Cztery czerwcowe mecze nie przyniosły nam odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań. Natomiast pewne jest między innymi to, że Biało-Czerwoni już od lat nie potrafią wypracować stylu innego niż kick and rush, a rozegranie akcji od tyłu i konstrukcja ataków pozycyjnych wyraźnie kuleją. Mimo wszystko czegoś jednak się dowiedzieliśmy. I nawet znajdą się jakieś pozytywy, choć ich liczba jest mocno ograniczona. Lista liczy właściwie tylko trzy pozycje.
- Za nami czerwcowe zgrupowanie Biało-Czerwonych
- Reprezentacja Polski rozegrała cztery spotkania. Nasz dorobek to zwycięstwo, remis i dwie porażki
- Mimo iż nad Walią wypracowaliśmy trzy punkty przewagi, raczej nie jesteśmy zadowoleni z wyników i stylu gry podopiecznych Czesława Michniewicza
- “Gramy swoje” niestety nie zawsze kojarzy się nam w dobry sposób
- Z wyróżnieniem do domów wraca trójka młodych zawodników, których obecność w podstawowym składzie na MŚ wcale nie musi dziwić
Czesław Michniewicz czy Aleksander Matusiński? Kto ma większy wpływ na grę Polaków?
Czy w grze polskiej kadry widać rękę trenera? Nie, a przynajmniej jeszcze nie. Czy nasz szkoleniowiec zdołał dojrzeć coś, czego nie widzieli jego poprzednicy? Niekoniecznie. Czy opiekun Biało-Czerwonych dokonał zmian, o których możemy powiedzieć “tak, to pomysł Czesława Michniewicza?” Nie jestem przekonany. Reprezentacja Polski robi dokładnie to samo, co robiła wcześniej. Gramy swoje, niestety. Długie podanie w kierunku obrońcy/wahadłowego i próba dośrodkowania z bocznego sektora boiska. Na dziesięć wrzutek tylko jedna jest celna. Czasami zamiast piłki bezpośrednie szesnastkę jest podanie przed pole karne, ale i w tym wydaniu akcja zwykle nie kończy się zagraniem po ziemi. Trenerze, jeżeli ktoś pana zmusza do takiej gry, podczas następnej konferencji proszę szybko mrugnąć trzy razy. Jakoś temu zaradzimy.
Na razie wszystko wygląda tak, jakby Polska wykupiła tylko podstawowy pakiet stylu konstruowania akcji ofensywnych. Być może, wzorem Japonii, kiedyś wprowadziliśmy stuletni plan rozwoju krajowego futbolu. Tylko my, zamiast faktycznie dokonać ewolucji, stoimy. Ugrzęźliśmy w bagnie głębokiej defensywy, kontrataków i oddawania piłki rywalom. Okej, czasami gra się tak, jak pozwala przeciwnik. Nie zawsze jest miejsce i czas na ryzyko lub radykalne zmiany. No ale żeby na przestrzeni lat nie wypracować nic ponad “kopnij do Roberta Lewandowskiego i niech on biegnie” lub “kopnij do obrońcy, on niech biegnie i kopnie do Roberta Lewandowskiego”? Polscy specjaliści od sprintów i dłuższy dystansów ostatnimi czasy święcą triumfy, jednak to nie powód, by sukcesy Aniołków Matusińskiego czy Ewy Swobody przekładały się na grę reprezentacji.
Wojciech Szczęsny chciałby grać. Ale z kim ma to robić?
A co do swobody, to brakuje jej w rozegraniu od bramki. I w 99% przypadków to nie wina golkipera. Nawet jeżeli zamiast Wojciecha Szczęsnego pojawiłby się Manuel Neuer, nie zmieniłoby się nic, Bóg mi świadkiem. Bo do kogo ten hipotetyczny, biedny Neuer miałby podać, by adresat zagrania nie zdecydowałby się na natychmiastowe wybicie “na Lewandowskiego” lub zagranie zwrotne, prosto/lub czasami niekoniecznie prosto w kierunku własnego bramkarza? Glik? Gra na alibi, do najbliższego, jak wszerz, to najczęściej w aut, jak wzdłuż, to i czasami za linię końcową. Bednarek? Tu trochę lepiej, ale zdecydowanie brakuje mu klasy. Pomysłu zresztą często też. Kamiński? Nawet nie wiemy, czy istnieje, całe zgrupowanie poza murawą. Wieteska? Niektórzy twierdzą, że jego debiut to równocześnie mecz pożegnalny. Na pewno jest dla niego za wcześnie na rywalizację z rywalami pokroju Belgów.
Zostaje nam Kiwior, najpiękniejszy z polskich środkowych obrońców. Właściwie to jedyny piękny, jeżeli weźmiemy pod uwagę umiejętność wyjścia z futbolówką nieco wyżej niż na 30. metr i rozegrania akcji. Spójrzcie na to, co w drugiej połowie robił Jan Vertonghen. 35-letni defensor momentami zamieniał się w nieobecnego wczoraj Kevina De Bruyne. Zawodnik Benfiki potrafił wedrzeć się w nasze pole karne, uprzednio prowadząc piłkę przez 3/4 długości boiska. Marzymy o takim zawodniku. Jakubie Kiwiorze, bądź takim zawodnikiem.
Młodzież górą. I dobrze
Tak więc mamy już jednego plusa i jest nim obrońca Spezii. Pójdę za ciosem i zamiast od samego wstępu koncentrować się na tym, co jest złe, przez chwilę postaram się utrzymać tekst w pozytywnej atmosferze. Dwa kolejne pozytywy tego zgrupowania to Nicola Zalewski i Szymon Żurkowski. Pierwszy z nich to wręcz murowany kandydat do gry w podstawowym składzie, natomiast drugi jest bardzo blisko regularnej obecności w wyjściowej jedenastce. Nicola ma “to coś”, co mają także Cash czy Zieliński. Ale jego “coś” jest bardziej efektowne. Drybling, przebojowość, technika. Czasami wręcz zastanawiamy się, czy to na pewno jest Polak.
Co do Żurkowskiego – na pewno mu się chce. I to doskonale widać. A poza tym jest go dużo z przodu, z tyłu też go nie brakuje. Biegać potrafi, myśleć po piłkarsku także. Czasami szwankuje rozegranie pod presją, vide “dokładne podanie na kilkadziesiąt metrów, ale do bramkarza”, jednak całościowe wrażenie jest jak najbardziej pozytywne.
No to mamy trzech prawdziwych wygranych czerwca – Kiwior, Zalewski, Żurkowski. Przy dobrych wiatrach cały tercet może na dłużej wywalczyć sobie miejsce w podstawie. A co z resztą “pozytywnych”? Bramkarze – wszyscy bez większych lub żadnych zastrzeżeń. Na tej pozycji nie mamy słabych punktów. Wyróżniłbym jeszcze Jakuba Kamińskiego – za mecz z Walią, może Krychowiaka, który prezentował się całkiem solidnie i to chyba byłoby na tyle. Casha wyróżniać nie muszę, bo on wyróżnia się sam. Podobnie ma się sprawa z Lewandowskim – o nim to nawet nie wypada wspominać, ponieważ z małymi, ale naprawdę minimalnymi wyjątkami, w koszulce reprezentacji pokazuje klasę światową. Natomiast Świderski już zdążył przyzwyczaić nas do tego, że jego obecność na boisku to zawsze wartość dodana.
Prawdziwi przegrani to ci, którzy nie mieli okazji przegrać
Wiemy już kto wygrał, więc pozostaje nam zastanowić się nad przegranymi. A jest ich kilku, jak nie kilkunastu. To przede wszystkim wszyscy ci, którzy zaliczyli zaledwie kilkuminutowe epizody lub wcale nie powąchali murawy. Czerwiec był najlepszym, a może nawet jedynym momentem na prawdziwe zbliżenie się do reprezentacji. Mam tu na myśli grę, nie samą obecność w kadrze. Z pewnych powodów tej szansy nie wykorzystali Tomasz Kędziora, Kamil Pestka, Sebastian Walukiewicz, Przemysław Płacheta, Konrad Michalak, Krystian Bielik, Kamil Jóźwiak, Patryk Kun i Marcin Kamiński.
Szczególnie żal, przynajmniej mi, ostatniej dwójki. No ale czy taki Kun, nawet przy założeniu pełnowymiarowego występu, zdołałby wygrać rywalizację na lewej stronie? Mam pewne wątpliwości. W takim razie mój żal jest nieco mniejszy. Ale Kamińskiego nadal nie mogę przeboleć. Lewonożnych obrońców nigdy dosyć, zwłaszcza że to towar deficytowy. Pozostaje zaufać trenerowi. Może piłkarz Schalke jeszcze wcale nie został skreślony. Twitter niemieckiego klubu wierzył w niego do samego końca, przed każdym meczem wrzucając dedykowany mu post. Co do Bielika – tu górę wzięły względy zdrowotne, dlatego trudno traktować go jako faktycznego przegranego. A jego to chyba szkoda najbardziej.
Nieznośna schematyczność akcji
Z tych, którzy pominięci nie zostali, w sposób korzystny na pewno nie wyróżnili się ani Jacek Góralski, ani Tymoteusz Puchacz. “Góral” tylko potwierdził, że do konstruowania akcji to on się kompletnie nie nadaje, a nas raczej nie stać na grę w środku pola tak jednowymiarowym zawodnikiem. Jako zadaniowiec, ale tylko w końcówkach, proszę bardzo. W naszym polsko-staroangielskim stylu ograniczmy chociaż aspekt siłowego powstrzymywania przeciwników.
Puchacz nadal nie dorzuca wystarczająco celnie. Ja wiem, że “ma tę łatwość w dochodzeniu do sytuacji, w których może dośrodkować” (redakcyjny kolega Przemysław Langier to potwierdzi), ale na Boga, skończmy z taką grą, a przynajmniej nie forsujmy tego jako schemat bazowy. Dalekie podanie na skrzydło, bieg pod linię końcową, stamtąd “jakieś” dogranie przed bramkę. Ileż można. Nawet jeżeli gdzieś tam w polu karnym czeka Lewandowski. Gorzej jak ten Lewandowski wcale nie czeka w szesnastce, tylko sam zagrywa ze skrzydła. A tak było w drugim meczu z Belgią. Wtedy mamy problem, bo Robert sam do siebie podać nie może, choćby bardzo chciał. Jeżeli Tymek poprawi skuteczność wrzutek, możemy usiąść do stołu i rozważyć to jako jeden z wariantów. Ale nie jako wariant jedyny.
Kilku wyróżniających się piłkarzy to nieco zbyt mały zysk jak na cztery mecze. Oczywiście w kontekście przyszłości ta grupa ma szansę okazać się kluczowa i może to właśnie oni poprowadzą Biało-Czerwonych do triumfów na Mistrzostwach Świata, ale nadal nie wiemy, m.in. jaka formacja jest właściwa, kto powinien grać w środku pomocy i gdzie ustawić Zalewskiego. Ani styl, ani wyniki nie są satysfakcjonujące. Katar “dopiero” w końcówce listopada, jednak czasu na próby i zmiany nie ma tak dużo.
Komentarze