ale gdy różnego rodzaju mniejszości sygnalizują mocno, że jakiś rodzaj działania ich obraża, albo stanowi dla nich obelgę – próbuję działać i wypowiadać się w taki sposób, by nie urazić ich uczuć. Tak, mam paru znajomych o ksywie “Cygan”, pamiętam też wakacyjne wyjazdy, gdy z domków wynajmowanych przez Romów dobiegało głośne “My, Cyganie”. Ale odkąd wyczytałem, że sami przedstawiciele społeczności romskiej woleliby być nazywani Romami – cóż, po prostu staram się używać właśnie takiego określenia. Prowadziłem nawet w mediach społecznościowych parę dyskusji w tym temacie, zazwyczaj bowiem pada zasadne pytanie: co następne, przestaniemy dzieciom czytać wiersze Tuwima? Nie wiem. Na razie to tylko prośba, by nie używać paru słów, które dla przedstawicieli danej społeczności mają pejoratywny wydźwięk. Tyle jestem w stanie zrobić, nie uważam, że to niebezpieczny atak na moją tożsamość konserwatywnego Polaka. Ostatnio w jednym z programów użyliśmy słowa “Jehowce”, została nam zwrócona uwaga, że to obraźliwe wobec Świadków Jehowy. I okej, przeprosiłem, od tego czasu nie używam, niezależnie od tego, co sądzę o tym ruchu.

Wydaje mi się, że grupa ludzi, którzy o szacunek nie tyle proszą, co wręcz go żądają, czasem bardzo sugestywnie, jest bardzo duża. Spora jest też liczba osób, które dość łatwo urazić – na przykład mieszając te nieszczęsne zaimki, których mimo wielu prób nadal nie jestem w stanie do końca zrozumieć, nie ze złośliwości, a po prostu z nawału wiedzy w tej kwestii. “Druga strona” – nienawidzę takiego dzielenia na strony, ale w tym wypadku jest to chyba uzasadnione – też działa w podobny sposób. Żąda szacunku dla własnej wiary, dla własnych poglądów, dla swojej odrębności. Żąda teraz, w tym momencie!

Na tle tych dwóch odległych od siebie, ale równie gigantycznych zbiorów żądających szacunku dość licho wygląda wysepka, na której mieszczą się ci, którzy szacunek oferują. Popyt na szacunek jest olbrzymi – chcą go wszyscy, od lewa do prawa, bezkrytycznie, bezdyskusyjnie, najlepiej z pomocą obwarowań prawnych – czy jeśli chodzi o obrazę uczuć religijnych, czy jeśli chodzi o mowę nienawiści. Podaż? Podaż jest skromna, co zresztą w pełni pokazała dyskusja wokół otwarcia Igrzysk Olimpijskich. “Hej, a może to będzie dla nich obraźliwe?” – nie zapytał nikt, nigdy, z żadnej strony. I to nad tym ubolewam, jeśli chodzi o paryską imprezę. Bo czy nie chodziło czasem o to, by pokazać, że wszyscy powinni czuć się na tej imprezie dobrze? Że dla każdego jest ona w pełni otwarta, każdy spotka się tu wyłącznie z dobrym słowem i szacunkiem? Nie wiem, skala oburzenia, jaka nastąpiła tuż po jej zakończeniu nakazuje stawiać pytania – czy na pewno udało się ten cel osiągnąć?

Zresztą, u nas na szczęście dość szybko uporaliśmy się ze sporami wzniosłymi – na przykład o to, kiedy kulturowe nawiązanie zamienia się w niezbyt zakamuflowane szyderstwo. Nad Wisłą zaczęliśmy debatować nad upolitycznieniem (no i malarstwem, rzeźbiarstwem, architekturą Paryża, wypowiedziami Lennona, różnymi rodzajami komunizmu, ale to wszystko wątki absolutnie poboczne).

Komunizm niestety, czyli o co naprawdę poszło w TVP?

Trudno mi uwierzyć, że ta cała szopka, która nastąpiła po wypowiedzi Przemysława Babiarza to coś więcej, niż dogrywka z naszych stałych plemiennych sporów. Właściwie wątpliwości co do tego nie pozostawił sam Jakub Kwiatkowski, szef sportu w Telewizji Polskiej, który szczególnie w ostatnim komentarzu dość mocno zaznaczył, że Babiarz na celowniku był od dawna. Ale po kolei.

Przemysław Babiarz według ekspertów od francuskiej kultury zaliczył kilka gaf podczas komentowania imprezy otwarcia – chodziło o drobnostki, ale dla eksperckiego oka bardzo istotne, dotyczące zwłaszcza odniesień do tamtejszego dorobku. To ważny kontekst – bo nie chciałbym, by na fali obrony komentatora uznać, że jest nieomylny i nigdy nie skalał się żadnym grzechem. Natomiast do pewnego momentu te pierdółki pozostawały pierdółkami – głośny stał się dopiero tekst wygłoszony przez redaktora Babiarza przy okazji piosenki “Imagine”.

– Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć, to jest wizja komunizmu, niestety – skomentował Babiarz. I według wielu – rozeszło się o słowo “niestety”, które stanowi osobistą opinię Przemysława Babiarza, którą jako ze wszech miar bezstronny i totalnie apolityczny dziennikarz nigdy nie powinien się dzielić. Gdybym nie znał świata, być może uwierzyłbym, że oto w Telewizji Polskiej narodził się nowy standard, nowe czasy, gdzie dziennikarze są tak do bólu merytoryczni, tak nieprawdopodobnie obiektywni, że nawet słowo “niestety” wobec takiego konceptu jak komunizm jest absolutnie nieakceptowalne. Ale ludzie kochani, przecież już pierwsze oświadczenie TVP, czytane dodatkowo w trakcie sztandarowego programu z newsami politycznymi, nie pozostawia żadnych wątpliwości. “Skandaliczne słowa”. “Uderzenie w wartości”. Gdyby ktoś przeczytał wyłącznie oświadczenie, bez wiedzy o Babiarzu, mógłby uwierzyć, że redaktor nawoływał do krucjaty.

Kuriozum w postaci zawieszenia niezłego dziennikarza sportowego za tak błahy czyn wywołało potężne reakcje – w obronie Babiarza stawali ludzie o kompletnie różnym światopoglądzie, w skrajnie różnych barwach politycznych. List w obronie swojego kolegi podpisali dziennikarze TVP Sport wraz ze sportowcami, którzy również domagają się przywrócenia Przemysława Babiarza do pracy przy Igrzyskach Olimpijskich. Tego natłoku krytyki nie wytrzymał Jakub Kwiatkowski, który w sumie jedynie firmował decyzję “samej góry”. I wypalił, zdradzając tak naprawdę kulisy. Przeanalizujmy.

– W nawiązaniu do listu dziennikarzy TVP Sport jest mi szczególnie przykro z tego powodu, że to ja w ostatnich miesiącach wielokrotnie wstawiałem się za Przemkiem Babiarzem, a Przemek od kilku dni milczy. Nie wykonał żadnego gestu względem nikogo. Nie przeprosił i postawił kolegów ze swojej redakcji w bardzo niekomfortowej sytuacji – pisze Kwiatkowski. Czyli Babiarz w ostatnich miesiącach wielokrotnie był na celowniku. Czy przewidziano, że nie będzie w stanie powstrzymać się od tej bezlitosnej krytyki komunizmu? Cóż, pewnie tak, pogratulować profetom w TVP. Żądanie przeprosin? Za co? Wobec kogo? W jakiej formie? Samokrytyka, jak proponuje Tomasz Lis?

– Przyszedłem do TVP z myślą jej odpolitycznienia i na tym się skupiałem – pisze Kwiatowski. Okej, okej, brzmi nieźle. – Dziś ja i moi bliscy są nieustannie bezpardonowo atakowani przez środowiska prawicowe i w dużej mierze polityków PiS, którzy aktywnie uczestniczyli w niszczeniu Telewizji Polskiej i byli beneficjentami minionych układów – no i pyk. Zdanie po zdaniu.

Przyszedłem odpolityczniać, a teraz mnie atakują te polityczne knury, tu palcem pokażę, które, żeby nikt nie miał wątpliwości.

Rany, co to jest za poziom odklejenia? Co to jest za poziom argumentacji? Już rozsądniej było iść w stronę wytykania błędów w odczytywaniu topografii Paryża, albo upierać się, że to pierwszy wybryk Babiarza, ale tak skandaliczny, że się nie dało go wybronić. Tymczasem szef TVP Sport pokazuje w pełni, że decyzja była polityczna, że ze względów politycznych Babiarz już wcześniej miał nieprzyjemności, że teraz postąpił nieładnie, bo gdyby przeprosił, to Kwiatkowski pewnie jakoś by go wytłumaczył u szefostwa (totalnie apolitycznego, dodajmy).

Apolityczność. Jakże wygodny klucz, ale też jakże niebezpieczne narzędzie. Ostatnio zresztą minister sprawiedliwości zabrał głos w sprawie transparentów na trybunach, też skłaniając się raczej ku apolityczności widowiska sportowego i jakiejś próby penalizacji tych czy innych treści. Ale jak tu dbać o apolityczność w tak skrajnie upolitycznionych czasach? Czy ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich nie była swego rodzaju manifestacją polityczną? Czy sprawa Babiarza – cała – nie jest czystą polityką? Jesteśmy w miejscu, gdy nawet opinie w kwestiach sądownictwa czy prokuratury są skrajnie upolitycznione, gdzie są dwie potężne siły, przed którymi nie da się schować – jedna to te nieznośne upały, druga to właśnie upolitycznianie wszystkiego i wszędzie.

Viral prosto z Igrzysk Olimpijskich. Kibic w koszulce reprezentacji Brazylii wypowiada się o sporcie, zaczepia go fan z Izraela, pokazuje swój izraelski szalik, podkreśla – “nie mówimy tu o polityce”! Dla pewności powtarza to raz, drugi, ósmy. W końcu zaczepiony fan, sfrustrowany tą niesprowokowaną napaścią, zaczyna krzyczeć: “Wolna Palestyna”.

Nie uda nam się w dzisiejszym świecie osiągnąć apolityczności – pozostaje jak komunizm u Lennona, w sferze marzeń, których nie da się rozpatrywać poważnie. Zamiast walczyć o nią wszystkimi dostępnymi sposobami i ponosić coraz bardziej dotkliwe klęski, wolałbym walkę o to, by częściej ofiarowywać szacunek, niż go żądać. Poradzimy sobie wówczas z upolitycznieniem – czy to otwarcie Igrzysk, czy komentarz polskiego dziennikarza.

*

Dziś 31 lipca 2024 roku, a więc dokładne 10 lat od czwartku, 31 lipca 2014. To wtedy na Weszło ukazał się pierwszy odcinek mojego cotygodniowego bloga – od tej pory, przez 522 tygodnie, tydzień w tydzień, pojawiała się moja twórczość. Przez dziesięć lat robiłem coś raz w tygodniu – niezależnie od urlopów, zawirowań w życiu prywatnym, chorób i innych czynników. Mniej więcej od sześciu lat marzyłem, że uda się dociągnąć do tego momentu. Dziękuję każdemu, kto przeczytał choć jeden z tych 522 tekstów, dziękuję wszystkim, którzy dawali zielone światło, by je tydzień w tydzień publikować. Obecny cel – 25-lecie. Obyśmy wszyscy dociągnęli – i mam tu na myśli również sztukę czytania, która już przecież ledwo zipie.

Ale zipie!

Komentarze

Comments 2 comments

Dzięki Olki za artykuł. Do kilku kwestii chcialbym się odnieść (w sumie kilka pewnie kiedyś podrzucę w tetryckim Q&A.
Żeby odpowienio odebrać ten komentarz transparentnie napiszę, że jestem lewakiem, znacznie bardziej ukierunkowanym na sprawy socjalno-bytowe niż tożsamościówkowe, ale w każdej kwestii na polskiej scenie światopoglądowej radykalnie na lewo.
Mimo to, oglądając otwarcie na Eurosporcie irytowało mnie odniesienia polityczne. Komentatorzy z 20 razy podkreślali kwestię parytetu. O ile w kwestii równości uczestników i uczestniczek to akurat w przypadku IO wszyscy zyskują, o tyle podkreślanie co chwila, że w danej ekipie narodowej jest więcej kobiet niż mężczyzn już było irytujące. Zwłaszcza gdy komentatorzy mówili o “parytecie ze wskazaniem na kobiety”. Przynajmniej mi ulżyło, że żyję w kraju, w którym wiele branży wprowadziło parytet. Tylko ze wskazaniem na mężczyzn.
Babiarz poszedł oczywiście o krok dalej. Nie “komunizmem, niestety”, ale na widok Zidane’a nie podkreślając jego zasług sportowych, tylko podkreślając, że jest twarzą nielegalnej migracji do Francji. Chłopa popierdoliło za czasów rządów PiS i nie umie się odkręcić z agitki. To wtedy przegiął pałę, nie przy komunizmie (jestem marksistą ekonomicznym, ale w oełni rozumiem czemu ta anarchiczna jego część w Polsce musi kojarzyć się fatalmie) i nie rozumiem czemu o tym jego popisie się nie mówi.
Co do ceremonii otwarcia to nie uważam, że miała za zadanie sprawić, żeby wszyscy poczuli się dobrze. I nie powinna. Powinna pokazywać tożsamość organizatora i zrobiła to poruszająco i pięknie. Francuzi co roku świętują rewolucję, mają niezwykle bojowy hymn, skad jakiekolwiek zdziwoenie nie łapię. A oburzenia polskiej prawicy, kochającej ludowe zrywy, historycznie zawsze motywowane skrajnie lewicowym zoriemtowaniem uciskanyvh Polaków – nie rozumiem.
Wybieg to nanifest chyba najlepszy element liberalizmu ideologicznego. Tolerancja, równość i nieskrępowany hedonizm. Jest mi po prostu przykro, że ktoś przez szczęście i czerpanie przyjemności ze swoich ciał tych ludzi mógł się poczuć wykluczony. To nie moja kultura, tożsamościówkowa nie jest dla mnie mega istotną rzeczą, ale to po prostu kultura szczęśliwych ludzi. Dlatego tak cudownie ogląda się te Ogrzyska – manifestacja radości nieustannie towarzyszy nam na trybunach. No kurde wyczujmy trochę kulturę, jej specyfikę, bądźmy życzlowi zamiast się oburzać, bo Grzesiek z Garwolina wygląda inaczej niż ci tam na scenie.
Ostatnia kwestia, odnośnie czucia się dobrze na wydarzeniu sportowym. Nie przepadam za atomizacją społeczeñstwa, jego indywidualizacją, przeczuleniem na punkcie swojej tożsamości, zgadzam się tu z Tobą w 100%. Zachwycił mnie wspólnotowy klimat na dolnośląskich stadionach piłkarskoch. Myślałem, że wezmę tam siostrzenice, żeby zanużone w indywiualizmie zobaczyły też jak wygląda braterstwo, siostrzeństwo, jak to się manifestuje. Ale po ostatjich transparentach, czy to we Wro, czy to w Lubinie uznałem, że jeśli cała ta wspólnota istnieje tylko poprzez wykluczanie innych to już wolę, żeby dzieci tkwiły w swoich indywidualistycznych bańkach.
Pozdrawiam!

Raczej nie martwiłbym się o sztukę czytania, choć przyznam że piszę to ze swojej małej bańki. Moja dwunastoletnia siostrzenica potrafi wydać kieszonkowe na książki, kilka jej znajomych również. Czytanie wśród niektórej części młodzieży powolutku wraca do łask, chyba że chodzi o lektury. Ja w jej wieku to oprócz streszczenia lektur, harrego pottera i eragona to nie czytałem. Wejście w świat literatury i przyjemność z jej obcowaniem zapewniły mi audiobooki, wygoda w ich użytkowaniu to największy plus. Ale jak to pisałem to z przyszłością sztuki czytania to tylko moja mała bańka. Bardziej martwiłbym się o sztukę zapamiętywania tego co się przeczyta/wysłucha, tu przyznaje się że zaczynają się coraz większ problemy.
Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję tyle lat pisania tekstów i życzę żebyś pisał je dopóki będziesz miał z nich przyjemność