Mecze po zakończeniu przerwy reprezentacyjnej niejako rządzą się swoimi prawami. Często największe kluby muszą radzić sobie z licznymi nieobecnościami, a przynajmniej z wybiciem z rytmu najważniejszych graczy. Tym razem kosztowało to Real Madryt pierwszą utratę punktów w sezonie, a co za tym idzie – utratę fotelu lidera na dwie kolejki przed El Clasico.
- Pierwsza kolejka po przerwie reprezentacyjnej przyniosła zmianę lidera
- Barcelona wymęczyła zwycięstwo na Mallorce dzięki golu Lewego, za to Benzema rozczarował w starciu z Osasuną, a Królewscy jedynie zremisowali z Osasuną
- Blaugrana ostatnio zasiadała na fotelu lidera w czerwcu 2020 roku. Wróciła na tron po 833 dniach
Lewandowski ponownie kluczowy
Przerwa reprezentacyjna zebrała w Barcelonie ogromne żniwo. Do pełni katastrofy brakowało jeszcze tylko (spluwa na chodnik) urazu Roberta Lewandowskiego. Xavi stracił w jej trakcie dwóch podstawowych środkowych obrońców, którzy byli też podstawowymi opcjami dla trenera na prawej stronie defensywy. Do tego podczas treningów z zespołem na trzy tygodnie wypadł kolejny prawy obrońca, Hector Bellerin. Z niewielkimi urazami walczą też Frenkie de Jong oraz Memphis Depay. Ousmane Dembele wrócił zaś do stolicy Katalonii po delikatnych dolegliwościach.
W takich okolicznościach wyjazd na Baleary nie mógł wiązać się z niczym przyjemnym. I rzeczywiście, RCD Mallorca postawiła na głęboką defensywę z nadzieją o przetrwaniu spotkania. A kto wie, może i trafi się jakaś kontra zakończona odpowiednią wrzutką na Vedata Muriqiego?
Plan był dobry i wszystko by się udało, gdyby nie te wścibskie dzie… To znaczy, gdyby nie Robert Lewandowski. I Marc-Andre ter Stegen. Bo Barcelona faktycznie grała powolnie, nudno i rzadko stwarzała zagrożenie. Alejandro Balde zadebiutował w roli prawego obrońcy, a gracze tacy, jak Pedri czy Raphinha, zaczęli na ławce rezerwowych. W takich momentach zespół potrzebuje gamechangera. Takim okazał się Polak. W 20. minucie Lewy świetnie ustawił się do podania Ansu Fatiego, przełożył rywala, po czym oddał krystalicznie czyste uderzenie po długim słupku. Czy był to świetny mecz w wykonaniu kapitana Biało-Czerwonych? Nie. Ale w tej sytuacji pokazał wszystko, przez co sprowadziła go Duma Katalonii. W tak trudnym meczu zapewnił komplet punktów błyskiem geniuszu. Jak to bywa nieraz trudne, dowiedział się niecałą dobę po meczu na Balearach Karim Benzema.
Nieudany powrót króla Madrytu
Real Madryt podchodził zaś do meczu z Osasuną w odmiennych, w stosunku do Barcelony, nastrojach. Kwestia kontuzji doznanych przez graczy Królewskich podczas przerwy na kadrę zamknęła się w przeeksploatowanym Luce Modriciu i cierpiącym na rwę kulszową Thibaut Courtois, z kolei do gry wróciła największa gwiazda – Karim Benzema. Cóż mogło pójść nie tak?
Los Blancos wyglądali na kompletnie wybitych z rytmu, może z wyjątkiem Viniciusa. Sam wspomniany Benzema miał problem w sytuacjach, w których w pełni zdrowia z pewnością skierowałby piłkę do bramki. Ostatecznie wspomniany Vinicius zdobył piękneho (choć mocno szczęśliwego) gola i wydawało się, że Królewscy dowiozą komplet oczek do końca.
Nic z tych rzeczy. Antonio Ruediger nieco zlekceważył Kike Garcię, który głową nie dał szans Łuninowi. Los Blancos mieli jeszcze mnóstwo czasu – i szans – na gola na 2:1. Ale to zwyczajnie nie był dzień Karima Benzemy. No i Francuz zdecydowanie nie polubi się z Sergio Herrerą. Faworyt do sięgnięcia po Złotą Piłkę w niedzielę bowiem huknął z rzutu karnego w poprzeczkę. Co ciekawe, w poprzednim pojedynku obu ekip, 34-latek zmarnował dwie jedenastki. Jak nie idzie, to nie idzie. Tyle, że tym razem błąd największej gwiazdy Realu kosztował klub pierwszą utratę punktów w sezonie i ustąpienie z fotelu lidera.
Xavi – król delegacji doprowadził klub na szczyt tabeli
833 dni. Po raz ostatni Barcelona była na szczycie tabeli w czerwcu 2020 roku. Miało to miejsce tuż po pamiętnej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Quique Setien w styczniu przejął schedę po Ernesto Valverde, który zawiódł w Superpucharze Hiszpanii. Nowy trener nie zdołał zaprzepaścić pozycji w lidze przed marcową przerwą, ale po wznowieniu rozgrywek szybko zawiódł. Ligę wygrał Real Madryt, a co później działo się w stolicy Katalonii, wszyscy pamiętamy.
Ronald Koeman ani na moment nie zasiadł na fotelu lidera z Blaugraną. Nic zresztą dziwnego, skoro Holender swoje, niezbyt imponujące osiągnięcia, i tak wynosił na piedestał, twierdząc, że nic więcej nie da się zrobić.
I choć usadowienie czterech liter na pierwszym miejscu tabeli po zaledwie siedmiu kolejkach to puchar z gatunku tych wstawianych do gabloty Tottenhamu, samo osiągnięcie należy docenić.
Podobnie jak fakt, który mocno się do tego osiągnięcia przyczynił. Mówię o niesamowitej serii wyjazdowej. Nikt w historii La Ligi nie zanotował lepszego startu w roli trenera, jeśli chodzi o delegacje. Xavi niebawem będzie świętował rok w roli szkoleniowca Dumy Katalonii, a wciąż nie zaznał smaku ligowej porażki na obcym stadionie. 13 zwycięstw i pięć remisów, w tym triumfy na stadionach Realu Madryt, Sevilli, Realu Sociedad czy Betisu. Blaugrana udowadnia mistrzowskie aspiracje, a potwierdzić może je już za niespełna dwa tygodnie, podczas El Clasico.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.
Komentarze