Lech Poznań na początku sezonu był stawiany wszystkim polskim drużynom za wzór futbolowego piękna i elegancji. Trzy ostatnie spotkania, w których Kolejorz wypuścił z rąk dobry lub przynajmniej korzystny wynik w doliczonym czasie gry, pokazują, że na prostych szynach, którymi sunęła poznańska lokomotywa, pojawiło się wiele piachu. Zawodnicy, którzy kilka tygodni temu błyszczeli, byli na ustach wszystkich ekspertów, złapali poważną zadyszkę.
Przejście eliminacji Ligi Europy w wybornym stylu pozytywnie nastroiło polskich kibiców, którzy byli głodni dobrej piłki w wykonaniu rodzimego klubu na międzynarodowej arenie. Nie były to spotkania, które będzie się pamiętało latami jak boje Wisły Kraków z Schalke czy Parmą lub Lecha z Juventusem i Manchesterem City, ale mieliśmy powiew świeżości. To, że Lech nie wygrał w fazie grupowej z Benficą i Rangersami przyjęto ze spokojem, bo przecież Kolejorz postawił się i grał ładnie. Drużyna Dariusza Żurawia od momentu awansu do fazy grupowej LE (1 października) wygrała tylko trzy mecze: z będącym wówczas w fatalnej dyspozycji Piastem Gliwice w Ekstraklasie, ze Zniczem Pruszków w Pucharze Polski i ze Standardem Liege w LE. W rozgrywkach europejskich Lech już praktycznie stracił szanse na awans, w Ekstraklasie jest obecnie na 10. miejscu – słabo jak na zespół, który stawialiśmy na piedestale krajowego podwórka. Pewnie w nieco innych okolicznościach wyłyby syreny alarmowe i domagano by się głowy Żurawia. Na razie przedłużono z nim kontrakt i nikt nie zamierza robić nerwowych ruchów. I dobrze, bo skoro trener pokazał już, że potrafi zmontować drużynę, aby grała jak trzeba, to znaczy, że kuma czaczę, a problem jest gdzie indziej.
Brakuje paliwa
Po piłkarzach Lecha, widać, że zaczynają być zmęczeni. Najlepiej chyba pokazuje to przykład Jakuba Modera, który miał niedawno najlepszy miesiąc w swojej dotychczasowej karierze, okraszony debiutem w kadrze, pierwszym golem w narodowych barwach, transferem do Premier League. Obecnie prezentuje się dużo słabiej. Trzeba jednak zrozumieć, że nigdy wcześniej nie grał tak wielu meczów w tak krótkich odstępach czasowych, to pierwszy tak intensywny sezon. To, że jego rówieśnicy na Zachodzie są już do tego przyzwyczajeni, nie znaczy, że odstaje, po prostu wcześniej weszli na takie obroty. To nie wina Modera, tylko słabości naszej ligi, która nie ma co roku przedstawicieli w europejskich pucharach, którzy musieliby tak przygotowywać drużynę, aby była gotowa na granie co trzy dni. W Odrze Opole czy później w Lechu z poprzedniego sezonu Moderowi to nie groziło.
Słabe końcówki Lecha mają jeden wspólny mianownik. W momencie, gdy Lech traci kluczowego gola na boisku nie ma już Mikaela Ishaka. Czyżby brak obecności Szweda był kluczowy? Czyżby drużyny, które gonią wynik z Lechem, widząc że największa armata rywali zjeżdża do boksu, zmieniają taktykę, przesuwają wiekszą liczbę zawodników do przodu i zmuszają Kolejorza do błędów? A może po prostu Lech nie ma kim atakować, bo Nika Kaczarawa nie daje zmian, które niosłby ze sobą spustoszenie w szeregach obronnych rywali? Pewnie brak Ishaka w końcówkach to tylko jeden z elementów.
Świetny w ofensywie, nie defensywie
To tyle o Lechu i jego problemach w całości, a jeszcze słów kilka o konkretnym piłkarzu. Jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników Lecha w tym sezonie jest Tymoteusz Puchacz. Bardzo fajnie się patrzy na tego piłkarza, kiedy rusza lewym skrzydłem. Świetnie się podłącza do akcji ofensywnych, ma dobrą technikę, rozumie się z kolegami ze środka pola i z Ishakiem, bardzo dobrze potrafi grać na małej przestrzeni, rozgrywać kombinacyjnie. Wielu ludzi już go widzi, czy wcześniej widziało w reprezentacji Polski. Niektórzy domagają się wręcz tego od selekcjonera Jerzego Brzęczka. Podczas czwartkowej transmisji meczu ze Standardem w TVP, Jacek Zieliński powiedział, że “Puchacz powinien być lewym obrońcą kadry na Euro w przyszłym roku”. Pozwolę się nie zgodzić z tą opinią. Puchacz według mnie marnuje się jako obrońca i na tej pozycji wcale nie jest wybitny, nie na poziom reprezentacji. Mateusz Borek w niedawno udzielonym nam wywiadzie mówił, że przed meczem z Legią przygotował sobie w głowie tweeta, że powołanie Puchacza do kadry, cytując klasyka, “jest tak oczywiste, jak zmarszczki po 60-stce”. – Musiałem jednak odrzucić plan jego publikacji. W spotkaniu z Legią to nie był Tymek, którego ja chcę oglądać w każdym meczu – powiedział.
W ostatnim meczu z Rakowem dużo mówiło się o golu, którego Lech stracił w doliczonym czasie gry. Daniel Szelągowski przeprowadził rajd od połowy boiska, po drodze minął kilku rywali i strzelił na 3:3. Sporo krytyki za to spadło na Lubomira Satkę, a ja uważam, że najbardziej zawalił Puchacz, który gonił go przez kilkadziesiąt metrów, miał szansę, aby przerwać to daleko od bramki bezpiecznym faulem, nawet narażając się na żółtą kartkę. Przed polem karnym odpuścił rywala, który był rozpędzony i na pewno nie ryzykował wiele, w przeciwieństwie do Satki. Tak nie zachowuje się klasowy obrońca – nie mam na myśli Satki.
Dalej. Puchacz nie za dobrze gra głową, co w przypadku obrońców raczej jest dość ważną cechą. W meczu ze Standardem w pewnym momencie przegrał we własnym polu karnym pojedynek z dużo niższym (o ponad 10 centymetrów) Collinsem Faim. “Puszka” gra na lewej obronie, bo taka jest potrzeba Lecha. Mój redakcyjny kolega Przemek Langier napisał na Twitterze po meczu z Rakowem, że “Tymek Puchacz to dobry piłkarz i spory potencjał, ale powiedzmy sobie szczerze – to kolejny raz, w którym ludzie biegający po prawej stronie u rywala nie grają najtrudniejszego meczu w życiu”. Ja się pod tym podpisuję.
Chciałbym, aby ktoś, czy to w Lechu, czy za chwilę w jakimś nowym klubie, zaczął ustawiać Puchacza tam, gdzie się czuje najlepiej i gdzie najwięcej daje drużynie. Jego szarże i dośrodkowania z lewej strony są miodzio. Szybka wymiana pozycji, rozmontowanie obrony kombinacją podań – to jest to, co moim zdaniem najbardziej pasuje do tego zawodnika. Niech Puchacz zacznie grać jako skrzydłowy albo wahadłowy, wtedy jeszcze bardziej się rozwinie. Nie można myśleć, że skoro zagrał kilka spotkań ligowych na jednej pozycji, to już musi być tam przyspawany. Wielu piłkarzy ewoluowało dopiero po transferach, zmieniali się z napastników w obrońców jak Łukasz Piszczek, czy ze skrzydłowych w stoperów jak Tomasz Hajto. Puchacz może pójść w odwrotnym kierunku – z obrony do przodu.
I tak, na koniec chciałbym to podkreślić – Tymoteusz Puchacz zasługuje na powołanie do kadry, jednak moim zdaniem w innej roli, niż widzi go tam większość.
Komentarze