Chciałby człowiek w pełni skupić się już na rozpoczęciu długo wyczekiwanego sezonu ligowego w wykonaniu FC Barcelony, a tu ciągłe problemy. Jak komary wciąż latają i bzyczą dookoła głowy, skutecznie odbierając przyjemność z oczekiwań na ligowy debiut Roberta Lewandowskiego. Problemy z rejestracją nowych nabytków na niecałe 24h przed meczem, a jakby tego było mało, afera związana z nielegalnością kontraktów niektórych piłkarzy. Ktoś pisze o przestępstwach poprzedniego zarządu, a pudelkowe strony sportowe informują, że Kessie i Christensen rozważają już odejście. Czy w tym klubie nie może być normalnie?
Kadra niemal domknięta, ale papierkowa robota w lesie?
Jedną z wątpliwości, jakie towarzyszyły pierwszemu oficjalnemu meczowi FC Barcelony w tym sezonie była obecność w składzie jej nowych nabytków. Oczywiście nie ze względu na ich jakość sportową, bądź brak odpowiedniego przygotowania. Problemem była… rejestracja graczy. Pierwszy raz zetknąłem się z tą terminologią przy okazji poprzedniego sezonu, kiedy dziennikarze zastanawiali się, czy Duma Katalonii zdoła na czas zarejestrować Erica Garcię, by ten mógł zostać uwzględniony w kadrze przeciwko Realowi Sociedad. Otóż obecne realia La Liga wyglądają tak, że jedna sprawa to kupno piłkarza, a jeszcze inna możliwość zarejestrowania go. Za to kluby hiszpańskie mogą podziękować w jakikolwiek obelżywy sposób mają ochotę prezesowi ligi – Javierowi Tebasowi.
To właśnie za sprawą ustawionych przez niego niezwykle restrykcyjnych limitów płacowych, nie tylko Barca, ale większość hiszpańskich klubów ma/miało problem z rejestracją nowych nabytków. W teorii miało to posłużyć redukowaniu zadłużenia klubów z La Liga. W praktyce obniża jej wartość marketingową (kluby hiszpańskie wydają coraz mniej na piłkarzy), a w dalszej konsekwencji także sportową. Real Betis na dwa dni przed pierwszym meczem w nowym sezonie ma zarejestrowanych 16 piłkarzy, a Sevilla mimo sprzedaży dwóch stoperów za ponad 80 milionów euro i podpisania umowy z funduszem CVC również boryka się z problemami tego gatunku. Czysty absurd.
Na pomyślne wieści z Barcelony trzeba było czekać aż do późnych godzin piątkowych. No cóż, jedni czekają w kolejce przy barze po shoty, a inni na informację o pomyślnej rejestracji Roberta Lewandowskiego w rozgrywkach La Liga. Ale absolutnie nie narzekam. Zwłaszcza, że oprócz Polaka udało się pomyślnie zgłosić również Raphinhę, Christensena, Kessie, Dembele, a nawet Sergiego Roberto, choć co złośliwsi kibice Barcy mieli nadzieję, że zarząd zapomni o Hiszpanie. W kolejce czeka już jedynie Jules Kounde.
To między innymi brak możliwości rejestracji nowych piłkarzy był powodem, dla którego klub tak usilnie starał się pozbyć Frenkiego de Jonga. Nawet kosztem odesłania go do piłkarskiego piekła, jakim jest obecnie Manchester United. Dosłownie i w przenośni. Napięcie, jakie towarzyszy sytuacji Holendra nie jest zdrowe ani dla samego zawodnika, ani dla klubu. W tej sytuacji widzę jedynie dwa wyjścia:
- Frenkie decyduje się na obniżkę swojej gargantuicznych rozmiarów pensji, która zdaniem hiszpańskich mediów wynosi obecnie nawet 30 milionów euro netto i zostaje w Barcy. Pomocnik udowadnia w ten sposób swoje przywiązanie i szacunek do klubu, a także podkreśla gotowość do dalszej owocnej współpracy. Zarząd może odetchnąć pełną piersią i nie martwi się o rejestrację nowych zawodników. Kibice na nowo zakochują się w 25-latku, który w nowym sezonie pobija swój rekord strzelecki i udowadnia, że był wart zapłaconych za niego pieniędzy. Łza kręci się w oku, The End i końcowe napisy.
- Frenkie zgadza się na transfer do Manchesteru United lub Chelsea Londyn, które są w stanie z nawiązką zaspokoić jego finansowe potrzeby, a Blaugrana skupia się w pełni na pozyskaniu Bernardo Silvy. Holender w Anglii przechodzi ostateczną piłkarską weryfikację.
Jedną z ostatnich misji dyrektora sportowego – Mateu Alemany’ego będzie pozbycie się na dobre Samuela Umtitiego i Martina Braithwaite’e. Nie udało się ulokować Francuza w klubach z Ligue 1, a Barca zacznie zaraz proponować go drużynom z polskiej A klasy. Joan Laporta w trakcie ostatniego wywiadu w eufemistyczny sposób niczym bramkarz zakomunikował zawodnikom, że mają zrobić wypad z klubu. Wszystko wskazuje na to, że Duńczyka po dobroci pozbyć się nie uda, a jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Podczas prezentacji drużyny przed meczem o puchar Gampera 31-latek otrzymał porcję gwizdów, która niejednemu uszkodziłaby bębenki. Ekscytację na twarzy zawodnika zastąpił gorzki uśmiech, ale to jedyne, co zmieniło się w jego przypadku.
Braithwaite, dlaczego z ciebie taki uparciuch?
Coraz mniej niewiadomych w Once de gala
Mecz o puchar Gampera dał nam kilka odpowiedzi na pytania, jak ukształtowała się obecnie podstawowa jedenastka Blaugrany. Nie bez powodu Xavi zdecydował się na takie a nie inne wybory personalne w tamtym spotkaniu. Wówczas niedostępni z powodu urazów byli jedynie Andreas Christensen i Ferran Torres. Azulgrana miała małe problemy z uruchomieniem czwartej dźwigni finansowej, ale misja zakończyła się powodzeniem. Absolutnym priorytetem dla klubu była rejestracja Roberta Lewandowskiego, a pozostałe miejsca na podium zajmowali Ousmane Dembele i Raphinha. Sparingi pokazały, że tak widzi najsilniejsze zestawienie formacji ataku Xavi.
Zgodnie z moimi, a także hiszpańskich kolegów po fachu przewidywaniami, na odejście w charakterze wypożyczenia zdecydował się Nico, a na jego miejsce wskoczy Miralem Pjanić. To ostatnia okazja dla Bośniaka na wysłanie sygnału “Zasługuję na miejsce w składzie”. Wątpliwości rozwiał podczas konferencji prasowej Xavi.
– Miralem Pjanić zostanie z nami. Przekonał mnie i zostanie w Barcelonie. Przekazałem Nico, że chciałbym również jego pozostania, ale on postanowił pozostać przy swoim wyborze i odejść na wypożyczenie. Życzę mu wszystkiego co najlepsze w Valencii – stwierdził Hiszpan.
Sprawdź również:
Sobotnie spotkanie Bośniak niemal na pewno rozpocznie on na ławce rezerwowych, podobnie jak Gerard Pique i Jules Kounde. Francuz potrzebuje jeszcze czasu na aklimatyzację, a oprócz tego jako jedyny wciąż nie został zarejestrowany w rozgrywkach. Jako parę podstawowych stoperów do gry awizuję (trzeba zrobić koniecznie te papiery trenerskie) Erica Garcię i Ronalda Araujo. Z wyboru bestii z Urugwaju nie czuję się zobligowany tłumaczyć. Hiszpan natomiast zwyczajnie zapracował na to miejsce, nienaganną niemal postawą w presezonie.
Lewandowski & Pedri – Like father, like son
Przyznam szczerze, chciałbym bawić się tak dobrze grając na komputerze w najnowszą FIFĘ, jak robili to na boisku w meczu o puchar Gampera Robert Lewandowski i Xavi. Duet odpowiedzialny za zdobycie trzech z sześciu goli tego wieczora znakomicie współpracował. Niczym Starsky i Hutch przyskrzynili rywala już na samym początku, czyniąc resztę filmu do bólu przewidywalną. Hiszpan już w trzeciej minucie obsłużył Polaka podaniem, a ten postanowił odwdzięczyć mu się z nawiązką aż dwoma otwierającymi zagraniami. Jeśli ktoś nie widział jeszcze asysty Lewego przy bramce numer 3, zapraszam na pokaz. Sam ustawiłem sobie to już jako wygaszacz ekranu na laptopie.
Widok taty-Roberta, przytulającego swoje pociechy, w postaci Pedriego, Gaviego, czy Ansu Fatiego brutalnie mnie rozczulił. Kciuki trzymam nawet na palcach u stóp, żeby tylko żaden z nich nie odniósł w tym sezonie kontuzji, wykluczającej na dłużej z gry. Z wypowiedzi młodych piłkarzy płynie ogromny szacunek i respekt dla Polaka, który może pełnić funkcję ich mentora i dzielić się wiedzą i doświadczeniem. W ubiegłym sezonie, wobec odejścia Leo Messiego wydaje mi się, że takiej postaci brakowało w szatni FC Barcelony.
Strażacy Barcelony wciąż dogaszają zgliszcza po rządach Bartomeu
Wydawało się już, że rak w postaci Josepa Marii Bartomeu został wyleczony na dobre, a dzięki sprawnym rządom Joana Laporty i Mateu Alemany’ego Barca jest w okresie remisji. Niestety, jak uwidoczniły to najnowsze doniesienia angielskich dziennikarzy, to raczysko dało przerzuty. W tym tygodniu w biurach FC Barcelony wybuchł kolejny pożar, po publikacjach The Athletic dotyczących nieprawidłowości przy przedłużeniu kontraktów z kilkoma zawodnikami. Na pierwszoplanową postać afery wyrósł de Jong, którego klub miał o tym poinformować już 15 lipca, ale sprawa dotyczyła również Lengleta, Pique i ter Stegena. Zarząd uznał, że przedstawione im umowy były niezgodne z prawem, a co za tym idzie, należy je unieważnić i podpisać na nowo. Głównym powodem, w tle poproszę werble, było jak się domyślacie, znaczące podwyższenie ich zarobków.
O ile na wypracowanie współpracy zgodził się Pique, a dziennikarze Mundo Deportivo informowali również o chęci współpracy ze strony Marca-Andre ter Stegena, o tyle Frenkie de Jong wciąż jest nieprzejednany. W przypadku doświadczonego defensora jest to ruch pijarowy, choć nie umniejsza to jego wagi. Niektórzy hiszpańscy żurnaliści przekazywali nawet, że stoper zaproponował rozgrywanie spotkań za darmo. Nie wiem ile w tym prawdy, ale sprawa wątpliwej wartości prawnej kontraktów pozostawiła w moich ustach spory niesmak. Czy naprawdę za czasów kadencji poprzedniego zarządu w Barcelonie nie znalazł się nikt porządny, kto skontrolowałby legalność nowych umów piłkarzy. Cytując szefa Szpondera z filmu Ratatuj – Jest to sprawa wysoce śmierdząca.
I właśnie w tej toksycznej i pełnej ścieków płynących dróżką obok atmosferze piłkarze Barcy wybiegną w sobotę o godzinie 21:00 na murawę Spotify Camp Nou, żeby na przekór wszystkim niekorzystnym wydarzeniom, dać pierwszy w tym sezonie popis. Niech działacze robią swoje, a piłkarze swoje. Tego właśnie, razem z milionami innych, oczekuję od nich dziś wieczorem.
Sprawdź też u nas: FC Barcelona jednym z wygranych letniego okienka transferowego. Jak Xavi poukłada Blaugranę w tym sezonie?
Komentarze