Nie tylko Boruc i Żurawski. Także m.in. Adamczuk, Brożek, Cierzniak, Dziekanowski, Fojut, Mrowiec, Szamotulski, Wdowczyk czy Załuska – w szkockiej ekstraklasie wystąpiło ponad 20 Polaków. A to tylko czasy współczesne. Mało kto pamięta o Kaplerze, Starościku, Leszu i Morawcu, którzy grali tutaj tuż po wojnie, czy Szygule, Olku i Strzałkowskim, wymienionym… za pralki. Szkocja gościła wielu ciekawych polskich piłkarzy i była świadkiem co najmniej kilku interesujących historii.
- Mecz charytatywny, transfer za pralki, czy znak krzyża i koszulka z papieżem – polscy piłkarze z pewnością wyróżniali się w szkockich rozgrywkach
- Szkocja kojarzy nam się przede wszystkim z Borucem i Żurawskim, których występy przekonały Wyspiarzy do regularnego stawiania na Biało-Czerwonych
- Dzisiaj gra tutaj trzech zawodników z kraju nad Wisłą. Żukowski reprezentuje barwy Rangersów, Stryjek broni dostępu do bramki Livingston, a Maciej Dąbrowski ratuje Hibernian przed utratą goli
Przez armię do Celticu
Szczęście? Umiejętności? A może jedno i drugie? Konrad “Kon” Kapler miano pierwszego polskiego piłkarza w lidze szkockiej zawdzięcza dobremu występowi w meczu charytatywnym, podczas którego zbierano fundusze dla rannych oficerów naszej armii. Kapler został zauważony przez Celtic – dla The Bhoys zaliczył osiem występów. W 1948 roku zrzekł się obywatelstwa naszego kraju i na stałe osiedlił się na Wyspach.
Po drugiej wojnie światowej kilku polskich zawodników znalazło zatrudnienie w szkockich drużynach. Oprócz wspomnianego już Kaplera grali tu także Feliks Starościk (Third Lanark), Alfie Lesz (St. Mirren) i Gerhard Morawiec (Stirling Albion). Wielu piłkarzy, którzy byli częścią Wojska Polskiego, wznowiło swoje kariery sportowe na północnym wschodzie, gdzie zdecydowali się pozostać po demobilizacji bazy pod Fraserburgh.
Pralki w zamian za reprezentantów Polski
Na kolejnych Biało-Czerwonych w Szkocji czekaliśmy do lat 70. W 1971 roku Witold Szyguła, Alfred Olek i Roman Strzałkowski zostali zaprezentowani jako zawodnicy Hamilton Academical. Transfer tego tercetu zapewne nigdy nie doszedłby do skutku, gdyby nie Jan Stępek, polski prezes ekipy The Accies. To właśnie on stał za tym ruchem, zapowiadanym jako pozyskanie “pierwszych zawodników zza żelaznej kurtyny, którzy mieli zagrać w Wielkiej Brytanii”. Zainteresowanie klubem wyraźnie się zwiększyło. Na Douglas Park pojawiło się zdecydowanie więcej kibiców, a media chętnie pisały o ekipie z Hamilton. Nic dziwnego – Strzałkowski miał na koncie m.in. występ w meczu z Brazylią na Maracanie w 1966 roku, gdzie stanął naprzeciw Pele.
Nie tylko z tego powodu przeprowadzka wspomnianej trójki na zawsze zapisała się w historii polsko-szkockich relacji. Dzisiaj ten szczegół powoduje uśmiech na naszych twarzach, jednak w tamtych czasach nie było to nic dziwnego. Otóż Szyguła, Olek i Strzałkowski trafili na Douglas Park w ramach wymiany za… pralki. Stępek, który w Szkocji prowadził hurtownię sprzętu elektronicznego, wykorzystał dobre kontakty w ojczyźnie i po “latach” negocjacji dokonał wyjątkowej transakcji.
Ówczesny sekretarz klubu Alan Dick zdradził, że chociaż Polacy przyciągnęli rzeszę kibiców i dziennikarzy, to nie zdołali znacząco wpłynąć na sportową sytuację drużyny:
Niestety nie byli w stanie odmienić losów Hamiltona, ale z pewnością zwiększyli zainteresowanie The Accies. Byli pełnoetatowymi graczami – i najwyraźniej byli także zbyt dobrzy dla nas, dlatego nie zostali dłużej niż kilka miesięcy. Otrzymywali tylko podstawową pensję, poniżej 200 funtów tygodniowo.
“Magic” i “Holy Goalie”
Chociaż jeszcze w latach 90. Szkocja gościła kilka ważnych nazwisk (Dziekanowski, Wdowczyk), za przełomowy uznaje się dopiero 2005 rok. To właśnie wtedy w Scottish Premiership pojawił się duet, który sprawił, że na północny Wielkiej Brytanii pokochano polskich zawodników. Obaj trafili do Celticu – Artur Boruc został pozyskany z warszawskiej Legii, natomiast Macieja Żurawskiego sprowadzono z Wisły Kraków.
Zdecydowanie większą karierę w Barwach The Bhoys zrobił Boruc, jednak “Żuraw” bez wątpienia również nie ma się czego wstydzić. Urodzony w Poznaniu napastnik przejął numer 7 i zyskał przydomek “Magic”. Kapitalny pierwszy sezon w koszulce ekipy z Glasgow przyniósł mu 16 goli i siedem asyst w 26 występach. Wraz z Johnem Hartsonem, który zdobył dwie bramki więcej, siali popłoch w szeregach obronnych rywali. Licznik Żurawskiego na Celtic Park zatrzymał się na 70 meczach i 30 trafieniach.
221 spotkań, trzy mistrzostwa kraju, a także setki udanych interwencji i drugie tyle kontrowersyjnych sytuacji – to dorobek, jakim Artur Boruc zapisał się w Glasgow. Kibice Celticu nigdy nie zapomną, co zrobił dla nich “Holy Goalie”. Fani Rangersów zapewne również nie zdołają wymazać z pamięci wyczynów Króla Artura w Old Firm Derby.
Kogo prowokuje wizerunek Jana Pawła II?
To właśnie podczas pojedynków z lokalnymi rywalami polski bramkarz zwykle wspinał się na wyżyny swoich umiejętności i… kreatywności. W lutym 2006 roku został ostrzeżony przez policję za gesty, które wykonywał pod adresem fanów gospodarzy podczas rywalizacji na Ibrox. Kilka miesięcy później wyjaśniono, że chodziło o „postępowanie, które wydaje się wzniecać nieporządek”, a nie o znak krzyża, który protestanccy kibice Rangersów postrzegali jako prowokację kierowaną w ich stronę. Boruc dumnie prezentował swoje przywiązany do wyznania katolickiego i stał się znany jako “Holy Goalie” („Święty Bramkarz”).
W kwietniu 2008 roku po zwycięstwie w Old Firm Derby zaprezentował sympatykom rywali koszulkę z hasłem „God bless the Pope” („Niech Bóg błogosławi papieża”) i wizerunkiem Jana Pawła II. Zachowanie golkipera Celticu zwykle wywoływało nie tylko reakcję trybun na Ibrox, ale także prowadziło do działań policji i wymiaru sprawiedliwości, co miało sugerować dokonanie czynu zabronionego przez Boruca. Z takim traktowaniem gestów reprezentanta Polski nie godził się sam Kościół katolicki, który niejednokrotnie zwracał uwagę na to, iż „Szkocja wydaje się jednym z niewielu krajów na świecie, w których ten prosty gest religijny jest uważany za przestępstwo”.
Komentarze