- Już w piątek Polska zagra z Czechami
- Zapytaliśmy czeskich dziennikarzy, jak widzą naszą reprezentację
- “Obaj jesteśmy równie żałośni, pogrążeni w stagnacji”
- Jak to było z Papszunem i kadrą Czech?
Reprezentacja Polski zawiodła
To miała być grupa eliminacyjna, dzięki której sprawnie przeprowadzimy wymianę pokoleniową, a przy okazji poprawimy nieco nasze umiejętności w ataku pozycyjnym. Wyspy Owcze, Mołdawia, Albania i Czechy, do tego bufor w postaci zapewnionych barażów, o których jeszcze dobre pół roku temu nikt nie myślał: wszystko to składało się wręcz idealnie ku temu, żeby uczynić na spokojnie wspomniane dwie rzeczy i gładko awansować na przyszłoroczny turniej w Niemczech.
Niestety weryfikacja przyszła bardzo szybko. A zasadzie szybciej przyjść nie mogła. Już w pierwszych minutach pierwszego starcia wiedzieliśmy, że to nie będzie takie „hop siup” – jak mawia starsze pokolenie. Starsze pokolenie, które pamięta sukcesy na mistrzostwach świata w latach 70. czy 80., dziś musi pogodzić się z faktem, że reprezentacja Polski zdobywa w dwumeczu z biedną Mołdawią tylko jeden punkt. Zresztą nasi sąsiedzi z Czech również coś o tym wiedzą. Dla nich wyniki tych eliminacji są równie rozczarowujące, choć oni akurat zaczęli je znakomicie.
– Naprawdę nie spodziewałem się czegoś takiego. Każdy czeski zawodnik zagrał świetnie. To był jeden z najlepszych meczów w erze Jaroslava Silhavy’ego. Byłem rozczarowany polską drużyną. Widziałem ich w Katarze i spodziewałem się po nich dużo więcej – wspomina marcowe starcie Czechów z Polską Michal Kvasnica, dziennikarz Denik Sport.
– To było dość zaskakujące. Nie spodziewaliśmy się, że Polska będzie miała takie kłopoty. Jednak był to jeden z niewielu dobrych meczów Czechów w tym roku, co nie świadczy o naszej kadrze najlepiej – uważa Jakub Dvorák, dziennikarz sportowy livesport.cz.
O wrażenia dotyczące marcowego starcia zapytaliśmy również Tomáša Danička, prowadzącego profil Czech Footy na X (dawniej Twitter): – Niestety nie oglądałem na żywo tego meczu, czego bardzo żałuję, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że bardzo pomogły nam te dwa gole na początku. Mecz świetnie nam się ułożył, choć więcej w tym było szczęścia i przypadku. Jak po kilku minutach przegrywasz na wyjeździe dwiema bramkami to bardzo trudno jest wrócić do gry. Mieliście z tym ogromne trudności, jak w zasadzie później w całej grupie kwalifikacyjnej – zauważył.
Tylko Szczęsny i Lewandowski
Jeszcze rok temu wydawało się, że nasza kadra naprawdę świetnymi piłkarzami stoi. W bramce golkiper Juventusu, w obronie piłkarze z Premier League, środek zmontowany z doskonale znanych na Zachodzie acz już troszkę wypalonych postaci na czele z Krychowiakiem, perspektywicznymi skrzydłami, w tym “Golden Boyem” Zalewskim i na szpicy strzelba z Barcelony. Jest wielce prawdopodobne, że w trakcie mundialu zestawienie reprezentacji Polski miało prawo budzić respekt.
Dziś sytuacja się nieco zmieniła. – Reprezentacja Polski to moim zdaniem drużyna dwóch zawodników. “Lewy” i Szczęsny. W moich oczach polska drużyna nie funkcjonuje jak zespół, ale jak indywidualności. To jest największy problem – twierdzi Kvasnica.
Wtóruje mu Dvorák: – Macie Lewandowskiego w zespole, to fantastyczny zawodnik i gra w topowym klubie. Teraz łapie formę. Milik, Zieliński, Cash czy Szymański to też bardzo dobrzy zawodnicy. Z drugiej strony same wielkie nazwiska nic nie znaczą.
– Niektórzy czescy kibice powiedzieliby, że nie mamy nikogo grającego dla Barcelony czy Napoli, ale kiedy wygląda to tak, jak wygląda, to naprawdę nie ma większego znaczenia. Nie powiedziałbym więc, że jesteście silniejsi, ale może my też nie jesteśmy silniejsi od was. Po prostu obaj jesteśmy równie żałośni, pogrążeni w stagnacji – przekonuje Daniček, po czym dodaje, że jakiś czas temu zauważył, że dziennikarze w Polsce byli już zmęczeni słuchaniem i pisaniem o Lewandowskim. – Zwłaszcza że w swoim klubie to zupełnie inny piłkarz. My mieliśmy to szczęście, że nasi najlepsi napastnicy, tacy jak Koller czy Baroš, byli lepsi w drużynie narodowej, niż w swoich klubach – zauważa.
Czytaj także: Olkiewicz w środę #90. Era post-Lewandowskiego już się rozpoczęła
Mołdawskie piekło
Sytuacja zarówno reprezentacji Polski, jak i Czech jest dość podobna. Zresztą tyczy się to również kibiców, którzy podobnie jak my, szydzą z zaistniałych okoliczności. Choćby z meczów z Mołdawią. Bo o ile Albania na przestrzeni ostatnich kilku sezonów zrobiła krok do przodu, o tyle Mołdawia to symbol fatalnej teraźniejszości.
– Wszyscy śledziliśmy wpadkę Fernando Santosa, podczas gdy my i tak żartowaliśmy, że jesteśmy częścią najsłabszej grupy kwalifikacyjnej w historii tego sportu, w której nikt nie chce przejąć kontroli i nawet Mołdawia ma realne szanse na zakwalifikowanie się z niej – mówi prowadzący profil Czech Footy. Po czym dodaje: – Co do meczu z Mołdawią, wyobrażam sobie, że mieliśmy podobne problemy – walczyliśmy na wyjeździe i zremisowaliśmy bezbramkowo. A i te Wyspy Owcze… Ledwo ich złamaliśmy u siebie, potrzebując późnego karnego, dokładnie tak jak Polska kilka tygodni wcześniej. Naprawdę jesteśmy żałosnymi bliźniakami.
– Jeden punkt w dwumeczu z Mołdawią to tragedia dla Polski, ale byłem w Mołdawii w marcu z reprezentacją Czech, gdzie padł bezbramkowy remis. Więc się nie dziwię, że potrafią tam odbierać punkty silniejszym drużynom – wyjaśnia Kvasnica.
Warto odnotować, że Czechy rewanżem z Mołdawią zamkną eliminacje. – Myślę, że wielu kibiców wierzy, że pokonamy ich u siebie i o awansie zadecyduje ten mecz. Ale to będzie bardzo trudne – mówi Dvorák.
Niemniej jednak najpierw Czesi przyjadą do Warszawy, by w piątek zagrać na PGE Narodowym.
– Polska nie będzie tym razem tak słaba jak w marcu. Będzie znacznie silniejsza w rewanżu. Poza tym wydaje mi się, że Czechy są teraz w dużych tarapatach – stwierdza Dvorák. – W Czechach nie widzę zgrania, systemu, formy, a jakościowi gracze są kontuzjowani. Nasz trener jest pod presją, jest pod dużą krytyką. Osobiście uważam, że Polska jest faworytem tego meczu. Będziemy zadowoleni z remisu.
Trenerskie roszady i spekulacje
Polacy w dwa lata mieli już czterech selekcjonerów: Paulo Sousę, Czesława Michniewicza, Fernando Santosa i obecnie Michała Probierza. U naszych południowych sąsiadów Jaroslav Silhavy pracuje od 2018 roku. Choć jego koniec na stanowisku selekcjonera miał się już ziścić. A wg czeskich mediów zastąpić go miał nawet Polak, Marek Papszun.
– To było zabawne, ale okazało się, że to tylko pobożne życzenia jednego z ekspertów czy dziennikarzy, a potem ktoś poszedł po rozum do głowy i faktycznie zapytał Papszuna, który powiedział dla czeskiej gazety coś w stylu: “Nigdy od nich nic nie słyszałem i nigdy nie przyszło mi to do głowy”. Myślę, że cieszy się swoim urlopem, a nasze obecne kierownictwo federacji jest niekompetentne i pozbawione gotówki do tego stopnia, że nie mogliby mu nawet zapłacić, nie mówiąc już o kuszeniu go czymś takim, jak wizja czy cokolwiek innego. Ostatecznie, ze względu na klauzulę zwolnienia obecnego trenera, któremu nie chcieli płacić, pozostaje on z renegocjowanym kontraktem po katastrofalnej dwumiesięcznej kampanii kwalifikacyjnej, więc macie dużą szansę na zdobycie trzech punktów w meczu z nami – komentuje doniesienia o Papszunie Daniček.
Podobnego zdania jest Kvasnica: – To nie była konkretna informacja, tylko zwykła plotka. Moi koledzy zapytali Papszuna, czy jest to dla niego interesujące. To wszystko. On nie był żadnym kandydatem.
Jakub Dvorák: – Nie sądzę, aby była to jakakolwiek opcja dla kierownictwa czeskiej federacji. Choć muszę przyznać – wymieniłem jego nazwisko w podcaście Kudy Bezi Zajica jako ciekawego trenera z zagranicy, który jest bez pracy i ludzie to podchwycili. Potem jego nazwisko pojawiło się w gazetach. To cała historia. Ale byłoby świetnie, gdyby tak się stało.
Komentarze