30 września premierę miała kolejna z odsłon symulatora piłki nożnej, 23 już w kolejności FIFA. W grze komputerowej wystawianie zawodników na nie swoich pozycjach nie wpłynęłoby zbyt mocno na rozgrywkę. Co ta przecież za różnica, z której strony gra nominalny skrzydłowy. Otóż życie to nie FIFA, o czym Xavi boleśnie przekonał się w starciu z Interem Mediolan. Szkoleniowiec Dumy Katalonii wyciągnął jednak z tego lekcję, co widać było w niedzielę.
- FC Barcelona wygrała w niedzielny wieczór z Celtą Vigo 1:0 i wróciła na fotel lidera La Liga
- Blaugrana rozegrała jednak dwie połowy – pierwszą całkiem niezłą i drugą fatalną
- Duma Katalonii wyraźnie grała w trybie oszczędnościowym i myślami była już przy rywalizacji z Interem Mediolan
Czy Xavi gra z dziennikarzami w ciuciubabkę?
Kolejny raz zaskoczył Xavi, zestawiając na mecz z Celtą Vigo linię obrony z Balde, Pique, Marcosa Alonso i Jordiego Alby. W teorii zatem na boisku w wyjściowym składzie pojawiło się aż trzech nominalnych lewych obrońców. Trener, zdając sobie sprawę z tego, że na przestrzeni najbliższego tygodnia czeka go mecz rewanżowy z Interem Mediolan, a w lidze hiszpańskiej El Clasico, zdecydował się pozostawić na ławce Erica Garcię. Szkoleniowiec wyraźne chucha i dmucha na młodego Hiszpana, by ten tylko nie dołączył do grona kontuzjowanych już środkowych obrońców.
- Przeczytaj też: Duma Katalonii monitoruje sytuację zawodnika Manchesteru United
Kibice już po feralnym meczu z Interem narzekali na eksperymenty sztabu szkoleniowego, które okazały się na San Siro kompletnie nietrafione. Wyjściowy skład na spotkanie z Celtą trudno określić mniej eksperymentalnym. Xavi mimo wszystko wyciągnął jakąś lekcję z porażki z Interem i zdecydował się wystawić Raphinhę na prawym skrzydle, gdzie Brazylijczyk czuje się jak ryba w wodzie. Już przy okazji spotkania z Mallorca stwierdziłem, że szkoleniowcowi udało się zaskoczyć wszystkich hiszpańskich dziennikarzy i wystawić skład, którego nikt się nie spodziewał. Po meczu z Celtą jest już 2:0 dla Hiszpana. Sam jestem w gronie tych, którym po raz kolejny zagrał na nosie.
Ferran Torres największym frustratem w Barcelonie
Jestem człowiekiem przeraźliwie ambicjonalnym, przez co w dzieciństwie miałem ogromny problem ze znoszeniem porażek. Nie znoszę ich do dziś, jednak nauczyłem się jako tako sobie z tym radzić (a taką mam przynajmniej nadzieję). O tym, jak paraliżująca może być frustracja, gdy nie idzie, przekonałem się wielokrotnie, bez względu na to, czy grałem akurat w piłkę, FIFE z kumplami, czy bilard z ojcem. Dlatego też tak bardzo męczę się oglądając w ostatnich meczach na boisku Ferrana Torresa. Odnoszę wrażenie, że Hiszpan również się męczy. Wykonując swój zawód.
Hiszpański skrzydłowy od dłuższego czasu poszukuje formy, jednak nie jest w stanie jej znaleźć. To tak jakby grał z kolegami w chowanego na terenie Ikei. Widać, jak często brak pewności siebie, wywołany frustracją paraliżuje go w kluczowych momentach. Podobnie było w niedzielny wieczór na Camp Nou. Odzyskanie Ferrana Torresa wydaje się na obecną chwilę jedną z głównych misji Xaviego. 22-latkowi brakuje bramki, która dałaby mu przełamanie bardziej niż Polsce węgla. A ma od kogo w Barcelonie uczyć się pewności siebie. Wystarczyłoby, żeby popatrzył na Gaviego, czy Pedriego, który emanowali nią w pierwszej połowie spotkania przeciwko Celcie.
Niestety jak na razie jego cykl życia w Katalonii to zamknięty krąg. Im mocniej Ferran jest krytykowany przez kibiców, tym słabiej gra, a tym częściej szanse daje mu Xavi, by mógł się on przełamać. Pytanie, kiedy ktoś się z tego schematu wyłamie. Zarówno dla niego, jak i dla Dumy Katalonii lepiej, żeby stało się to jak najszybciej. Obecnie 22-latek jest w zespole hamulcowym, który spowalnia większość akcji i nałogowo marnuje dobre sytuacje bramkowe.
Nie ma piłkarzy niezastąpionych. No, chyba że Busquets
Tematem nośnym medialnie było w ostatnim czasie wieloletnie poszukiwanie przez Barcę klasowego prawego obrońcy. Po meczu z Celtą otwieram nitkę na podobną dyskusję w kontekście Sergio Busqetsa. Defensywnemu pomocnikowi oberwało się nieco za porażkę z Interem. Jak zareagował na to kapitan Azulgrany? Kapitalnym spotkaniem.
34-latek w niedzielę dzielił i rządził w środkowej tercji boiska, posyłając kolegom jedno ciasteczko za drugim. Oglądając go w tak dobrej formie, można się było przesłodzić. Nie jestem w tym momencie w stanie wyobrazić sobie, że w jego buty mógłby wskoczyć Martin Zubimendi, czy Ruben Neves, których łączy się z Blaugraną. Bo nie ma obecnie na rynku piłkarzy o charakterystyce Busquetsa. Ba, nie ma takowych prawdopodobnie już na świecie.
Podobne odczucia na początku sezonu można mieć względem Gaviego. Wychowanek Barcy został wybrany MVP meczu w którym harował ciężej niż konie na Krupówkach. W ostatnich tygodniach zetknąłem się z wieloma negatywnymi opiniami na temat młodego Hiszpana, które podyktowane były w głównej mierze jego gorącą głową i nadmierną agresją w wielu sytuacjach. Gavi to nie pomidorowa, nie każdy musi go lubić. Gargantuicznych wprost rozmiarów ignorancją byłoby natomiast niedocenianie jego wkładu w grę Dumy Katalonii. Najlepszym teko przykładem była akcja z 27 minut, gdy zanotował on ważny odbiór po wślizgu w środkowej strefie boiskach, a już po chwili domagał się piłki w polu karnym rywali, finalizując akcję ofensywną. W niedzielę przebiegł ponad 13 kilometrów, a swoją energią potrafił zarazić kolegów na boisku.
Robert zgłoś się
Scooby-Doo gdzie jesteś? – śpiewała kiedyś grupa wścibskich dzieciaków w popularnej kreskówce. Nie chciałbym sam uchodzić za wścibskiego, jednak w niedzielny wieczór aż zżerała mnie ciekawość, gdzież podziewa się Robert Lewandowski. Podobnie jak na San Siro, Polaka próżno było szukać na murawie Camp Nou. Defensorzy Celty Vigo wzięli przykład z Nerazzurrich i całkowicie wyeliminowali z gry kapitana reprezentacji Polski, który momentami wyglądał na sfrustrowanego w niemal równie dużym stopniu co Ferran Torres. 34-latek, który oddaje w tym sezonie najwięcej strzałów ze wszystkich piłkarzy La Liga, rzadko uczestniczył w akcjach ofensywnych. Niekiedy nawet zwyczajnie irytował kiepskimi zagraniami.
Media hiszpańskie przed spotkaniem przebąkiwały już o uzależnieniu Barcelony od bramek 34-latka. Czyżby pozostali piłkarze Dumy Katalonii starali się zadać temu kłam? Niską aktywność Lewandowskiego zrzucić można ponownie na karb kiepskich piłek od partnerów, ale jak to mówią, złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek od spódnicy. Polak może odczuwać już lekkie zmęczenie koniecznością rozgrywania od deski do deski kolejnych spotkań. Zwłaszcza w czasie, gdy kontuzjowany jest Memphis Depay i zwyczajnie nie miałby kto go zastąpić.
Męczarnie pod patronatem trybu antykontuzjowego
Zwycięzców się nie sądzi. Udało się wygrać? Udało. Udało się zachować pozycję lidera La Liga przed Klasykiem z Realem Madryt? Udało. A ponad wszelką wartość udało się zakończyć spotkanie ligowe przeciwko Celcie bez kolejnej kontuzji w przetrzebionej nimi i tak już zespole. To były trzy nadrzędne cele, które ekipie Xaviego udało się w niedzielny wieczór zrealizować. Inna sprawa, że niesmak po drugiej odsłonie tej rywalizacji pozostał potężny.
To, co sędzia odebrał Barcelonie w starciu z Interem, los oddał im w niedzielny wieczór na Camp Nou. Gdyby wskaźnik expected goals decydował o wyniku meczu, to ekipa z Galicji dopisałaby do swojego konta trzy punkty. Piłkarze Barcy prawdopodobnie pozrywali wszystkie czterolistne koniczyny z murawy stadionu i dzięki wybitnej postawie Marca-Andre ter Stegena wciąż są na czele tabeli. To teraz tylko zawiesić na szyi łańcuszek z króliczą łapką i można ściskać kciuki za pozytywny rezultat w Lidze Mistrzów. Bez tych szczęśliwych talizmanów z taką grą miałbym na miejscu Xaviego Hernandeza poważne obawy.
Przeczytaj także: Laporta: jesteśmy najlepszym klubem sportowym świata
Komentarze