Coś się kończy, coś się zaczyna. To zdecydowanie jedno z moich opowiadań z uniwersum Wiedźmina, autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Tak samo brzmiąca myśl błąkała mi się po głowie przy okazji rywalizacji FC Barcelony z Almerią. Rywalizacji, której wynik niejako zszedł nieco na drugi plan, rozświetlając na scenie jednego aktora, który skupił na sobie uwagę widzów.
- Gerard Pique ogłosił zakończenie kariery po meczu z Almerią
- Doświadczony środkowy obrońca w sobotę rozegrał swój ostatni mecz w bordowo-granatowej koszulce
- Hiszpan rozegrał w barwach Dumy Katalonii 616 meczów i zasłużył na miano legendy klubu
Kolejny krok wymiany pokoleniowej w Barcelonie
Wielu kibiców postrzega odejście Lionela Messiego, jako koniec pewnego cyklu w Barcelonie. Jeszcze inni jako wydarzenie graniczne wskazują rozstanie klubu z Luisem Enrique. Dla mnie cykl wciąż nie został zakończony. Napisy końcowe puszczę, gdy z Blaugraną rozstaną się już wszyscy weterani, świętujący największe sukcesy klubu w latach 2009-2017 i obserwujący proces jego upadku, do którego w dużej mierze się przyczynili. Indolencja zarządu Josepa Marii Bartomeu to jedno, chciwość tłustych ryb pokroju Jordiego Alby, czy Gerarda Pique i dojenie klubowej kasy to drugie. Z drugiej strony, kto by nie wziął, jak dają?
Środkowy obrońca przez 15 sezonów w FC Barcelonie zapracował sobie na miano klubowej legendy, a zdaniem wielu szanowanych hiszpańskich dziennikarzy nawet najlepszego środkowego obrońcy w historii katalońskiego klubu. Pique był symbolem Barcy. Jak nikt dbał o podsycanie antagonizmów między Azulgraną i Realem Madryt, czy Espanyolem Barcelona. Dbał o to, by każdy sukces klubu z Camp Nou był solą w oku Królewskich, a Papużki nigdy nie zapomniały, który klub cieszy się w mieście większym poparciem ze strony kibiców (i który ma pokaźniejszych rozmiarów budżet).
Znany z wielu ikonicznych już celebracji, czy zagrań Hiszpan jak żaden inny zawodnik FC Barcelony zdawał sobie sprawę z tego, jak ważna jest jego odpowiednia ekspozycja na arenie międzynarodowej. Przy każdej możliwej okazji starał się dawać dowody swojej miłości do Dumy Katalonii, którą zaszczepili w nim rodzice. Futbol potrzebuje właśnie takich postaci, które polaryzują i są w stanie dodawać rywalizacji dodatkowego smaczku.
– Pique jest obrońcą, który z piłką sprawił mi najwięcej radości. Razem z Puyolem i Sergio Ramosem naznaczyli epokę. Na poziomie osobistym jest autentyczny, wiele wnosi do szatni, aby jednoczyć zespół – stwierdził po meczu trener Almerii Rubi.
Trudno mi się z nim nie zgodzić. Rywalizacja środkowych stoperów Barcy i Realu była ozdobą ligi hiszpańskiej. Obaj z inklinacjami do gry ofensywnej, obaj z wieloma bramkami dla swoich klubów. Można było odnieść wrażenie, jak gdyby ścigali się o to, kto z nich jest lepszy. Rywalizacja Messiego z Cristiano Ronaldo napędzała grę ofensywną Blaugrany i Królewskich. Pique z Ramosem dyrygowali formacjami obronnymi, wyciągając niejednokrotnie z defensorów więcej, niż pozwalały im na to predyspozycje.
Udany wieczór dla weterana FC Barcelony
Sobotni wieczór potoczył się dla niego niemal idealnie. Barca nie miała najmniejszych problemów z pokonaniem Almerii, choć małego psikusa kibicom postanowił sprawić Robert Lewandowski, który nie wykorzystał pierwszego rzutu karnego dla FC Barcelony w tym sezonie. Robert przyzwyczaił nas już do goli zdobywanych z pozycji arcytrudnych. Jakby wyznaczył sobie za cel osiągnięcie jak najniższego wskaźnika xG we wszystkich topowych ligach europejskich. Rzut karny? Dajcie mi coś trudniejszego.
Kapitan reprezentacji Polski chciał zdobyć się na wyjątkowo piękny gest i wskazał, żeby to Gerard Pique podszedł do jedenastki. Hiszpan zachował chłodną głowę i wyzwania nie przyjął. Wolał, żeby to etatowy snajper wykonał na rywalu egzekucję. Paradoksalnie lepiej chyba byłoby dla FC Barcelony, gdyby to Hiszpan podszedł do jedenastki. Kto wie, czy Fernando Martinez nie postanowiłby odpuścić sobie parady… Może bramka też jakoś magicznie by się poszerzyła?
Lewy, podobnie jak wynik meczu był nieco w cieniu. Zdawał sobie sprawę, że tym razem to nie on jest najważniejszym aktorem tego pożegnalnego spektaklu. Szkoda, że Pique nie dał mu zabawić się w 7 minucie w suflera. Sam też jak widać, Polakowi nie podpowiedział. A rozum podpowiadał, że Lewandowski do siatki powinien bez problemu trafić. Krzywda się Dumie Katalonii z tego tytułu nie stała. Dwie z kilkunastu prób piłkarzy zakończyły się golami, a Xavi mógł odetchnąć z ulgą po rozczarowującej 1. połowie.
- Sprawdź: La Liga – tabela 2022/23
Kataloński mur w lidze hiszpańskiej
Niewiele jest obrazów, które są w stanie wycisnąć ze mnie łzy. Końcowe sceny z Gladiatora, popis aktorski Benedicta Cumberbatcha w ostatnich minutach filmu Gra Tajemnic. Po sobocie przyznam szczerze, że do tej listy dodam wzruszające przemówienie 35-latka, który przeciwko Almerii zaliczył swój Last Dance w bordowo-granatowej koszulce. I był to satysfakcjonujący koniec, który zwieńczył dzieło.
Wyniki osiągane przez FC Barcelonę w Lidze Mistrzów zakrzywiają nieco spojrzenie na grę jej formacji defensywnej, jednak prawda wygląda tak, że w La Lidze obrona Barcy spisuje się bez zarzutu. To prawdziwy mur, który do tej pory przeskoczyć udało się tylko piłkarzom Realu Madryt i Realu Sociedad. 11 czystych kont w 13 meczach mówi samo za siebie. Sam nie wiem, kto zmierza pewniejszym krokiem po trofea indywidualne w tym sezonie. Robert Lewandowski po króla strzelców, czy Marc-Andre ter Stegen po trofeo Zamora. Niemiec przez Almerię został zatrudniony tylko raz, ale znów byłą to interwencja kluczowa dla losów meczu. Kto wie jaki obrót by on przybrał, gdyby to goście objęli w 28 minucie prowadzenie.
30-latek obok kapitana reprezentacji Polski jest najlepszym piłkarzem Blaugrany w tym sezonie. Rażącą niesprawiedliwością byłoby, gdyby w nagrodę za świetne występy podczas mundialu w Katarze znów otrzymał rolę partnera w rozgrzewkach Manuela Neuera. Ter Stegen nigdy nie zasługiwał mocniej na miejsce w podstawowym składzie reprezentacji Niemiec. Tym bardziej że golkiper Bayernu Monachium w weekend wrócił dopiero do gry po blisko miesięcznej przerwie.
Mój podziw dla Gerarda Pique jest tym większy, że zdecydował się on zrezygnować z pieniędzy, które miał zagwarantowane w kontrakcie. A nie były to drobne. To kolejny gest dobrej woli ze strony zawodnika, który pozwoli klubowi zimą nieco mocniej porządzić na rynku transferowym.
– W życiu, kiedy się starzejesz, zdajesz sobie sprawę, że czasem kochać to pozwolić odejść. Myślę, że przy związku o takiej pasji i miłości jak między Barceloną i mną nadszedł czas, żeby dać sobie trochę przestrzeni, trochę powietrza – stwierdził łamiącym się głosem podczas pożegnania z kibicami 35-latek.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Poradzimy sobie Geri. Możesz już odpocząć.
Przeczytaj też: Xavi: kiedy Robert nie strzela goli, inni mogą to robić
Komentarze