Paulo Sousa, podobnie jak jego poprzednicy w XXI wieku nie zaliczył zwycięstwa w debiucie jako selekcjoner reprezentacji Polski. Biało-czerwoni zremisowali z Węgrami 3:3 (1:0) w spotkaniu pierwszej kolejki eliminacji do mistrzostw świata. Tym samym już na starcie droga do Kataru zrobiła się kręta i trudna. Przed polską ekipą jeszcze w tym miesiącu starcia z Andorą i Anglią.
Fatalny błąd w obronie
Paulo Sousa zdecydował się na ofensywne ustawienie Biało-czerwonych. Przede wszystkim desygnował do gry w wyjściowym składzie Michała Helik, który w ostatnim czasie imponował formą na zapleczu Premier League. W pierwszym składzie polskiej drużyny zabrakło natomiast Kamila Glika. W ataku Polaków rządzić miał oczywiście Robert Lewandowski. Zatrzymać kapitana Biało-czerwonych miał z kolei Willi Orban, mający polskie korzenie.
Pierwsza odsłona rywalizacji w wykonaniu obu ekip nie mogła się podobać. Biało-czerwoni nie zaprezentowali się najlepiej. Chociaż kilka razy niezłe zrywy w ofensywie zaliczył Bartosz Bereszyński. Piłkarz Sampdorii między innymi w 26. minucie popisał się precyzyjnym podaniem do Arkadiusza Milika, ale napastnik Olympique Marsylia nie opanował piłki i cała akcja spełzła na niczym.
Tymczasem już od szóstej minuty ekipa Paulo Sousy przegrywała. Pół żartem pół serio przez zaledwie 360 sekund gospodarze czuli respekt przed rywalami. Gola dla drużyny Marco Rossiego strzelił Roland Sallai, którego nie upilnował Jan Bednarek. Tym samym już w pierwszym kwadransie rywalizacji plan następcy Jerzego Brzęczka runął w gruzach.
Kapitan na ratunek
Druga połowa zaczęła się w wykonaniu polskiej drużyny podobnie, jak to miało miejsce w pierwszej połowie. Już w 52. minucie bramkę na 2:0 zdobył Adam Szalai. Chwilę przed jego strzałem zablokować rywali starał się Bartosz Bereszyński, ale piłkarz Mainz nie dał za wygraną i ostatecznie Madziarowie wyszli na dwubramkowe prowadzenie.
Na zmiany w swoim zespole Paulo Sousa zdecydował się w 58. minucie. Z boiska zeszli Michał Helik, Sebastian Szymański i Jakub Moder. W ich miejsce pojawili się: Kamil Glik, Kamil Jóźwiak i Krzysztof Piątek i to był kluczowy moment spotkania dla Biało-czerwonych. Napastnik Herthy już w 60. minucie zdobył bramkę kontaktową, wykorzystując zagranie z boku boiska od byłego pomocnika Lecha Poznań.
Jóźwiak po pojawieniu się na placu gry asystą się nie zadowolił i w 61. minucie sam wpisał się na listę strzelców, wykorzystując genialne podanie od Piotra Zielińskiego. Piłkarz Derby County oddał precyzyjny strzał z prawej nogi i mieliśmy 2:2. Tym samym w błyskawicznym tempie reprezentacja Polski odrobiła straty.
Tymczasem w 78. minucie Węgrzy znów wyszli na prowadzenie. Tym razem Wojciecha Szczęsnego pokonał Willi Orban, który dostawił nogę do piłki zgranej przez Adama Langa. Biało-czerwoni byli jednocześni znów zmuszeni do gonienia wyniku. Udało się to w 83. minucie. Ciężar gry na swoje barki wziął Robert Lewandowski, który ustalił wynik na 3:3 i zdobył swoją 64. bramkę w drużynie narodowej.
Tuż przed końcem podstawowego czasu spotkania Lewy popisał się jeszcze strzałem z trudnej pozycji, ale ostatecznie piłka po próbie kapitana nie znalazła drogi do bramki. Polska zremisowała zatem na Puskas Arena 3:3. Godne uwagi jest to, że gospodarze kończyli zawody w dziesięciu, bo z powodu dwóch żółtych kartek boisko musiał w doliczonym czasie opuścić Attila Fiola.
Szkoda że nie poszliśmy za ciosem.
Ogólnie był to słaby mecz w wykonaniu naszej drużyny. Do 60 minuty nie pokazaliśmy nic. Był to nawet gorszy obraz niż za Brzęczka. Z tych grajków żaden trener nic nie zrobi. Realistycznie nie oczekujmy cudów. W futbolu nie jesteśmy potęgą to nie siatkówka.