Najciekawsze spotkania wyróżnia nie tylko przebieg zdarzeń boiskowych, ale w takim samym stopniu otoczka, która im towarzyszy. Dlatego też kibiców w Polsce emocjonują pojedynki Radomiaka z Koroną Kielce, czy Widzewa z Legią Warszawa. To właśnie ta dodatkowa otoczka, która jak w Nick Nacksach opatula skryty w środku orzeszek, jest nierozerwalnie związana w tym sezonie z meczami FC Barcelony. Nie inaczej było przed spotkaniem z Realem Valladolid.
- Po znakomitym meczu z Realem Sociedad Barca znów zachwyciła i wygrała aż 4:0 z Realem Valladolid
- Dwie bramki strzelił Robert Lewandowski, który znów został wybrany MVP meczu
- Jeśli coś rozczarowało tego wieczoru to postawa rywala, który nie prezentował się na miarę drużyny z La Liga
Barca swoje a hejterzy swoje
“Barca nie da rady zarejestrować Christensena i Kessiego”
“Na pewno niemożliwe jest, żeby w jednym okienku sprowadzili Kounde, Lewandowskiego i Raphinhe”
“Kounde wyląduje na pewno w Chelsea, a jeśli nie, to nie będzie pieniędzy na jego rejestrację”
I tak dalej.
FC Barcelona od wielu miesięcy na każdym kroku musi coś udowadniać. I to nie sobie. Przede wszystkim innym. Że mimo kłopotów finansowych stać ją na sprowadzanie najlepszych zawodników. Że wciąż jest klubem atrakcyjnym dla piłkarzy z absolutnego topu. Wreszcie że może prezentować futbol zarówno efektowny, jak i efektywny. Udowodniła to wszystkim w meczu z Realem Sociedad. Powtórzyć to udało jej się także w rywalizacji z Realem Valladolid. Kolejne cztery bramki, czyste konto, znakomity debiut Kounde, który uchronił Barcę od straty gola. Czy z perspektywy kibica Dumy Katalonii, można chcieć więcej? A tak, jest jeszcze Raphinha, który stara się w każdym meczu swoimi zagraniami upodabniać do Ronaldinho z czasów absolutnego prime’u.
Nie wszystko jest czarno-białe
Fakt faktem, że rejestracja Julesa Kounde sprowadzonego latem z Sevilli za 50 milionów euro to temat drażliwy, z którym mało który cule ma ochotę się konfrontować. Ja wiem, że z problemami ze zgłoszeniem nowych zawodników do rozgrywek La Liga na początku sezonu mierzyło się wiele hiszpańskich klubów. Oprócz Barcy były to m.in. Real Betis, czy Atletico Madryt. Mimo to pozostawia on pewien niesmak, a irytacja piłkarza, który nie mógł zagrać w dwóch pierwszych kolejkach była w pełni zrozumiała. To tak jak znalezienie rodzynki w kawałku sernika, którym nas poczęstowano. Większości nie zmusi to do zaprzestania konsumpcji, ale poczucie komfortu zostało zachwiane. Wyobrażam sobie, że tak właśnie odczuwać mógł to po transferze do Dumy Katalonii Jules Kounde. Francuz jest już zarejestrowany, przełknął rodzynkę, a na pytanie, czy jego brzuszek jest zadowolony odpowiada twierdząco. W końcu rozegrał świetne spotkanie przeciwko Realowi Valladolid, w którym wreszcie dane było mu zadebiutować w nowych barwach.
O ile przed meczem z Realem Sociedad można było mieć wątpliwości, czy wciąż docierająca się w ofensywie Duma Katalonii poradzi sobie z przełamaniem solidnej baskijskiej defensywy, o tyle przed meczem z Realem Valladolid znaków zapytania było dużo mniej. Beniaminek La Liga przystępował do rywalizacji z Barcą mając passę pięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa, w których strzelił zawrotną liczbę bramek – całą jedną. To zespół będący w piłkarskim rozkroku – za silny na Segunda Division, ale za słaby na La Ligę. Kiedy Almeria i Girona, które również awansowały do hiszpańskiej elity kompletowały kadrę i starały się o wzmocnienia, w Valladolid skupieni byli na utrzymaniu obecnej.
Obrazki, które zapadają w pamięć
Wystarczyły zaledwie 24 minuty, żeby kibice zgromadzeni w niedzielę na Camp Nou skandowali nazwisko Lewandowskiego. Ostatni raz tak głośno wybrzmiewało na nim chyba “Messiii, Messiii” Polak wykorzystał znakomite dośrodkowanie Raphinhy, który tego wieczoru miał ogromne połacie wolnego miejsca na prawym skrzydle i w ekwilibrystyczny sposób umieścił piłkę w bramce. Przez trybuny przetoczył się jęk zachwytu, który zaraz zamienił się w ekscytację. Trudno mi zdecydować, co było najbardziej wymownym obrazkiem pierwszej połowy spotkania z Realem Valladolid. Mimo wszystko stawiam na twarz Joana Laporty, którą zdobiła potężna śliwa pod okiem. Mogę jedynie przypuszczać, że pojedynek prezesa Blaugrany z Javierem Tebasem o rejestrację Kounde do najłatwiejszych nie należał. Najważniejsze, że zakończył się zwycięstwem. Żałujcie że nie widzieliście twarzy tego drugiego.
Hiszpańskie media przed meczem informowały o tym, że sztab szkoleniowy beniaminka La Liga szykuje na to spotkanie taktykę anty-̶M̶e̶s̶s̶i̶ Lewandowski. No cóż, na rundę wiosenną będą oni musieli nieco ją jednak przemodelować. Lewy nie miał łatwego życia w tym meczu, dlatego zakończył go “tylko” z dwoma trafieniami. Ciężko jest lekko żyć. Do teraz zachodzę w głowę, podobnie jak dziennikarze CANAL+Sport komentujący to spotkanie, jak Polakowi udało się w 65 minucie sfinalizować akcję celnym strzałem. Żal jedynie, że najpierw plecy Masipa, a w ostatnich minutach meczu poprzeczka po jego instynktownej obronie, odebrały 34-latkowi hattricka. Tak są tylko dwie bramki, kolejny tytuł MVP i prowadzenie w klasyfikacji króla strzelców ligi hiszpańskiej.
Napastników rozlicza się przede wszystkim z bramek, jednak od tych najwybitniejszych wymaga się zdecydowanie więcej. Robert Lewandowski, podobnie jak Cristiano Ronaldo, należy do grona futbolowych perfekcjonistów. Etos pracy, reżim treningowy, a do tego głowa otwarta na ciągłą naukę. To właśnie wyróżnia najwybitniejszych. Ich wkład w grę wykracza dużo dalej poza ładowanie piłki do siatki. To, co już w pierwszych tygodniach przygody Lewego z Barcą imponuje równie mocno, co jego skuteczność, to zaangażowanie w grę i silne cechy przywódcze. Wielokrotnie w spotkaniu przewijały się obrazki, na których Polak starał się tłumaczyć młodszym kolegom, mocno przy tym gestykulując, jak mają się w danej akcji ustawiać i jakich ruchów od nich oczekuje. Kapitan reprezentacji Polski nie jest jedynie aktorem spektaklu – ma ambicje by objąć także posadę jego producenta. To kolejny aspekt, który imponować może barcelońskiej młodzieży.
Lepsze w oczach Xaviego nie jest wrogiem dobrego
Po takich spotkaniach często rodzi się pytanie – to Barca była tak dobra czy rywal tak słaby? Cóż. Jeśli można, to poproszę o zaznaczenie obu odpowiedzi. Drużyna Xaviego wyglądała przez lwią część spotkania na zespół wygłodniały, który wyczuł strach w szeregach przeciwnika. Real Valladolid nie jest odpowiednim weryfikatorem aktualnej formy Dumy Katalonii, ale dostrzegam wspólnym mianownikiem dla starć drugiej i trzeciej kolejki. To rosnąca wciąż ambicja. Zabrakło jej na inaugurację z Rayo, ale obecnie wylewa się wręcz rękawami. Nieustannie stara się ją pobudzać w zawodnikach Xavi, który czerpie garściami z filozofii Pepa Guardioli. Szkoleniowiec podczas przerwy na nawodnienie jak humorystycznie stwierdził Tomasz Ćwiąkała wyglądał, jakby to jego drużyna przegrywała to spotkanie. Xavi nie skupia się na klepaniu piłkarzy po głowach. On nieustannie wyszukuje, dostrzega i punktuje, jakie elementy wymagają wciąż poprawy.
Ja aż tak wymagający nie jestem. Jedyne o co proszę z perspektywy kibica, to silniejszego rywala w następnej kolejce. Real Valladolid zagrał kompletnie bezpłciowo i bliżej było mu do drużyny z Segunda Division, aniżeli La Liga. A może to Barca niczym w FIFIE włączyła rywalowi tryb “amator”, żeby spokojnie sobie popykać i podkręcić swój bilans bramkowy? Tak czy inaczej trzymam kciuki za przebudzenie Sevilli, z którą to przyjdzie się zmierzyć Katalończykom w następnej kolejce. Jak na razie drużyna z Andaluzji jest największym rozczarowaniem tego sezonu ligowego. Jestem wybrednym entuzjastą futbolu i chciałbym zobaczyć za tydzień pojedynek o pas wagi ciężkiej, a nie sparing z workiem treningowym.
Czytaj również: Neuer nie może doczekać się rywalizacji z Lewandowskim
Komentarze