Huragan Xavi nawiedził Madryt

Torres i Aubameyang
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Torres i Aubameyang

Gdy jeszcze kilka miesięcy temu przekonywałem, że słynne DNA Barcelony nie różni się zanadto od tego, co proponują dziś założenia gegenpressingu, Ronald Koeman z uporem maniaka powtarzał, że z tą drużyną nie jest w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. I miał rację. Topowy trener nie miał z tym jednak problemów.

  • Barcelona zdewastowała Real Madryt podczas swojej pierwszej wizyty na nowym Santiago Bernabeu
  • Xavi udowodnił, że potrafi połączyć tiki-takę z nowoczesnymi wymogami taktycznymi
  • Carlo Ancelotti, zaś, będzie musiał wygrać Ligę Mistrzów, by zachować posadę

Tiki-taka, a nie “tiki-taka” – Barcelona znów zachwyca piłkarską Europę

Mniej więcej od zakończenia sezonu 2014/2015 termin tiki-taka stał się zjawiskiem-memem. Już w tamtej kampanii trenujący Barcelonę Luis Enrique uciekał od długiego, monotonnego klepania piłki na futbol bardziej bezpośredni, częściej korzystający z długich podań, otwierających drogę do bramki tercetowi MSN. Kolejny sezon to, co prawda, remontada przeciwko Paris Saint-Germain, ale i wypalenie pewnego schematu. Dwumecz z Juventusem brutalnie obnażył braki wydolnościowe graczy w bordowo-granatowych strojach. Piłka się zmieniała. Od talentu częściej ważniejsze okazało się dopracowanie taktyczne i fizyczne, a na wspomnienie o “tiki-tace”, Guardiola wybuchał na konferencjach prasowych.

Blaugrana stopniowo oddalała się od europejskiej czołówki, na tyle, by Thomas Mueller po meczu w fazie grupowej tegorocznej Ligi Mistrzów powiedział wprost. “Technicznie w Barcelonie wciąż są topowi piłkarze. Nie są oni jednak w stanie rywalizować pod względem fizycznym z zespołami takimi, jak nasz”. I miał stuprocentową rację. Ronald Koeman przekonywał, że to kolejny sezon przejściowy, że ten zespół nie jest w stanie rywalizować jak równy z równym z najlepszymi. Błąd, panie trenerze. Pan nie zdołał doprowadzić topowych zawodników do najlepszej formy, a od pana książki z wariantami taktycznymi dłuższa byłaby instrukcja obsługi parasola.

Xaviball is a thing

Jeszcze przed przybyciem Xaviego w roli trenera na Camp Nou, wśród kibiców i ekspertów – w tym mnie – panował sceptycyzm. Jak dotąd trenował w lidze, którą analitycy “oceniali” na coś pomiędzy drugim, a trzecim poziomem rozgrywkowym w Anglii. Poza tym ilu wirtuozów na boisku zawodziło na ławce? Co złośliwsi spodziewali się też filozofowania na konferencjach i mierzenia wysokości trawy z linijką.

Nic bardziej mylnego. Hernandez okazał się szkoleniowcem przesiąkniętym DNA Barcelony, ale podążającym za trendami. Skupił się na podstawach: odbudowaniu pressingu (czego kibice na Camp Nou nie widzieli od czasów Luisa Enrique), odrestaurowaniu weteranów (z tego miejsca przepraszam pana Sergio Busquetsa za wysyłanie go na emeryturę) i przywróceniu zawodnikom radości z grania w piłkę. Ponad cztery miesiące pracy to już wystarczający okres, by zrobić małe podsumowanie pracy Xaviego. A wygląda on tak, że z zespołem “w sezonie przejściowym” punktuje w lidze na równi z liderem, masakruje obecnego i przyszłego mistrza Hiszpanii, rozbija kandydata do scudetto na jednym z najmniej przyjaznych stadionów we Włoszech i pozostaje w walce o europejskie trofeum. W jego pomyśle na futbol widać wyraźnie inspirację gegenpressingiem z domieszką katalońskiej magii. Przejdźmy już jednak do samego Klasyku.

Jak młody wilk przechytrzył starego lisa

Carlo Ancelotti to jeden z najlepszych trenerów w historii futbolu, nie mam co do tego wątpliwości. Ostatnio jako pierwszy zdołał awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów w czwartej kolejnej dekadzie! Jego doświadczenia z tym Xaviego nie sposób porównywać. A jednak, gdy Włoch w niedzielę popełnił taktyczne harakiri, świeżak z Barcelony wykorzystał błędy rywala bez najmniejszej litości.

Cóż to był za manewr z Luką Modiciem jako fałszywą “dziewiątką”? Co w meczu z takim rywalem na boisku robił Toni Kroos? Czy duet Alaba-Militao rozegrał najgorsze spotkanie w sezonie? Kibice Realu Madryt mają mnóstwo pytań, na które – na ich nieszczęście – odpowiedź znalazł Xavi.

Chorwacki pomocnik nie tylko nie tworzył zagrożenia pod bramką Marca-Andre ter Stegena, ale też jego nieobecność tworzyła w środku pola lukę, przez którą gracze Barcelony przechodzili, jak przez dym. Próby zakładania pressingu w wykonaniu Kroosa wyglądały momentami żałośnie, zwłaszcza, że Niemiec szybko tych prób zaprzestał. Gdy tylko z Casemiro ruszali do Gerarda Pique, ten posyłał długie podanie do jednego z kilku wolnych kolegów. Tak wygląda wykorzystanie fatalnie nakładanego pressingu, co w przeszłości przeciw Dumie Katalonii skrzętnie wykorzystały ekipy Liverpoolu czy Bayernu Monachium.

Eder Militao ponownie przypominał samego siebie z początku swej kariery w białej koszulce. Był elektryczny, niepewny, popełniał złe decyzje i źle rozgrywał. Nic z tego nie było jednak tak ważne, jak samo clou jego profesji – czyli gra w obronie. Dwa pierwsze gole Blaugrany w 60% trafiają na jego konto, pozostałe 40% to zaś zasługa jego austriackiego partnera. Duma Katalonii nigdy nie była gigantem pod względem gry głową – aż do tego sezonu. Blaugrana jest groźna po dośrodkowaniach i po stałych fragmentach gry – i to nie tylko, gdy na murawie pojawia się Luuk de Jong.

Szalone statystyki streszczające spotkanie

To, w jaki sposób Barcelona zdominowała swojego największego rywala na jego stadionie, jest wręcz niebywałe. Po ostatnim gwizdku moje myśli od razu powędrowały do słynnego już triumfu 2:6, gdzie, nomen omen, Xavi, zanotował aż cztery asysty. Przez długi czas mecz ten stanowił opus magnum gry Blaugrany w świątyni odwiecznego rywala.

I słusznie, bo starcie to obrosło legendą, gdyż przypieczętowało pierwsze trofeum w erze Guardioli. Dziś Duma Katalonii jest już (niemalże?) wykluczona z walki o mistrzostwo, ale porównując wyłącznie te dwa spotkania, łatwo mi dojść do wniosku, że w tym niedzielnym gracze Blaugrany zaprezentowali się lepiej. Przypomnijmy, że w meczu sprzed trzynastu lat to Real Madryt, za sprawą Gonzalo Higuaina otworzył wynik, a później gola kontaktowego zdobył jeszcze Sergio Ramos. Tym razem gracze Xaviego nie dali swoim rywalom takiej szansy. By pokazać totalną dominację i niesamowitą formę każdego z zawodników gości, warto przytoczyć dwie szalone statystyki.

Sam Pierre-Emerick Aubameyang miał na koncie wyższy współczynnik goli oczekiwanych (1.64 do 0.85) niż cały zespół Realu Madryt. Oddał też więcej (5 do 4) celnych strzałów.

Jeśli zaś chodzi o intensywność i defensywę, Gavi – który rozegrał 19 minut – wygrał więcej pojedynków niż jakikolwiek zawodnik rywali.

Co dalej z Ancelottim?

Moje decyzje związane z ustawieniem były złe, nic nie działało. Źle przygotowałem zespół do tego spotkania – powiedział wprost włoski szkoleniowiec. Nie był to pierwszy mecz, w którym można mieć do niego zastrzeżenia. Ileż to spotkań Królewscy przepchali już kolanem, dzięki indywidualnemu błyskowi Benzemy czy Modricia? Czy nie jest prawdą, że rewanż z PSG mógł zostać zamknięty przez  hat-trick Kyliana Mbappe, którego dwa trafienia anulowały minimalne spalone? Podczas, gdy Barcelona prezentuje futbol nowoczesny, Real stawia na doświadczenie. I choć dla Ancelottiego wygranie mistrzostwa spowoduje skompletowanie tytułów we wszystkich pięciu najsilniejszych ligach, jego posadę uratować może jedynie triumf w Lidze Mistrzów. A widząc, jak Królewscy wyglądają w starciach z rywalami stawiającymi na intensywny pressing, trudno patrzeć na dwumecze z Chelsea czy Manchesterem City przez różowe okulary.

Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.

Komentarze